środa, 26 grudnia 2012

mapa marzeń

cień Nowego Roku spowił  niespełnione postanowienia z poprzednich dwunastu miesięcy. trzeba się wziąć ostro do roboty, bo czas ucieka, a tutaj w życiu wieczny rozpiedol.
dlatego, żeby się nie pogubić w licznych sprawach, które chciałabym załatwić, postanowiłam stworzyć mapę marzeń, co się na nią gapić będę codziennie.
żeby przypadkiem o niczym nie zapomnieć. żeby marzyć z większą intensywnością i mieć motywację do realizacji postanowień. intencje rzucam w uniwersum, niech płyną, niech rozkurczają przestrzeń!
e.


sobota, 22 grudnia 2012

smacznego jajka

Co do życzeń:
- chciałabym wiedzieć, czego chcę albo całkowicie zaufać, że będzie dobrze jak będzie, i że coś się mną opiekuje.. a nie trwać w poczuciu winy, że nie wiem
- mieć więcej odwagi w okazywaniu i bronieniu swoich racji
- nie bać się kochać
- być w przyszłym roku na balu w sukni i ze sztucznymi rzęsami ( taki kaprys)
- pojechać w jakieś ciepłe miejsce
- nie bać się nie umieć
- lubić siebie

Nie wiem, czego kto by chciał, ale życzę każdemu, by nie bolały go zęby i nie zgubił telefonu, aby zawsze był wyspany i smacznie najedzony :)

a.

piątek, 21 grudnia 2012

daj mi portfel

wchodzę z siostrą do apteki. ustawiam się w kolejce, kupuję leki na niekończącą się grypę i przypominam sobie, że młoda schowała mój portfel do swojej torby. stała obok, więc pacnęłam ją w ramię i powiedziałam:
- daj mi  portfel!
nagle podczas pacania w ramię poczułam dziwne futro pod palcami, odwróciłam się, a za mną stała przerażona starsza pani.
nie dość, że została przeze mnie dziarsko pacnięta, to jeszcze wszystko wskazywało na to, że chcą ją ograbić z emerytury. napotykając zdezorientowany wzrok starszej pani zamarłam. babeczka uśmiechnęła się i powiedziała, że nic z tego i kasy nie da.
e.

czwartek, 20 grudnia 2012

zestaw miłosierdzia na święta! raz!

w święta świętego spokoju, o którym marzę nie będzie, żeby chociaż przez jeden dzień wcisnąć off od wszystkiego.

"wesołych świąt" sobie życzymy, tylko co to w ogóle są te wesołe święta? obżarstwo, wizyty rodziny, która zawsze ma na Twój temat mnóstwo do powiedzenia, mimo że nie widzieli Cię od miesięcy. uśmiechy, achy, pijaństwo. to ostatnie odpowiada mi najbardziej, bo przynajmniej zagłusza cały ten harmider i pozwala stać się trochę bardziej wyrozumiałym i towarzyskim.

i życzenia. gdyby wszyscy życzyliby sobie szczerze i od serca, to połowa ludzkości zniknęłaby z powierzchni ziemi. no, ale zawsze miło stać się jednym z wielu hipokrytów i pożyczyć zdrowia wszystkim w geście nieszczerego cynicznego miłosierdzia.

spotykasz więc osobę, co utopiłaby Cię w łyżeczce herbaty i ta persona miętoli Twoje jestestwo z zaangażowaniem wykrzykując, że dużo szczęścia, zdrowia i miłości. szarga słowami wlepiając je z pluskiem śliny prosto między Twoje oczy. po świętach za to opowie znajomym, jaka z Ciebie szuja, kurwa i chuj.

oczywiście zdarzają się też szczere życzenia, takie bez cienia sarkazmu.
- "a więc kochanie, życzę Ci męża, dzieci, domu i żebyś była szczęśliwa"
i te są najgorsze.
e.


wtorek, 18 grudnia 2012

zakłócamy naturalną selekcję

O, jaka piękna choinka- pomyślałam, kiedy rozpoczynaliśmy pracę przy imprezie świątecznej na dolnym mieście. I śnieg prószył. Ktoś, żeby sprawdzić dźwięk, puścił na głośnikach last christmas.
W samym epicentrum patologicznej dzielnicy- święta z katalogu.

Ponieważ rozdawaliśmy prezenty za darmo, nie spodziewaliśmy się nadchodzącej fali agresji.
Bo: ktoś wepchnął się w kolejkę i obsłużyliśmy go, źle obsługujemy, ludzie stoją i marzną a ktoś się wpycha i my go obsłużyliśmy!
Bo: Dzieci czekają, a my nadal nie mamy stu oczu, aby pilnować porządku w kilometrowej kolejce ( która powstała w 2 minuty, jak tylko dowiedzieli się, że rozdajemy coś za darmo), ani stu rąk, żeby wydawanie szło szybciej.
Bo: Ktoś przez przeoczenie dostał dwa razy, a jemu zwróciło się uwagę, że już ma prezent i nie dostanie drugiego, a przecież to nie jest sprawiedliwe!

Tak. Nie jest to sprawiedliwe. Zwykle jestem zadowolona z pracy w gorszej dzielnicy, ale dziś, to kurwa, wszystko bym tym ludziom zabrała. Bo dlaczego dawać cokolwiek w nagrodę komuś, kto robi awantury i potrafi bić się o pudełko czekoladek? Jeśli ten ktoś prezentu nie szanuje, to na niego nie zasługuje. Proste.

A Unia daje. Milion pieniędzy, za które takim ludziom kupuje się merci i toffifee. Bo nie zwykłą czekoladę. Nie przeczę, że Ci ludzie mają przejebane. Ale nic nie robią z tym. Nie chce im się, bo po co. Chcą brać, chcą żreć.I dostają perły przed świnie. Tymczasem znam wiele osób, którym żal kasy na czekoladę nawet, bo wstyd im prosić o pomoc. I dla takich ludzi powinny być festyny jak dziś, ale dla tych uczciwych, którzy sami sobie radzą- nie ma.

Lepiej nagrodźmy margines! Widziałam, jak bezdomni przynosili torby, w które wkładali sobie tony zasponsorowanych rarytasów. Jak starsze osoby wpychały się w kolejkę wykorzystując wiek, żeby dostać kolejną porcję słodyczy. Widziałam, że dostawali dziś rzeczy, na które mi szkoda pieniędz. Strumieniami lały się dary, produkty, których na co dzień sobie żałuję. I Ty pewnie też.

I wkurwiło mnie to, bo dlaczego nie nagradza się dobrych ludzi a darmozjady tak?
Dlaczego ja nie dostałam pudełka rafaello?

Bo nie jestem z dolnego miasta. I Ty też nie. Uczysz się, studiujesz, pracujesz i płacisz podatki, za które kupuje się im lepsze rzeczy niż sam masz. A ja im usługuję za pieniądze. Dziś popieram dobór naturalny. Dajmy wyginąć słabszym gatunkom, zanim nas zeżrą.

a.

ogłaszam odmartwianie się

dzisiaj dowiedziałam się, że moje życie bywa momentami męczące przez to, że martwię się za bardzo sobą i innymi. niby banał prosty jak struna w gitarze, ale dzisiaj to mną wstrząsnęło, aż zawyłam. tak hardo.

już miałam sobie powyrywać włosy z głowy podczas negocjacji finansowych z przedstawicielami marszowego ugrupowania politycznego, kiedy w szale wściekłości i bezsilności przeczytałam krótki wpis na FB. ogólnie wynikało z niego, że po chuj się martwić. nigdy w życiu nie uderzyło mnie to tak, jak w tym właśnie momencie.

że sobie pół życia zmarnowałam na martwienie się, to już tego jest za dużo. człowiek głupi jest jak pęk słomy i sam na blaszanej tacy wbrew prawom fizyki próbuje się dopchać na szczyt ośnieżonej góry, bo wydaje się, że tak będzie łatwiej. po chuj to wszystko pytam się ja siebie! "po cholere Ci to martwienie się i czy to jasnej anielki coś zmienia?" odmartwiam się więc. koniec z męczeństwem na własne życzenie.
e.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

ta dam.

Ostatni sen w czasów przed wizytą niedźwiedzia. Ostatni on- umarł.

Perły pawia rozsypały się pod łóżkiem, na którym miał spać. 

Były zbyt złudne, za perfekcyjnie kształtne. 

Zerwane gwałtownie, uleciały- tak, że nie ma co zbierać.

Niedźwiedź to przewidział- pomyślałam, idą po ocet do nocnego.

Trzeba teraz słuchać niedźwiedzia. Nawet jeśli to ma być koniec. 

a. 


niedziela, 16 grudnia 2012

wszechstworowa apokalipsa

przeżyłam kilka osobistych końców świata i może nadejdzie ten prawdziwy. tylko, żeby jakiś efektowny był. coś jak w kinie 5d i żeby można było chociaż chwile na to cudo popatrzeć, a nie że wszystko się rozjebie w parę sekund i koniec. ciap i jesteś unicestwionym bytem w stanie ciekło-rozbryzganym.

nie. apokalipsa musi być zajebista. zamiast anielskich fanfar - kawałek Guns N' Roses "Paradise City".


 i noc nastanie, gwiazdy zaczną spadać z nieba, a inne planety będą na tyle blisko, żeby móc je podziwiać w całej okazałości popijając whisky z lodem i paląc ostatniego w życiu blanta. potem poproszę, żeby z chmur się utworzył się kosmiczny wir, który powoli się kręcąc  zżerał i wchłaniał budynki, samochody, autostrady, wszystko, oprócz ludzi i przyrody.


a jak wszystko, co nazywało się cywilizacją przestanie istnieć, zobaczymy jaki świat jest niesamowity bez fabryk, wysypisk śmieci, zanieczyszczonych oceanów,  jak dużo straciliśmy myśląc, że zyskujemy. i poczujemy się jak ostatnie szuje, co rozjebały dobrze działający system. wtedy to po lekcji pokory, przypałęta się mgła z gazem rozweselającym i owładnie ludźmi, aż umrą ze śmiechu, by potem narodzić się na nowo, dorosnąć i chlupnąć sobie whiskacza.
e.



środa, 12 grudnia 2012

czemu nie!

dobrą falę mam pogodzenia się ze wszystkim. już nie jestem na "nie" albo na "nie wypada" albo "co ludzie pomyślą". to chyba z wiekiem przychodzi. takie wyczekiwane "wyjebane na wszystko".
efekty są szokujące.
czerwona sukienka - czemu nie
szpilki - czemu nie
skórzane spodnie - czemu nie
szadyzm uczesaniowy - czemu nie
turlanie się w śniegu jak wściekły chomik - czemu nie
niezdrowe żarcie - czemu nie
koniec oszczędzania - czemu nie

coraz więcej "czemu nie", coraz mniej "ale"

kijowa piosenka w załączniku do wpisu - czemu nie! aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! :D
e.

wtorek, 11 grudnia 2012

11.12.2012, 18:29

Kurwa, jutro 12.12.2012 a ja nie wymyśliłam jeszcze nic specjalnego!
Ani na 12.12 ani tym bardziej na 21.21.

Jestem wyrzutkiem społeczeństwa. Można wyśmiewać.

I to nudnym, pozbawionym fantazji i polotu wyrzutkiem.

Co ja opowiem wnukom?!

- przejęłabym się, ale nie muszę, bo nie mam wnuków. Ha. Ha ha.

I po prostu- tak jak polityką, drogami, pogodą, kościołami, boziami i innymi przebierańcami:

I ain't bothered.


a.






poniedziałek, 10 grudnia 2012

Wiejska Superstars

wiem, mam zakaz oglądania serwisów informacyjnych. wiem. ale to nie jest proste. jak się ogląda polskich gburów, co zawiązali sobie szelkę na szyi i nazwali to krawatem to...

pikawa mi strzela niczym jojo, kiedy widzę ten cały cyrk na Wiejskiej. ręce opadają.
jeden marsze chce urządzać, żeby protestować nie wiadomo po co. do startu przygotowuje się tłum fanatyków, by z instynktem stadnym biegać za krzyżami i biczować policję różańcami, między wdechem a wydechem wzywając imię pana nadaremno. ku chwale chwały, byle nie było za zimno i gile z nosa nie kapały.

drugi idzie z żoną na zakupy do sklepu, żeby zachęcić Polaków do wydawania pieniędzy. no kurwa mać. niech zlikwiduje kwiczącego żarłoka - ZUS, to ludzie nie będą wpierdalali pieniędzy w powietrze.dzięki temu  pozbędziemy się wyrzutów sumienia kupując flachę, żeby zalać pałę i zapomnieć o rachunkach, podatkach i wypłacie na raty.

i do tego wszystkiego pan poseł, co kiedyś był agentem, ale już nie jest. bo ponoć siedział na bibach z ziomami, co teraz już ich nie lubi. i cała Polska codziennie słucha: dlaczego wtedy z nimi pił, a teraz nie pije. i czy teraz w ogóle pije, czy nie? a jak pije, to co?

pracy nie ma, firmy bankrutują, bieda świszczy, redaktor Durczok schudł, a oni bawią się jak w musicalu. nie ma jak splendor za dłubanie w nosie. z okazji mało wesołych świąt, życzę panom "politykom" siana - pod kopułą.
e.

niedziela, 9 grudnia 2012

obiektywizm babci a mój image

 
A jak  byłam u babci, to przyjechali do rodziców źli ludzie zwani "goścmi" i zjedli ciasto, które rano upiekłam. Dla siebie. No to już jest szczyt :P
                                                                
                                                                                  a.

piątek, 7 grudnia 2012

samarytanie na zakupach

coraz bardziej lubię rozmawiać z ludźmi, których nie znam. no i okazji jest więcej, bo trzeba prezenty gwiazdkowe zakupić i szwędam się po sklepach, w których zazwyczaj nie ma tego co akurat chciałabym, żeby było.

no i tak się łazikuje i gada, że może te rękawiczki, a może szalik, a gacie w ciapki czy w paski, a skarpety puchate czy ze zwierzątkami, a perfum pachnie, czy jednak rzuca zapachem jak obuchem w ryj. prawdziwe dylematy.

i tak rozkminiając nad puchatością i wzorkami czuję narastającą rozpacz. łzy cisną się do oczu, bezsilność miażdży resztki rozsądku. skąd ja mam to kurwa wszystko wiedzieć?

i wtedy słyszę zazwyczaj zbawienny głos osoby krzątającej się obok z podobnymi problemami jak moje. "niech Pani weźmie te różowe skarpetki, lepsze gacie w zwierzątka, ten perfum ładniej pachnie". i już. po problemie. co ja się będę pierdołami zajmować, jak mogę zrzucić odpowiedzialność na kogoś innego. strasznie mi ulżyło.
e.

czwartek, 6 grudnia 2012

aż tu, niespodziewanie, nadszedł dzień wierszyka. i wszedł tu


i w tej witrynie
znowu ta sama twarz

przegląda się sobie
i myśli, że jakoś nie pasuje
mimo wszystko

ta myśl ją denerwuje
zostawia ją więc i idzie dalej
bez niej
z tą samą niepasującą twarzą
bo co ma zrobić

mimo wszystko
ma więcej myśli niż twarzy

a.


znajoma maluje fajne koty: stąd

mikołajki

Miło jest znaleźć słodycze w bucie.
Jeszcze milej pędząc do pracy wyjebać się bez powodu jak długa (na Długiej btw) i porwać spodnie w kroku. I w takich spodniach musieć iść do pracy.
Ale najmilej dostać od klienta, chłopca który przez kilka miesięcy był istnym wrzodem na dupie, małego misia. Takiego za 2 zł, tandetnego, pięknego.
I takich prezentów sobie i wam życzę :))

a.

ps. jeśli chodzi o spodnie to muszę kupić nowe- więc prezentem będzie uzasadniony zakup, oczywiste.
ps2. i jeszcze wygrałam kilka deserów winiary w konkursie, bo ja teraz gram, żeby wygrać!

wtorek, 4 grudnia 2012

sposoby na frustrację cz. 1.

zmęczenie czasami osiąga taki poziom, który nie pozwala spać. fajnie byłoby się pacnąć w wyro i leżeć na brzuszku jak mopsik, ale czasami sen nie nadchodzi. zmieniając pozycje śpiochowe jak Sid na kamieniu, resztkami szarych komórek zachodzimy w głowę jak to jest możliwe, że nie śpimy, jak chce nam się spać.

dlatego też po ciężkim dniu, warto odrzucić smutki i z werwą wziąć się za ubijanie kotletów.
jedziesz z mięchem na oślep trzaskając tłuczkiem aż świszczy. rozbryzgujesz resztki swojego niepokoju subtelnie uwalniając niepotrzebną agresję. i ciap i ciap i ciap. i z każdym uderzeniem coraz większa dawka relaksu. oddychasz.

w ten oto bardzo nieoryginalny i niehumanitarny sposób wyładowujemy resztki zbędnej energii, co się pałęta po zmęczonym organizmie i nie pozwala spać.

uwaga!
u kobiet taka resztka energii, mimo że niepozorna, to może być bardzo szkodliwa. szczególnie, że taka ilość wystarczy do myślenia, a co za tym idzie wyszukiwania przeszkód nie do pokonania nawet dla MacGyvera.

przedstawiona powyżej metoda jest powszechnie znana. kiedy mąż pyta żony co na obiad, a ta odpowiada, że schabowy to może oznaczać:
- stan przedbitkowy - jest sfrustrowana i trzeba brać nogi za pas i piwo pod pachę
- stan pobitkowy - można siadać do stołu i wyczekiwać pysznych kotletów i zrelaksowanej małżonki

we współczesnych czasach, kiedy to króluje równouprawnienie, prawo do tłuczenia mięsa mają zarówno kobiety, jak i mężczyźni, a wiedza ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie i utrwalana już od najmłodszych lat ...
e.


jak to ludzie uczą się na wypadkach innych



a. 

niedziela, 2 grudnia 2012

basen

A na basenie pewne rzeczy się nie zmieniają.
Będę zawsze podziwiać ludzi, którzy płacą kasę, przebierają się i wskakują do wody, żeby postać sobie raz na jednym końcu a raz na drugim.

a.


czekam na śnieg

zderzam się ciągle ze sobą i rozpadam na kawałki. zbieram się i wkładam do pudełka z etykietą "dasz radę". układam się, dopasowuję, tworzę całość, ale coraz trudniej odnaleźć mi siebie, bo puzzle z napisem "ogarniam życie" są rozpierdolone po całym moim jestestwie.

ciągle szukam brakujących elementów, próbuję stworzyć obraz, żeby przedstawiał cokolwiek prócz paraliżującej próżni, w której się zanurzam, żeby wyłączyć zmysły i skasować myśli.

reset nie działa. nie ma łatwej drogi do bycia sobą. defragmentuję priorytety, oczyszczam się z wirusowego zapalenia beznadziei, co trwa nieprzerwanie, mimo że wie, że już nie mam na to siły. zmęczona jestem. niekompletna. niepozbierana. nieobecna.

niech to już napada dużo śniegu, co anioła jakiegoś wymacham na puchu i łudzić się będę, że jest fajnie chociaż przez chwilę.
e.



czwartek, 29 listopada 2012

rozrusznik

moje ego zaczęło trochę szarżować i pogubiłam się przez to. straciłam kontakt ze sobą. zapomniałam o uczuciach. tak łatwo zostać skurwielem. zdusić w sobie wszytko, zamknąć się i wypierdzielić klucz w pustą przestrzeń. bo tak trochę jak w próżni się czuję. tyle myśli w głowie, a uczuć żadnych.

chodzę i gadam do siebie, żeby rozruszać poryte przeżyciami, zardzewiałe serce. że nie wolno już tak dłużej, że moc i energia to nie wszystko, że trzeba też kochać. szukam więc powodów do kochania, żeby od czegoś zacząć:
- kocham spać
-  muzykę uwielbiam 
- ...i zapach lasu po deszczu
- kocham słoneczniki, jak się kłaniają w wazoniku
- zapach pomarańczy
- głaskać kotki
- mój magiczny most, gdzie sobie siedzę czasem
- jak liście płyną po tafli jeziora
- kocham odkrywać kosmos i ludzi otwartych na świat
- ... i jeszcze smak barszczu na kacu
- wszystkie odcienie koloru niebieskiego
- kocham moją chabrową sukienkę
- i drzewa przytulać
- płakać przy Singur Ros
- i spacery w nocy
- słodkie wino lubię i kawę z mlekiem i cukrem, i herbatę z cytryną
- zabytkową architekturę
- i Afrykę jeszcze kocham, mimo że nie byłam, ale na pewno pojadę

no. zawsze to jakiś początek.
e.



supergnój

Siedzę w komisji rekrutacyjnej, po kolei wchodzą kolejni kandydaci do pracy. Jeden szczególnie zwraca uwagę. Wysoki, umięśniony, przystojny. Wszystkie testy na sto procent, a nawet na dwieście, przez dodatkowe punkty. Ideał.
Boże, co za pozer i pustak- pomyślałam.
Dla innych członków komisji było oczywiste, że go bierzemy. 
Nie widzieli, jak na korytarzu pyszałek zmuszał siostrę, szarą myszę w szarym swetrze, żeby potwierdzała, że jest najlepszy i wszyscy inni to zera.
Nie miał wad i nie rozumiał ich u innych. Na tej samej zasadzie nie pojmował uczuć.
Zaproszono go na rozmowę. Wszyscy tak byli nim oczarowani, że praktycznie już oznajmiali mu pozytywny werdykt.
- Zaraz- zaprotestowałam- Poczekajcie, czy naprawdę chcemy go zatrudnić?
- To jest najlepszy z kandydatów.
- Może i tak, ale nie do współpracy. Gdybyśmy mieli wakat na stanowisko supermena, to i owszem. Ale on nie nadaje do pracy z ludźmi.

Ależ się chłopak zmarszczył, jak mały chłopiec. Gdybym była zabawką, która się rozwaliła, właśnie by mnie rozgniótł. 
Pracę dostał, mimo mojego sprzeciwu. Jedna z koleżanek już się z nim przez telefon umawia i szczerzy. Dlaczego mnie nie dziwi jego odmowa..

Taki sen miałam. 

Stwierdziłam, że mój animus to supergnój. Na szczęście, jakaś część mnie obudziła się, żeby go świadomie odrzucić z wewnętrznej pracy. A teraz nieoficjalnie: Won z mojego psyche dupku!

a. 

środa, 28 listopada 2012

luźno

Nie chce mi się pisać, chociaż i chciałabym. Ale obecna jestem i ciepło pozdrawiam, bo może się przydać.

a.

Napisałam i coś wybuchło za oknem. I nagle świeczka stała się złowroga i się przeraziłam. Ostatnio tak  stało się w sobotę, gdy dowiedziałam się, że "kadr" to arabsku przeznaczenie. Pewne słowa wyjaśniają wiele, a inne nic. Pewne słowa są ważne, ale nie zawsze. 

niedziela, 25 listopada 2012

kamuflaż z mgły

spacerując uliczkami miasta cieszyłam się, że nie ma prądu i nic nie oświetla drogi. tylko mgła i schowane w ciemności domy, z których okien migotały światełka. nie widziałam ludzi, którzy przechodzili obok i oni też mnie nie widzieli. bycie przezroczystym w małym mieście, gdzie wszyscy się znają, to naprawdę nie lada wyczyn i sposobności takich mało się zdarza.

na chwilę chociaż schować się można w sobie i odpocząć od wszystkiego. ja i mrok. i mgła taka, że chciałoby się urwać kawałek i wsadzić do dziurawej kieszeni, z nadzieją, że nie zapodzieje się we wnętrzu płaszcza razem z wsuwkami do włosów, zmiętolonymi w kulki biletami i groszami, co jak są potrzebne to ich nie ma.

zza chmur wygląda ugryziony księżyc i gwiazd parę, co dziurawią niebo. i krok za krokiem odnajduje spokój. będzie potrzebny, kiedy zniknie mgła.

e.

czwartek, 22 listopada 2012

Fortuna pod wpływem

naiwna wierzyłam, że nie rzucam życzeń w czarną dziurę, tylko gdzieś się we wszechświecie zahaczają i czasem jakieś spada z gwiazdą z nieba i się spełnia. i wypowiedziałam życzeń kilka tylko, żeby przetestować, bezpiecznie się poczuć z wiarą w metafizykę i wyskoki naćpanej szczęściem Fortuny.

i zahaczyło się życzenie i zjebało się z nieba jak grom. i wszystko pięknie. przybiegła roześmiana Fortuna, przycupnęła na progu, wypiła setkę czystej i zapowiadało się, że zostanie na dłużej. fajnie było. wierzyłam, że wierzę we wszechświat, a on się mną przejmuje. że gdzieś tam dym został po spalonej gwieździe nie bez powodu. bo przecież życzenie... bo to ma sens spalać się w szczytnym celu.
doch.
po czym Fortuna upojona puściła pawia i filozofia mi się rozjechała. Walt Disney by się uśmiał. bo kto teraz wierzy w bajki. o życzeniach, gwiazdach, wszechświecie...o trzeźwej Fortunie. i wierzyć nie ma co, tylko sobie być trzeba, bo jak wszechświat ma mnie gdzieś, to ja jego też.
e.

poniedziałek, 19 listopada 2012

iluzje

oglądam właśnie przerażającą sztukę w teatrze telewizji. o dwóch małżeństwach, w których ludzie nie kochali swoich współmażonków, tylko współmałżonków przyjaciół. przypomina im się na łożu śmierci, żeby o tym wspomnieć. i tak obie pary wiodły pozornie szczęśliwe, a naprawde bardzo nieszczęśliwe życia.
przynajmniej wyszli za mąż.
najgorsza natomiast dla mnie jest ta artystyczna wizja prawdziwej miłości. nie lubię, jak w filmach pokazują, że takie prawdziwe, niespełnione uczucie trwa całe życie.
i to ma być piękne?
przecież to okrutne. czy to możliwe, że człowiek nigdy nie zazna spokoju od imaginacji?
mama też oglądała- weszła i mówi "takie inne nie"- czyli że ją zainteresowało i się jej podoba.
"mhhm" mruknęłam.
"straszne matko, to straszne" - odpowiedziałam w duchu.

a.


czwartek, 15 listopada 2012

drogi pamiętniczku

... dzisiaj był bardzo fajny dzień w pracy. najpierw wyszło na jaw, że prawdopodobnie jedna osoba okłamuje mnie od kilku miesięcy. potem okazało się, że inna osoba również nie mówi mi prawdy do końca i jej sprawa z wielkości małego orzeszka urosła do wielkości sporego kokosa. na koniec oglądaliśmy z kolegą z pracy, jak za inną koleżanką chodził pijany interesant z nożem ręku. w biały dzień- nagrania z kamer monitoringu.
w nawiązaniu do materiału filmowego porozmawialiśmy sobie potem z kolegą o różnych niebezpiecznym sytuacjach w pracy. jego prawie nie spalił były wiezień, który pojawił w gabinecie z baniakiem nafty. ja mieszkałam sama w domu pełnym narkomanów- recydywistów w pokoju bez klucza. bardzo lubimy swoją pracę i pomaganie ludziom.

a.

środa, 14 listopada 2012

klatka

coraz częściej zauważam, jak krzywdzę sama siebie. dziwne to zjawisko. bo niby uparta jestem i rozsądna  w miarę, a głupoty robię nakreślając granice postrzegania siebie i wszechświata.

nawyki wracają, a największym z nich jest poczucie, że jestem częścią systemu i powinnam działać tak jak on. myślę o tym co wypada, a co nie, martwię się na zapas, zaszczuwam we własnych obawach i wydostać się nie mogę.

mówisz a., że wystarczy wyłączyć myślenie. wiem, że trzeba czuć i postępować tak jak się czuje. ale tyle granic sobie wyznaczyłam, że pole manewru się skurczyło i nie wiem, jak się z tego wydostać.

sama sobie wymyślam problemy, wyszukuję rzeczy, których nie lubię, które nie mogą się udać i mimo że czuję w sobie mnóstwo energii to sama zaczynam zamieniać ją we frustracje.

zablokowałam się i jakże ciężko jest sobie strzelić... reset.

e.

wtorek, 13 listopada 2012

refluks

I nawet jak zrobię wszystko dobrze- pozostanę wierna sobie, asertywna. Kiedy mogę z czystym sercem powiedzieć "it's not me, it's you".
Nawet wtedy, zerwanie znajomości nie jest miłe i powoduje skutki uboczne.


 a.

poniedziałek, 12 listopada 2012

tuman faszyn

niektórzy zapominają, że oprócz czubka ich nosa jest jeszcze cały świat. że ludzie, to nie są kurwa roboty odbierające telefony, co uprzejmie muszą znosi czyjeś przytyki i kłaniają się wpas w podzięce za wredną wrzutę.

kurwa i nie zawsze ma się tyle cierpliwości, żeby znosić czyjeś humory, kaprysy i poczucie bycia pępkiem świata, bądź papieżem wioski albo dzielni, gdzie się buja na lansiku.

i dzwoni do Ciebie taki nadęty bufon, co wymaga, żąda, chce, co wie lepiej i rzyga Ci w ucho swoimi frustracjami i zesranymi poglądami. i nawet do widzenia nie odpowie, bo to byłoby zbyt kulturalne, a kultura osobista nie mieści się w nowym faszyn. nowy faszyn to bycie rasowym ćwokiem.
e.


niedziela, 11 listopada 2012

kurtka na zimę, czyli jak poznać Polaka za granicą

Kiedy na widnokręgu powoli pojawia się dziadek mróz w grudniowym płaszczu, nawet najgorętsze osoby myślą o okryciu na zimę. Sklepy pękają w szwach od puchowych kurtek w najróżniejszych odcieniach różu, a Ty z gotówką w ręku stajesz przed lustrem i zastanawiasz się, dlaczego masz płacić za zostanie parówką XXL.

Nie zawsze jednak jest aż tak źle. Bywa, że śledząc Kasie Tusk w Galerii Bałtyckiej dojedziesz do sklepu, w którym znajdziesz modniejsze w tym sezonie panterki i zebry. Ponieważ jednak nie masz sił tłumaczyć każdemu ze znajomych, że nie jesteś zebrą a co najwyżej efektem Dopplera- szukasz dalej.
I tutaj natrafiasz na znaczący problem- jakkolwiek bowiem byś się nie starała- każda kurtka, którą zobaczysz będzie miała jakieś sztuczne włosy/sierść/futro przy kołnierzu.

Nawet obcokrajowcy zwrócili mi na to uwagę, pytając dlaczego każda z polskich kurtek ma takiego misia. Podobno po tym można rozpoznać Polaka za granicą, gdy akurat nie ma sezonu na skarpetki do sandałów.
Pytam się po co? Nie pełni ono raczej znaczącej funkcji termoizolacyjnej, wykluczam także estetyczną.
Więc po co ono tam? I nikt się nad tym nie zastanawia. Petycji nie pisze, marszów o uwolnienie polskich kołnierzy i kapturów nie organizuje? I nie jest to podejrzane, że możliwie zbiegło komuś kilka ton sztucznych włosów i postanowiono przymocować je do każdej z kurtki, tak żeby nikt się nie zorientował?


Gdy jakiś cudem znajdziesz kurtkę niepuchową, nie różową, bez futerka, bądź czujna na jedną jeszcze rzecz. Czasem nie rzucają się w oczy, są sprytnie wszyte gdzieś z boku i w pierwszej chwili niewidoczne, a jednak bardzo często spotykane. Cekiny. Plastikowe szkiełka to obok dziwnych guzików i sztucznych kokardek jedni z najlepiej zamaskowanych agentów w tajnych służbach dewastacji zimowych nakryć wierzchnich.

Jedyny pocieszenie w nadchodzącym końcu świata- być może nie zdąży do tego czasu porządnie zmrozić i wystarczy mi jesienna kurtka.

a.


piątek, 9 listopada 2012

opowieść o zwyczajnym szaleństwie

ktoś kiedyś powiedział, że szaleństwo to zachowywanie się cały czas w ten sam sposób i oczekiwanie różnych rezultatów. mi powiedziano to wczoraj.

cholera, co też człowiek sobie myśli wchodząc codziennie do tej samej rzeki.

inna sprawa, że skąd wiedzieć, jak zachować się inaczej.
a przede wszystkim- skąd wziąć nowy, dobry cel.
można trenować, nabierać sił i wytrzymałości.. ale, czy to pomoże w wyścigu, gdy wiem gdzie jest meta?
a skoro bez celu- to co się dziwić, że nie spieszę, nie forsuje.
truchcikiem, przyjemnie przemieszczam się.
slalomem, od tego baru do tego, omijając problemy, omijając dorosłość.

sir, can you help me find my way back home

A sir Jung na to tylko:

"Dopóki nie uczynisz nieświadomego- świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz to nazywał przeznaczeniem".


a.



czwartek, 8 listopada 2012

hibernacja naturalna nie dla każdego

niektóre zwierzęta mają sobie fajowo, bo zapadają w sen zimowy i omija ich mroczność tej pory roku, tak samo jak w bajce o Dolinie Muminków. i tak robią borsuki, jeże i niedźwiadki. jak im zazdroszczę! i zwierzątkom i Muminkom.

mogliby mnie obudzić na święta, pochłonęłabym pyszności na zapas, wypiła za zdrowie bliskich i za niekończący się świat i siup do spanka z powrotem. ale nie, że to byłoby spanie takie bezczelne na leniucha, tylko uczyłabym się programować sny. a to ciężkie zadanie pracować z podświadomością. można się zmęczyć i zasnąć.

i tak sobie marzę, że śnię... że latam i o chmury zahaczam i baaam! spadam w dół. jak zawsze. kurwa. jak zawsze. niemiłosierny budzik dzwoni. a jeżyki śpią. i wiewiórki też.i Miś Yogi nawet.

e.


wtorek, 6 listopada 2012

o karmie i prezentach

no proszę, poskarżyłam się, pomarudziłam i od razu wszechświat okazał się łaskawszy.
jako że należy mu się pochwała- nieniejszym to czynię. za nową kurtkę zimową (prezent bez okazji) oraz nowe, równie rozgrzewające znajomości (3!), dziękuję!

co ciekawe, jeden z prezentów pochodzi z algerii. historia ta wymaga krótkiego wstępu.
jestem ci ja w takiej organizacji couchsurfing. polega to na tym, że jest baza ludzi z całego świata, ze zdjęciami i opisami, i jak sie gdzieś jedzie, można sobie wpisać nazwę miasta i spotkać ludzi stamtąd oraz u nich nocować. działa to w obie strony- do ciebie także będą chcieli przyjeżdżać ludzie. wszystko jest non profit i bardzo ułatwia podróże. fajnych ludzi można też spotkać.
oprócz akcji noclegowych są tam też grupy, fora- miejsc i tematyczne.

na jednej z takich grup (chyba forum Polski) napisał kilka dni pewien koleś z algerii, ze jego koleżanka oblała ważny egzamin i ramach pocieszenia jej prosi o kartki z życzeniami powodzenia dla niej z całego świata. spodobało mi się to i wysłałam kartkę (wyobrażałam sobie przy tym, że jak Amelia robię bezinteresownie dobrą rzecz i jaram się tym)

a tu, kilka dni potem, pisze do mnie inny algierczyk. coś tam zagaduje, czy by się kanapa dla niego nie znalazła jakoś po świętach, bo przyjeżdża do polski. spoglądam- i stwierdzam, że i owszem, być może znalazła by się dla niego, młodego, wysokiego, mega przystojnego architekta robiącego doktorat, kanapa. niestety, po dłuższej konwersacji okazało się, że ma poczucie humoru a najgorzej, że mnie polubił.
napisałam mu, że zabawna sprawa, akurat wysłałam kilka dni temu kartkę do algerii, co mi się dość często nie zdarza, opisałam sytuację. on w zeszłym tygodniu wysłał w podobnej sytuacji kartkę na ukrainę.
takie zbiegi okoliczności. przypadek?
ja już nie wierze w przypadki.

to jest strasznie szczeniackie, wiem, do porzygu. ale wlasnie tego teraz potrzebuję, różowości i landrynek. potrzebuje takich korespondencji, potrzebuje, żeby pytał się mnie, czy mógłby przyjechać na święta, bo nigdy nie przeżył takich, jakie oglądał w filmach. takich obietnic bez pokrycia i bez przyszłości.
flirtu i tańca. trwaj chwilo, jesteś piękna!

na swoje usprawiedliwienie dodam, że dwa inne prezenty jak najbardziej w realu ;)

i zdaję się, że tym, którzy mają, będzie dane jeszcze więcej, bo przecież nie ma sprawiedliwości.
a.



poniedziałek, 5 listopada 2012

air stands still

gapię się w drzewa. wiatr wywiewa resztki liści z gałęzi. księżyc je rozświetla, światłem odsłania detale lasu. i wszystko takie proste jest i oczywiste. poukładane. i gapię się...

a we mnie bałagan taki, że przejść przez korytarz myśli nie można. ciągle się potykam, coraz bardziej boje, jakbym wzrok straciła i ciemność totalna nastała. logika off. tylko strachy na ścianach wyobraźni poprzyczepiane, ryja drą wspomnienia i wszystko co złe odżywa, nabiera kolorów, osacza, kleszczy w zaciskających się szponach bezsilności. i niby silna jestem, za bary się z życiem trzymam, walczę bez tchu. tym razem jednak przegrywam.

czasami chciałabym tylko istnieć. jak powietrze.

 e.



piątek, 2 listopada 2012

p.s.

Jedynym  plusem moich zjebanych nastrojów jest to, że szybko, bez powodu się zmieniają.
I nagle, nie wiedzieć czemu, jest lepiej.
a.

czwartek, 1 listopada 2012

permanentna melancholia

Kilka minut po północy. Zwykli ludzi po rodzinnych świętach śpią zmęczeni gwarem i pysznym jedzeniem. Zdaję się, że to im wystarcza do szczęścia w zupełności.
Ja siedzę jak sparaliżowana, słucham smętnej muzyki i płaczę.
Jestem jakby ogłuszona.

Nic się nie stało.

W taki dzień widzę po prostu wyraźniej kontrast. Tylu normalnych ludzi i ja. Rzesze przy grobach rzeszy pod ziemią.

Nigdy nie będę taka jak oni. Czasem udaje mi się łudzić, że może kiedyś jednak. Nie dziś.
Chociaż udało mi się zapuścić i pomalować paznokcie, kompulsyjnie zdzieram teraz lakier zębami.

Dziś ch gębowość razi, powala. Nie jestem Jezusem, nie potrafię wstać. Jutro też nie.
Uwierzyć w ich sens- coraz mi dalej.

Myślę sobie czasem, że jakaś miłość by tu pomogła. Ale to mi się nie układa także ostatnimi czasy. I akurat w tej chwili, mam taką potrzebę znaku, prezentu od losu. Hej, boziu, proszę mnie zauważyć, docenić! Jestem taka fajna i bardzo się staram!
Nikt nie woła. Nie wołam też ja, bo nie mogę znieść mojego sztucznie miłego głosu, udającego że obchodzą mnie cudze sprawy. Albo że mi zależy.

Mogłabym uderzyć twarz, za to że się bezwolnie odruchowo uśmiecha. Czemu to robi, zła twarz!
I po co ona jeszcze się na ten świat patrzy, co ta tępota chce zobaczyć...

Niebo pełne gwiazd, a bywa, że wielki trud doszukać się jednej.
a.




Charles Bukowski

bez marzeń (dreamlessly)


stare, siwe kelnerki
nocą w kafejkach
poddały to już
i kiedy zmierzam chodnikami
światła patrząc w okna
domów opieki
widzę, że to już dawno nie jest
z nimi.
widzę ludzi na parkowych ławkach
i widzę w sposobie w jakim
siedzą i patrzą,
że to odeszło.

widzę ludzi w samochodach
i widzę w sposobie, w jakim
prowadzą swoje auta,
że nie kochają, i że nie są
kochani -
i że nie myślą
o seksie. wszystko zapomniane
to jak stary film.

widzę ludzi w towarowych domach i
supermarketach
pomiędzy półkami
kupujących rzeczy
i widzę w tym, jak ich ciuchy
leżą na nich i jak idą,
i w ich twarzach oraz oczach,
że nie troszczą się o nic
i nic nie troszczy się
o nich.

widzę setki ludzi na co dzień,
którzy poddali się
całkowicie.

jeśli pójdę na wyścigi
albo na sportową arenę
widzę tysiące,
bez uczuć do czegoś bądź
kogoś
i nikt nimi nie obdarza też
ich.

wszędzie widzę tych, co niczego
nie pragną, prócz
żarcia, dachu i
ubrań; skupiają się
na tym,
bez marzeń

nie rozumiem tego, czemu ci ludzie nie
znikną
nie rozumiem tego, czemu ci ludzie nie
zgasną
czemu chmury
nie zamordują ich
lub czemu psy
nie zamordują ich
bądź czemu kwiaty i dzieci
nie zamordują ich,
nie rozumiem.

sądzę, że oni już nie żyją
jednak nie mogę dostosować się do
ich istnienia
ponieważ tak ich wielu.

każdego dnia,
każdej nocy,
jest ich wciąż więcej
w metrze i
w budynkach i
w parkach

nie odczuwają trwogi
nie kochania
i nie
bycia kochanym

tak wiele, wiele, wiele
pokrewnych mi

stworzeń


poniedziałek, 29 października 2012

anemia versus szatan

odkąd dowiedziałam się, że już nie muszę męczyć się z jesienną edycją anemii, szatan we mnie wstąpił. tyle energii krąży w żyłach, że aż tętni i burzy się jak morze podczas sztormu i gdyby było to możliwe, moc rozerwałaby mnie na strzępy.

i tak przeżywam wszystko na pełnych obrotach bez wytchnienia, bo skoro jest energia to i dziać się musi ciągle coś i chce się aż krzyczeć i tańczyć, biec przed siebie, coś z kopa rozwalić. rozjebać system.
e.




niedziela, 28 października 2012

frost

A poczułaś, że dzisiaj nie dość, że ciemniej wcześniej, to jeszcze jakoś zimniej? Zimowiej. W mieszkaniu bardziej przytulnie. Mogłabym przysiąc, że mi dziś zapachniało świątecznymi mandarynkami.
Świeczkę sobie zapaliłam, herbatę zrobiłam i mogłabym tak siedzieć.
Ale wyszłam, jak to wychodzę.
Znowu na koncert, drugi w tym tygodniu- kurwa, jakam kulturalna ostatnimi czasy- pomyślałam po drodze.
Koncert był w radiu, grali znajomi znajomych. Kameralnie, przywieźli sobie nawet stare lampy z domu. W sam raz na dziś. Takie miłe brzdękanie niedzielne, proszę sobie puścić w wypadku ochoty:


I w tej sentymentalnej atmosferze chciano mnie zamordować. Bo kolega, który mnie na koncert koleżeńsko zaprosił przyszedł z dziewczyną. A dziewczyna mnie z jakiegoś powodu bardzo nie lubi, a ma długie i niebezpieczne paznokcie. Sprawę tylko pogorszył pan rozdający zaproszenia, gdy pytając ludzi stojący w kole, czy przyszliśmy w parach wskazał na mnie i kolegę. No cóż, na piwo już z nimi nie poszłam.
Nie jest mi dane mieć kolegów.
A żebym ja chociaż coś.
a.


budzenia nie zamawiałam


siedzę sobie na szczycie fiordu i gapię przed siebie. na horyzoncie rozpina się widok, co jak sen wydaje się być. lasy, jeziora i nad tym wszystkim niebo podziurawione gwiazdami. w tle słychać dźwięki piosenki, co nieprzerwanie od wielu lat ją sobie nucę.

"Moon river
Wider than a mile
I'm crossing you in style someday
Old dream maker
You heart breaker
Wherever you're goin', I'm goin' your way"



i taki spokój mnie otula, a razem z księżycową rzeką po niebie leniwie płyną zorze polarne mieniące się zielenią. i chcę dotknąć ich, bo tak blisko są. i budzę się. ręce wyprostowane do góry, a w nich... firany.

e.

środa, 24 października 2012

jazz got

Dostałam dziś telefon wieczorową porą, że mam ruszyć dupę, bo fajny koncert i jest dla mnie wejściówka. To ruszyłam i poszłam, planów innych i tak nie było.
I tym sposobem znalazłam się na koncercie jazzu, którego nie lubię.
Mogę tutaj jedynie zacytować Harrego Hallera z Wilka Stepowego (1925) " po prostu nie rozumiem nowoczesnej muzyki".

Na dodatek wszyscy wkoło egzaltowani, pachnący, jazz lubiący. I wyjść głupio.
Znalazłam na szczęście urozmaicenie. Takie, że do każdej piosenki wymyślałam słowa i w głowie sobie śpiewałam (o radujcie się inni uczestnicy koncerty, że tylko w głowie).
Była to- jak to w przypadku jazzu- improwizacja nie do powtórzenia.
Aczkolwiek, aby dać wam obraz, było to coś mniej więcej w ten deseń:

Ty chuju, ty chuju
myślisz, że powiesz przepraszam
i już
Ty chuju, ty chuju
w dupie mam twoje przepraszam
Ty chuju, ty chuju
ale oczywiście, ze ci wybaczam
gnoju Ty, chujuuuuu

oczywiście, że wybaczę,
ty chuju,
żebyś znowu miał za co przepraszać
ty chuju, chuju

prawa autorskie: a.

wtorek, 23 października 2012

nadajnik

w małych miejscowościach ludzie lubią wiedzieć o sobie wszystko i komunikacja między znajomymi jest nader sprawna zwłaszcza w przypadkach:

- nieszczęść wszelakich
- burzliwych związków
- przekraczania granic przyzwoitości powszechnie uznawanej

naturalne to zjawisko zdaje się być, już od początku tworzenia się skupisk autochtonów za czasów jaskiń i mamutów. obmawianie i żywienie się plotkami z czyjegoś życia nie dziwi. nie ma pieniędzy, nie ma wysiłku, nie ma zainteresowań, ale są za to sąsiedzi i Ci, co ich osobiście nie znacie, a wiecie o nich wszystko...

bo, że ktoś szczęśliwy jest, że nie martwi się, to też jest news. podejrzana sprawa. że prochów się jakichś nażarł, albo rozum stracił ciesząc się, bo jak to tak można po prostu być szczęśliwym?

w oknach siedzą i jak peryskop się obracają panoramicznie kodując informacje z prędkością spadającego Felixa. i wiedzą wszystko, słyszą wszystko, analizują, szyfrują i przekazują dalej, jak kabel bez końca się to kręci, a stać się może sznurem na czyjejś szyi.

zanim więc przeanalizujesz i wydasz na kogoś wyrok, zastanów się kim jesteś.
e.






jamie

kurwa, jak ja kocham tego kolesia.

może być zima, jesień, może na mnie zlecieć z nieba tona gradu, a samochód chlupnąć błotem w twarz. wystarczy, że sobie puszczę  coś z JIMa i już mi lepiej.
dobrze, rozluźniam się.

mieć parę takich kawałków, takich zespołów. czas zrobic zapasową playlistę na zimę!

słuchawki na uszy i do spiżarki marsz. tańczący marsz ;)
a.


piątek, 19 października 2012

strachy też mają jaja

są dni, że wydaje mi się wszystko możliwe. że co sobie wymyślę, to zrobię i bać się nie boję. taka odważna jestem i zaradna. jak dziecko cieszę się ze zmian, jak dorosły się nimi martwię. i to martwienie się to zupełnie jest nielogiczne i bez sensu, no i w efekcie więcej jest umartwiania niż sytuacja tego wymaga. a kobiety ponoć trudnią się tym z zaciętością odkąd kręci się Ziemia.

i komplikator, co jak się uruchomi to pojawia się w głowie wizja przyszłości i jak apokalipsa krzycząca drepcze po wszelkich planach. walczysz ze sobą i myślisz, żeby o tym wszystkim nie myśleć. i strachy się rodzą i skrzeczą głodne wątpliwości, czy bezpiecznie siedzieć w sobie, czy jednak wyjrzeć zza skorupy - a wtedy w dekiel możesz oberwać i w serce też. bo ile jeszcze można znieść. i paraliżuje niemoc i rutyna dosięga.
nie to nie tak chyba jest. skorupka jednak pęka...
e.

czwartek, 18 października 2012

kapelusz na zimę

Wróciłam. Z wycieczki przywiozłam żołędzia dla Ciebie i spokój. Co prawda nie wszystko poszło jak miało- na przykład zamiast spotkać się ze mną, jeden kolega uciekł do Mediolanu pierwszym samolotem (i nie jest to przenośnia) - ale generalnie fajnie. Słoneczna pogoda, luz. Rowery po Wrocławiu, biodegradowalna popielniczka z liści w Krakowie, snobistyczne duńskie piwo w Warszawie. I buty z Poznania ciągle na nogach.
Dzisiaj się bardzo uspokoiłam. Dostałam okres i okazało się, że wszystkie moje lęki się sprawdziły. W sensie nie z tym okresem, ale życiowe. I już niczego nie muszę bać. Co za ulga.
Poza tym, jest ktoś nowy w moim życiu...
Mam kota na weekend!
Jest jak niektórzy faceci- podoba mi się, ale jego obecność w mieszkaniu trochę śmierdzi.
Jutro idę z babcią kupować kapelusz- przecież się na tym świetnie kurwa znam.
Co się dziwić- musi być wystrojona na cmentarz, bo tam będą świeżo zrobieni wdowce.
A ja nie mam kapelusza, ale jak dla mnie, może już sobie być listopad.

a.

wkurwia mnie kasza

trzeba ją gotować i wcale nie jest smaczna.
e.

wtorek, 9 października 2012

myślęrze

Las, ściółka. Wyobraziłam sobie, że mrówki zamiast pracować, rozmyślają nad istotą budowania. (nie zażywałam substancji psychogennych dziś, jak mogłoby się wydać na pierwszy rzut oka)
 Mały mrówek zostawia łodyżkę trawy, siada na kamyku i myśli. Czy budowa mrowiska ma sens? Po co ta praca? Coś może się z stać- rozważa mrówek- istnieją zagrożenia. Wiatr może przyjść, niedźwiedź rozwalić.
A może!

Ale, gdyby każda mrówka tak myślała, populacja nie zrobiłaby by schronienia na zimę. Nie miałyby gdzie spać i całą rodzinką wyginęły. Proste, oczywiste.
Na szczęście mrówki nie są takie głupie, żeby myśleć zamiast pracować, gdy czas leci.

A my, to co innego.
Nie dość, że myślimy za dużo, to jeszcze się to chwali społecznie. Bo chociaż niedojda, tyłka sobie nie podetrze, to inteligentny, studia skończył przecież. I po co? Po co komu takie myślenie?
O wujkowie ze wsi, którzy śmiali się z moich kolegów z liceum- mieliście racje zaprawdę.
I jeszcze się tacy filozofowie panoszą niemiłosiernie, patrzeć nie mogę.
Przyznajmy, że to niebezpieczna dysfunkcja. Wiem, od lat cierpię na kompulsywne napady myśli. W dzień, w nocy, w autobusie, w sklepie, w łóżku. Zróbmy z tego w końcu jednostkę chorobową i zacznijmy leczyć, zamiast pochwalać.

Nie myśl sobie człowieku!- apeluję.

So you found a girl
Who thinks really deep thougts
What's so amazing about really deep thoughts
Boy you best praya that I bleed real soon
How's that thought for you



A jeśli zostanie jak jest, to z boczku stanę i poczekam, aż ludzie wyginą.
I MYŚLĘ, że już niedługo.
a.



poniedziałek, 8 października 2012

rozum przespać

każdy dzień jest inny, ale poranne wstawanie do pracy ciągle tak samo męczące. i staram się siebie oszukać na wszystkie możliwe sposoby, żeby tylko te poranne tortury jakoś znieść.

oczywiście drzemka włączana co10 minut, a  potem co 5... w efekcie powoduje nagłe nasilenie senności, co się zjawia nie wiadomo skąd i daje Ci prosto w ryj, że leżysz bezwładnie i za cholerę nie masz sił się poruszyć.

ważna jest też melodia, którą wybieramy na poranne budzenie. ostrzegam przed Sade i Anną Marią Jopek - to nie działa. podobnie radosne brzdęki - do nich można się szybko przyzwyczaić i potem już nie ma reakcji. na śpiochach high level takich jak ja, to nawet już heavy-metal nie robi wrażenia. i choćby Pantera się spociła to nawet powieka nie dygnie. no to zapodaję sobie co rano drące japę dzieciaki uskuteczniające żwawy gospel. póki co dają radę.

można też spróbować wstawać na hop! czyli wyłączyć myślenie i zaskoczyć siebie nagłym zerwaniem się z łóżka! jednak nie ma się co oszukiwać. potem i tak zmora snu Cię dopada i rozrywa silną wolę na strzępy, skacząc po niej żywiołowo i zawzięcie wdeptując w ziemię. wystarczy, że usiądziesz na kanapie i przemknie przez głowę myśl "pacnę na chwilę na podusia" i już po Tobie.

i jak tu walczyć? bo trzeba walczyć, żeby jak mówiła moja babcia, rozumu nie przespać.
e.

                                              

CRAZY IC MAJ LAJF

Jestem nienormalna!

Przyznaję. Miałam jeszcze jakieś wątpliwości, ale już nie!

O wyzwalająca szczerości.

Niech mnie ma w swojej opiece matka boska odjebująca głupoty i patronka moja maria magdalena.

Kolejny raz zakpiłam sama z siebie, tak że już naprawdę, naprawdę. Dość.

Dość udawania, że kiedyś będzie inaczej. Że są jakieś mikroprocentowe szanse na zostanie porządnym, dobrym człowiekiem. Normalnym. Konsekwentym. Mądrym. Rozważnym.

Nie ma. Oficjalnie ogłaszam, że zwariowywuje. I don't stop me now.
a.


piątek, 5 października 2012

zastygam

dobrze czasami posiedzieć sobie i pomilczeć. nie myśleć, nie martwić się. posłuchać muzyki. zastygnąć w bezruchu. tylko Ty i oddech.
wszystko zatrzymuje się w miejscu, czas nie ma znaczenia, zamykasz oczy. ciało jest, ale jakby go nie było, bo i woli do działania nie ma. nie liczy się nic. Tylko Ty.
e.



środa, 3 października 2012

gratulacje

Jestem zmęczona i generalnie idę spać.
Ale przeleciałam jeszcze szybko fejsa (po co człowiek to robi, w kółko i w kółko, jakby się coś zmieniło przez 2 minuty?)
I tyle gratulacji przeczytałam, że po prostu dziwie się, że ziemia jeszcze się nie zamieniła w tęczę gorejącej radości współbliźnich. Jak świat się cieszy!
78 gratulacji zdania mgr, 34 gratulacje dla małżeństwa, 28 dla urodzin i 16 dla ciąży. I 5 dla psa i 4 dla nowego samochodu. Banalnie. Szczerze?

Ja bym pogratulowała komuś znalezienia kasztanka, albo pierwszej stłuczki (ciekawe doświadczenie). Dobrej kłótni też bym pogratulowała, mocnych doświadczeń bez różnicy co do ich znaku. Ale tacy ludzie co piszą "co za straszny dzień ;(" to raczej dalecy znajomi i mogą moje gratulacje opatrznie potraktować. Pogratulowałabym, gdyby ktoś przeżył coś ważnego, gdyby odważnie o tym napisał i gdyby to nie było standardowe. A może wcale nie, nic bym nie napisała, może by mi się nie chciało...

Aczkolwiek dziś nie było takiej rzeczy. Ja sama płakałam przez godzinę, już drugi dzień z rzędu- oczyszczam ważne sprawy i sobie w związku z tym GRATULUJĘ!
ile jeszcze..

a.
pani wie o czym mówi

poniedziałek, 1 października 2012

"good morning freedom, good night lullabies"

są takie dni w życiu, że przychodzi przemożna chęć rzucenia wszystkiego w cholerę, spakowania kilku manatów i uskutecznienia wędrówki przed siebie.
nieważne gdzie, nieważne jak.
zamknąć drzwi, wyrzucić telefon, który i tak uparcie się gubi, klucze do domu, który i tak nie jest Twój, nie wrócić do pracy, która i tak Cię nie cieszy, chociaż usilnie to sobie wmawiasz.
po prostu zniknąć czasami trzeba. przezroczystym się stać i odpocząć.
e.


piątek, 28 września 2012

kasztanek

szukam kasztanów od kilku dni i nic. pochowały się czy co. i nie ma.
siedzę w pracy i myślę, że chociaż jednego kasztanka znaleźć byłoby fajnie.
i nic.
przychodzi Magda, co czasami gadamy sobie o wszechświecie i mówi "masz".
patrzę. kasztanek.
nie taki sobie byle jaki kasztanek.
to taki co ma oczki i się do mnie śmieje.
i psychodelia przypadkowa, czy fatum kasztanowe? czy co?
e.

czwartek, 27 września 2012

secret heart

Podobno wszyscy to odczuwają, ale..

jak JA się boję...

Jak małe dziecko siedzące w jaskini brudnej i mokrej, ale znanej i od lat ukochanej. Ktoś woła mnie do światła, ktoś wyciąga rękę. Boję się. Oczy mam nieprzyzwyczajone. A może to wróg, ręka potwora?
Wygląda na ludzką, ale to jeszcze nic nie znaczy.

Po chwili opuszcza mnie kontrola. Tracę zmysły i przemawia przeze mnie dziwnie karcący głos surowego rodzica- odejdź, daj mi spokój dziecko. Nie chcę twojej radości, poczuj się źle i odejdź. To nie ja mówię, ale ktoś przez moje usta. Broni mnie. I ręka znika, postać odchodzi. Jak odeszły inne przed nią. A ja siedzę nadal w tym samym ciemnym miejscu.

Teraz patrzę z boku na te postaci, obie chcą dobrze. Są związane ze sobą, choć nie chcą tego widzieć. Może czas się pogodzić. Czas, żeby wyszły na słońce...

Spójrz z boku na swój strach, jak bardzo go czujesz- zachwyć się sobą w tym uczuciu. Jest piękne, głębokie, szczere, twoje.
a.


poniedziałek, 24 września 2012

przesunęli wszechświat

no i wnikam w pojmowanie siebie i wszechświata i uczę się, wchłaniam, wcielam w życie to, co pozwala mi poczuć spokój i wolność.

że leżysz sobie w śpiworku na sali gimnastycznej, gdzie w ciemności wokół zapalonych świec dzieją się dźwięki gongów i mis śpiewających. i płyną one przez Ciebie i poruszają struny emocji, co wzrusza Cię intensywnie i zadziwia jednocześnie, że ta nieziemska muzyka działać tak może.

i leżę i słucham i obok Marika, co ze mną na sufit patrzy. a na suficie kosmos cały z wyświetlacza. i gapimy się w latające gwiazdki, co płyną przez przestrzeń. czasami się zderzają i mijają jakby miały focha. i człowiek kotwiczy się w tych przeżyciach, że niby stabilne wszystko, przewidywalne.

ktoś przestawił wyświetlacz i nagle wszechświat na suficie się poruszył. w prawo, w lewo i nic już nie było takie samo. i łudzić się nie ma co.wszechświat ciągle się zmienia, a my jak sfiksowany Kubuś Puchatek nie jesteśmy w stanie nawet tego ogarnąć. ale możemy wybrać drogę, którą pójdziemy, żeby odnaleźć swoje miejsce w uniwersum. żeby odnaleźć siebie. więc idę.
e.

niedziela, 23 września 2012

rutynofobia

Rany, rzeczywiście istnieje rutyna. Ale po kolei.
Z okazji, że pracowałam wyjątkowo całe trzy dni pod rząd w tym tygodniu, miałam też okazję pojeździć tramwajami. Do pracy wsiadam w jeden, bezpośredni.
Pierwszego dnia weszłam do ostatniego wagonu, stanęłam przy barierce. Jadę jakieś 20 minut, więc chcąc nie chcąc zdążyłam spojrzeć na każdego raz lub dziesięć. Blondynka siedząca przy oknie przez całą drogę miała smutną minę. Dziewczyna przy drzwiach w koku i za dużej kurtce podrygiwała w rytm muzyki w słuchawkach. Mężczyzna wyglądający na bezdomnego, trzymał w rękach słoik i chleb, oglądał je i przekładał, jakby czekając by tylko dojechać, wyleźć i zjeść. W wolno posuwającym się po wybojach pojeździe, obserwowałam znudzona kto gdzie stoi, siedzi, gdzie kto wysiada. 
Drugiego dnia nawet nie zauważyłam, że znowu wsiadłam do ostatniej części. Musiałam stanąć mniej więcej w tym samym miejscu, bo rozglądając się zauważyłam, że widok mam dokładnie taki sam jak dzień wcześniej. Zabawne, bo zdawało mi się, że wsiadam obojętnie gdzie, przypadkowo. 
O, blondynka ma inny żakiet. Nie do twarzy jej w wiśniowym. A dziewczyna ze słuchawkami ma dziś jakby ciemniejsze włosy- może przyciemniła? Ale jeśli tak, to pewnie szampon koloryzujący a nie farba. Fajnie wygląda w tym odcieniu. Bezdomny bez słoika, ale po co znów jedzie tym samym tramwajem? Czy się przesiada? Czy skądś wraca, czy dokądś jedzie? Czy może ma swoją ulubioną ławkę, na której siada punktualnie jak ja do biurka w pracy? 
Poza tym- wszystko tak samo. Dzień świstaka. Ledwo zauważyłam różnice między tymi dwoma dniami, a jak tu rozróżnić i zapamiętać następny. A inny tydzień, miesiąc. Nawet bym nie zauważyła, kiedy minęła by jesień, potem zima i następne kilka lat. Straszna wizja pojawiła się przede mną, mnie odbijającej się szybie tramwaju w siwych włosach, z mętnymi oczyma robota. Mnie- jadącej o tej samej godzinie, w to samo miejsce, już nie pamiętającej jak to się zaczęło, kiedy i dlaczego.
Następnego dnia wstałam normalnie, ale jakoś strasznie ociągałam się z wyjściem. Nie zdążyłam na czas, żeby wsiąść trzeci raz do tego tramwaju. 
Kiedy odjeżdżał na moich oczach zrozumiałam, dlaczego ludzie czasem spóźniają się do pracy. Nie przypadkiem, nie bo zaspali. Oni spóźniają się specjalnie, żeby, choć raz na jakiś czas, pojechać innym tramwajem. 
a.

niemiecka piosenka na temat:



poniedziałek, 17 września 2012

podaj dalej

niektórzy na pewno kojarzą ten film. i ja wprowadzam jego sens od długiego czasu w życie. bo to jest tak, że jak komuś pomożesz, to ta druga osoba też potem pomaga, przynajmniej powinna z założenia. i tak małymi krokami naprawia się świat. przede wszystkim ten wokół siebie.

i coś tam powoli kiełkuje w tych moich działaniach, ale przyznać należy, że ludzie odwykli od tego, że ktoś może komuś pomóc od tak po prostu i ciągle pytają dlaczego i co z tego mam. i oni się dziwią i ja się dziwię, że oni się dziwią.

bo jak robi się coś dobrego to w dzisiejszych czasach musi oznaczać jakiś ukryty plan, interes albo, że to nieszczere. i cholera by to wszystko wzięła! no i stereotyp, że dobro jest naiwne, że za to dostanie się wpierdol, bo ludzie to wykorzystają i zdepczą dobre chęci jak niedopalonego peta.

i może tak się zdarza. ale czy to oznacza, że mamy być całe życie podejrzliwi, nieufni, zamknięci na drugiego człowieka? wtf, się pytam! czyżby skurwysyństwo było modne? no nic. poddawać się nie zamierzam. bo może gdzieś ktoś będzie potrzebował pomocy, jakiej ja kiedyś potrzebowałam i znajdzie się obcy ktoś, kto powie i zrobi co trzeba. i nie mam tu na myśli płatnego zabójcy.
e.


zaspana zaspa

Słoneczny dzień. Jakoś koło południa opuściłam mieszkanie z zamiarem udania się do parku oliwskiego. Skręciłam jednak w stronę bloków na zaspie, żeby wejść "tylko do jednego lumpa". Do parku nie doszłam.
Bloki, piękne, stare, brudne, zniszczone bloki. Gdzieś wewnątrz skryty niczym tajemnicza dolina wśród gór- opuszczony parking, używany jako rynek. Na plastikowych stołach przykrytych kolorową folią- wszystko. Stare naczynia, proszki do prania z Niemiec, wiatraczki z brokatem dla dzieci, góralskie kapcie, kradzione sprzęty elektroniczne. Obok stoiska warzywne, drewniane skrzynki, kilkudziesięcioletnia waga. Kupiłam 3 dojrzałe śliwki renklody i małą dynię. Młoda mama w jeansach i różowej pikowanej kamizelce ciągnie wózek.W lumpach i stoiskach i sklepach ludzie widmo z zatrzymanego czasu. Panie emerytki z za ostrym makijażem, rodem z polskich komedii lat 80-tych. Pod sklepem podejrzany typ szepcze, kiedy ktoś przechodzi: papierosy, papierosy. Słońce przygaszone jak dogorywające kipy wokół dyskutujących mężczyzn ze spuszczonymi okularami. Jeden ma na głowie czapkę golfową.
Nic do siebie nie pasuje, tworząc cudownie nostalgiczną całość.

Wróciłam do mieszkania, zrobiłam sobie kanapki z pasztetem, kakao i obejrzałam "Przystanek Alaska". Poczułam się, jakbym znowu miała 11 lat.
Kiedyś, gdy wracałam zimą do domu, wysiadło oświetlenie miejskie. Patrząc wówczas na pogrążone w smutku i szarości kloce, opustoszałe chodniki, rozkopaną jezdnię, stwierdziłam, że jedyne co różni Syberię od Zaspy to włączone latarnie.
a.

sobota, 15 września 2012

buziaki, paszczaki

Przepraszam, ale muszę. Dlaczego wyglądasz tak dobrze, masz fajne dziary, jesteś wysoki, interesujący i wszystko wszystko... i źle całujesz? Łaj o łaj!
Ile czasu człowiek zmarnuje, ile się nagada, namęczy, włosów naprostuje i naubiera. A ty mi tu psujesz wieczór.
Nie wiem, fatum jakieś nade mną. Zamiast facetów spotykam:

1. Typ pierwszy- żaby. Żaba atakuje znienacka nienaturalnie wypiętym i napiętym jęzorem, jakby szukając much w twoim gardle. Ruchy punktowe, nieskoordynowane, nacelowane na przeszukiwanie jamy ustnej w poszukiwaniu pożywienia. Żaby nie interesuje, co się dzieje z Twoim językiem, ani czy go w ogóle masz, byleby wetknąć swój do twojej paszczy.

2. Typ drugi- pies. Szczeniaczek, ślini wszystko łącznie z twoimi policzkami i szyją. Przez pierwsze 10 sekund jest zabawny jak łaskotki, ale potem myślisz tylko, jak się mu wyślizgnąć. Nie jest to łatwe, bo szczeniak ma duży zapał i wolno się męczy. Sprawia mu przyjemność monotonia wpompowywania swoich płynów ustrojowych do twoich ust. Ciebie to nudzi, ale wiesz, że nie możesz zasnąć, bo mogłabyś utonąć.

3. Typ trzeci- ryba. Zimna ryba- podając rękę na przywitanie masz wrażenie, że ściskasz śledzia. Później okazuje się, że język jest u tego osobnika równie mało ruchliwy. Ten gatunek ryby to nie waleń. Niech cię nie zastanawia dynamizm innych jego części ciała, odpłyń szybko na bardziej sprzyjające wody.

Ech..


a.


czwartek, 13 września 2012

z szafy pustka wypada

Karol Strasburger zabłysnął dowcipem o tym, że otwiera się szafę, a tam ubrania wyszły z mody. okazuje się, że to wcale nie jest śmieszne. pułki w szafkach poupychane do maximum aż piszczą, a tak naprawdę to totalna otchłań z krzyczącym znakiem zapytania: WTF?

bo jesień idzie i teraz to inny krój spodni, inne kolory swetrów, inne buty są w modzie. i zonk. bo niby ma się własny styl, ale wtedy to już określane jako hipsterstwo. i też źle. 

no i obczajam magazyny z nowymi trendami, stronę za stroną przewracam i własnym oczom nie wierzę. takie to wszystko przekombinowane i  jakieś takie na siłę zmiksowane, pomontowane ni to lata 80' ni 90' ni współczesność. jeden wielki rozpierdol ciuchowy. 

i nagle światłość wyłoniła się zza chmur zwątpienia i natchnęła, że rozpiedol to właściwie stan mojej szafy  i to wszystko ładnie się pokrywa i pasuje do trendowej układanki. i nagle szafa wypełniła się ciuchami, co już tam były, ale ja ich nie widziałam. 
e.

środa, 12 września 2012

chyba liść a może karabin

Odurzona jestem. Od czasu jakiegoś mam problemy z wyczuciem rzeczywistości. Za dużo śpię. Za dużo śnię. Zdarza się, że wchodzę z łokciami do czyiś snów (pozdro Dina;), sama natomiast udaję się w podróże astralne od dwóch dni z tą samą osobą. I jakaś taka wyczerpana jestem tym spaniem. I już nie wiem, o co chodzi, dlaczego jednego dnia mnie przytulasz a drugiego tłuczemy się razem pociągiem do Macedonii.

W życiu rzeczywistym brak motywacji do szukania pracy i generalnie taki plan, że wyjeżdżam od stycznia hen za siedem gór i dolin. Bo pojeździć chcę w życiu tym, a nie wiadomo, jak będzie potem z czasem.
Obijam się. Kocham się obijać. Słodka bezużyteczności, lenistwu i nihiliźmie, ave. Jesień is coming! a.


wtorek, 11 września 2012

kaktusek usechł

ja się nie nadaję. wczoraj dopadł mnie dół twórczy przekładany z życiowym i rozpacz, jak wisienka na torcie użalania się nad sobą i upartą niemożnością bycia szczęśliwym człowiekiem. i taka gupawa, że się z siebie śmieję i płaczę jednocześnie, bo do wszystkiego trzeba z dystansem.
i może jakoś ogarnęłabym się dzisiaj, gdyby nie kaktusek, co mi usechł. wszystko sobie wybaczam, bo człowiek potyka się idąc chwiejnym krokiem przez życie, a czasem tak się zakręci, że i w słup nieporadności przypierdoli. zdarza się. ale żeby wykończyć kaktusa?
piszę tu o odpowiedzialności za uczucia drugiej osoby, a tu nawet za kaktusa nie umiem być odpowiedzialna. a gdyby to było zwierzątko co dźwięków nie wydaje  i sie nie rusza. kitę by odwaliło, a ja bym nie zauważyła. może jakby zaczęło tyfić zdechłym kotem.
i dół pogłębił się. . .nie została nawet kropla nadziei. to koniec. kaktusek usechł
e.

środa, 5 września 2012

ja i ja

no i przełamałam się i pojechałam  uskuteczniać spinning na rowerkach. przy moim szalonym szczęściu trafiłam na najbardziej zatwardziałego trenera, który ryczał do ludzi jak trąba jerychońska. to co uważałam za ćwiczenia na siłowni to jest nic w porównaniu do spinningu.
ogólnie walka z samym sobą, która przedstawia się następująco:
- "spierdalam stąd"
"nie bądź mięczak i płaczek, zasuwaj!"
- "może jak szybko wyjdę z sali to nikt nie zauważy"
"ty nie dasz rady? stara baba jesteś? zasuwaj!"
- "puszcze pawia"
"wypedałujesz go" i szybka refleksja "czy można wypedałować pawia?"
- "co on tak ryczy"
"skoki w boki chop siup, siadasz na dupie, zasuwasz, rządzisz!"
- "zdycham, wypluję flaki, jeszcze 15 minut"
 "kurwa ile można myśleć przy takim wysiłku, to chyba tylko mózg kobiety jest tak skomplikowany"

koniec. umrę. zdechnę. padnę. rozchlaszczę zmęczone, spocone ciało na podłodze.

i wtedy proszę Państwa następuje zjawisko pod nazwą: radocha - "nie uciekłam z pierwszych zajęć! idę na drugie! :D
e.

poniedziałek, 3 września 2012

shift

16 września wchodzimy w nowy cykl numerologiczny. U mnie nastąpi teraz cykl refleksji, pewne już są.
Jak to refleksje- zwykle w kolorze innym, niż różowy.
Zupełnie nie wiem, skąd przyszły i dlaczego. Tak z nienacka.
Bo jakoś tak nigdy nie wiesz, który z weekendów okaże się inny. Spoglądasz na okno codziennie, aż tu pewnego dnia zauważasz małą ryskę. I jak się tak rysce przypatrujesz, to widzisz, tak naprawdę całe to szkło jest popękane, rozbite. I dotykasz tą ryskę małym paluszkiem i leci wszystko, w drobny mak.
Moje picie, moje palenie fajek, moje spędzanie czasu na imprezach. Jaranie się beznadziejnymi sytuacjami, zjebanymi kolesiami, moi znajomi od picia, ich historie, moje weekendy, siedzenie do rana przy barze z nieznanymi przyjaciółmi.
To wszystko mi się znudziło, w jednej chwili. Odeszła ochota.

Nie mogę przymykać oczu na pewne sytuacje już, ani nie wysuwać wniosków z tego co robię i z kim się zadaje. Chcę być normalna. Robić coś z życiem.
I będę.
a.



sobota, 1 września 2012

co tam jest

starzy ludzie wierzą. mówią, że kiedy nadejdzie ich godzina to odejdą. że hop do nieba i tam spotkają bliskich i w końcu będzie święty spokój. a każdy to niebo widzi  po swojemu. siedząc i pijąc nalewkę z orzechówki w mieszkaniu starej kamienicy rozmawialiśmy o życiu i śmierci. tak na poważnie.

80-letnia pani Zosia powiedziała, że jak nie będzie tam  Beatlesów to kicha, bo ona pół życia ich słucha i czy w tym niebie będzie można odpalić jej ukochaną piosenkę "Let it be"?

jej mąż śmieje się i kiwa głową. że to nie tak. że to bujda z tym niebem, bo wystarczy kitę odwalić i koniec. ciemność, piach, robale, chyba, że się zjarać, to wtedy może uniknie procesu gnilnego. ale w sumie wsio ryba, bo i tak już go nie będzie.

Pani Zosia załamuje ręce. że jak to tak, że człowiek żyje i co nagle śmierć go wyłącza jak maszynę i nic? a dusza to gdzie się podzieje?

odfrunie i rozpłynie się w powietrzu, zintegruje z wszechświatem, tłumaczy pan Zenon. widzi, że żona martwi się, że jak tak się stanie, to trochę lipnie.

i myślę sobie, co chciałabym żeby w moim niebie było. że muzyka koniecznie, i dobre jedzenie, i półsłodkie czerwone wino, i fajnych ludzi pełno, żeby się nie nudzić. i żeby spać można było, bo lubię śnić. i piłkarzyki i żeby filmy można było kręcić. i na festiwale jeździć i...
Pan Zenon się śmieje i pyta "I po co Ci to niebo?"
e.



czwartek, 30 sierpnia 2012

instynkt stadny

na samotność ludzie narzekają. no w i sumie coś w tym jest, bo niby całe życie sami, a tyle ludzi wokoło i nikt nie kocha, nie tuli, nie rozumie, nie pogada. i nieszczęście, depresja. to kurwa, wyleź z domu! chodzące nieszczęścia nakręcają się w czterech ścianach. i zostają same ze swoimi myślami. nie daj kosmosie, to kobieta. wtedy, to nie ma ratunku.

pytam się, jak masz spotkać życzliwego człowieka, kiedy zalegasz jak galareta w półmisku i tylko się trzęsiesz z nieszczęść swoich i to już niesmaczne jest. bo nikt się nie interesuje kurna Twoim problemami. A co ludzie telepatię praktykują, żeby z przestrzeni odczytać kod, że jesteś nieszczęśliwy? Fakin szit. Toż to żałosne. Wyjdź z nory i zaczerpnij powietrza, wyłącz myślenie, idź potańczyć, śmiej się z głupot, a najlepiej z samego siebie.

człowiek istotą jest stadną. istnieją indywidualiści, co hobbystycznie pieszczą swoją samotność, ale i oni potrzebują w końcu wyleźć z jaskini. bo najlepszym sposobem, żeby zapomnieć o swoich kłopotach to posłuchać, jakie problemy mają inni i pomóc im! silniejszym się stać w wytrwałość i przydatność towarzyską w stadninie. ale zawsze się znajdzie jakaś zakompleksiona czarna owca, albo baran. każdy z nas był takim zwierzęciem w jakimś etapie życia. i takiemu baranowi też trzeba pomóc, żeby nie zbaraniał kompletnie.
e.

środa, 29 sierpnia 2012

wstawaj szkoda dnia

Wolny dzień. Wyśpię się, wyśpię się, wyśpię się!!!

Idę spać ciemną nocą, po 3 piwach. Och, jak ja się wyśpię. Zajebiście.
Budzi mnie słońce. Nie muszę wstawać, cudownie. Tylko czemu mam w sobie tyle energii. Wstałabym, coś zjadła. Ale nie, śpię. Tak tak, śpię, a ciekawe, czy już jest nowy odcinek tego serialu. Śpię.
Nananana lalala, jak to leciało? Włączę kompa i sprawdzę..nie! śpię!!!
ale niewygodnie, śpię! chyba bym poszła siku. śpię!.
spróbuję się przewrócić na drugi bok, śpię. nie chce mi się już spać. śpię. pić mi się chce. śpię!

mijają ze dwie godziny, potem tydzień, jeszcze jeden a następnie z 3 lata. w końcu wstaje, zmęczona próbami snu, wyspana w 10 dup.
wstaję, idę do łazienki, robię śniadanie, herbatę. siadam, patrzę na zegarek.


8.53!!!!

praca zmieniła mój cykl biologiczny! czy ta ingerencja w mój organizm okaże się nieodwracalna? ratujmy się.

a.