piątek, 28 września 2012

kasztanek

szukam kasztanów od kilku dni i nic. pochowały się czy co. i nie ma.
siedzę w pracy i myślę, że chociaż jednego kasztanka znaleźć byłoby fajnie.
i nic.
przychodzi Magda, co czasami gadamy sobie o wszechświecie i mówi "masz".
patrzę. kasztanek.
nie taki sobie byle jaki kasztanek.
to taki co ma oczki i się do mnie śmieje.
i psychodelia przypadkowa, czy fatum kasztanowe? czy co?
e.

czwartek, 27 września 2012

secret heart

Podobno wszyscy to odczuwają, ale..

jak JA się boję...

Jak małe dziecko siedzące w jaskini brudnej i mokrej, ale znanej i od lat ukochanej. Ktoś woła mnie do światła, ktoś wyciąga rękę. Boję się. Oczy mam nieprzyzwyczajone. A może to wróg, ręka potwora?
Wygląda na ludzką, ale to jeszcze nic nie znaczy.

Po chwili opuszcza mnie kontrola. Tracę zmysły i przemawia przeze mnie dziwnie karcący głos surowego rodzica- odejdź, daj mi spokój dziecko. Nie chcę twojej radości, poczuj się źle i odejdź. To nie ja mówię, ale ktoś przez moje usta. Broni mnie. I ręka znika, postać odchodzi. Jak odeszły inne przed nią. A ja siedzę nadal w tym samym ciemnym miejscu.

Teraz patrzę z boku na te postaci, obie chcą dobrze. Są związane ze sobą, choć nie chcą tego widzieć. Może czas się pogodzić. Czas, żeby wyszły na słońce...

Spójrz z boku na swój strach, jak bardzo go czujesz- zachwyć się sobą w tym uczuciu. Jest piękne, głębokie, szczere, twoje.
a.


poniedziałek, 24 września 2012

przesunęli wszechświat

no i wnikam w pojmowanie siebie i wszechświata i uczę się, wchłaniam, wcielam w życie to, co pozwala mi poczuć spokój i wolność.

że leżysz sobie w śpiworku na sali gimnastycznej, gdzie w ciemności wokół zapalonych świec dzieją się dźwięki gongów i mis śpiewających. i płyną one przez Ciebie i poruszają struny emocji, co wzrusza Cię intensywnie i zadziwia jednocześnie, że ta nieziemska muzyka działać tak może.

i leżę i słucham i obok Marika, co ze mną na sufit patrzy. a na suficie kosmos cały z wyświetlacza. i gapimy się w latające gwiazdki, co płyną przez przestrzeń. czasami się zderzają i mijają jakby miały focha. i człowiek kotwiczy się w tych przeżyciach, że niby stabilne wszystko, przewidywalne.

ktoś przestawił wyświetlacz i nagle wszechświat na suficie się poruszył. w prawo, w lewo i nic już nie było takie samo. i łudzić się nie ma co.wszechświat ciągle się zmienia, a my jak sfiksowany Kubuś Puchatek nie jesteśmy w stanie nawet tego ogarnąć. ale możemy wybrać drogę, którą pójdziemy, żeby odnaleźć swoje miejsce w uniwersum. żeby odnaleźć siebie. więc idę.
e.

niedziela, 23 września 2012

rutynofobia

Rany, rzeczywiście istnieje rutyna. Ale po kolei.
Z okazji, że pracowałam wyjątkowo całe trzy dni pod rząd w tym tygodniu, miałam też okazję pojeździć tramwajami. Do pracy wsiadam w jeden, bezpośredni.
Pierwszego dnia weszłam do ostatniego wagonu, stanęłam przy barierce. Jadę jakieś 20 minut, więc chcąc nie chcąc zdążyłam spojrzeć na każdego raz lub dziesięć. Blondynka siedząca przy oknie przez całą drogę miała smutną minę. Dziewczyna przy drzwiach w koku i za dużej kurtce podrygiwała w rytm muzyki w słuchawkach. Mężczyzna wyglądający na bezdomnego, trzymał w rękach słoik i chleb, oglądał je i przekładał, jakby czekając by tylko dojechać, wyleźć i zjeść. W wolno posuwającym się po wybojach pojeździe, obserwowałam znudzona kto gdzie stoi, siedzi, gdzie kto wysiada. 
Drugiego dnia nawet nie zauważyłam, że znowu wsiadłam do ostatniej części. Musiałam stanąć mniej więcej w tym samym miejscu, bo rozglądając się zauważyłam, że widok mam dokładnie taki sam jak dzień wcześniej. Zabawne, bo zdawało mi się, że wsiadam obojętnie gdzie, przypadkowo. 
O, blondynka ma inny żakiet. Nie do twarzy jej w wiśniowym. A dziewczyna ze słuchawkami ma dziś jakby ciemniejsze włosy- może przyciemniła? Ale jeśli tak, to pewnie szampon koloryzujący a nie farba. Fajnie wygląda w tym odcieniu. Bezdomny bez słoika, ale po co znów jedzie tym samym tramwajem? Czy się przesiada? Czy skądś wraca, czy dokądś jedzie? Czy może ma swoją ulubioną ławkę, na której siada punktualnie jak ja do biurka w pracy? 
Poza tym- wszystko tak samo. Dzień świstaka. Ledwo zauważyłam różnice między tymi dwoma dniami, a jak tu rozróżnić i zapamiętać następny. A inny tydzień, miesiąc. Nawet bym nie zauważyła, kiedy minęła by jesień, potem zima i następne kilka lat. Straszna wizja pojawiła się przede mną, mnie odbijającej się szybie tramwaju w siwych włosach, z mętnymi oczyma robota. Mnie- jadącej o tej samej godzinie, w to samo miejsce, już nie pamiętającej jak to się zaczęło, kiedy i dlaczego.
Następnego dnia wstałam normalnie, ale jakoś strasznie ociągałam się z wyjściem. Nie zdążyłam na czas, żeby wsiąść trzeci raz do tego tramwaju. 
Kiedy odjeżdżał na moich oczach zrozumiałam, dlaczego ludzie czasem spóźniają się do pracy. Nie przypadkiem, nie bo zaspali. Oni spóźniają się specjalnie, żeby, choć raz na jakiś czas, pojechać innym tramwajem. 
a.

niemiecka piosenka na temat:



poniedziałek, 17 września 2012

podaj dalej

niektórzy na pewno kojarzą ten film. i ja wprowadzam jego sens od długiego czasu w życie. bo to jest tak, że jak komuś pomożesz, to ta druga osoba też potem pomaga, przynajmniej powinna z założenia. i tak małymi krokami naprawia się świat. przede wszystkim ten wokół siebie.

i coś tam powoli kiełkuje w tych moich działaniach, ale przyznać należy, że ludzie odwykli od tego, że ktoś może komuś pomóc od tak po prostu i ciągle pytają dlaczego i co z tego mam. i oni się dziwią i ja się dziwię, że oni się dziwią.

bo jak robi się coś dobrego to w dzisiejszych czasach musi oznaczać jakiś ukryty plan, interes albo, że to nieszczere. i cholera by to wszystko wzięła! no i stereotyp, że dobro jest naiwne, że za to dostanie się wpierdol, bo ludzie to wykorzystają i zdepczą dobre chęci jak niedopalonego peta.

i może tak się zdarza. ale czy to oznacza, że mamy być całe życie podejrzliwi, nieufni, zamknięci na drugiego człowieka? wtf, się pytam! czyżby skurwysyństwo było modne? no nic. poddawać się nie zamierzam. bo może gdzieś ktoś będzie potrzebował pomocy, jakiej ja kiedyś potrzebowałam i znajdzie się obcy ktoś, kto powie i zrobi co trzeba. i nie mam tu na myśli płatnego zabójcy.
e.


zaspana zaspa

Słoneczny dzień. Jakoś koło południa opuściłam mieszkanie z zamiarem udania się do parku oliwskiego. Skręciłam jednak w stronę bloków na zaspie, żeby wejść "tylko do jednego lumpa". Do parku nie doszłam.
Bloki, piękne, stare, brudne, zniszczone bloki. Gdzieś wewnątrz skryty niczym tajemnicza dolina wśród gór- opuszczony parking, używany jako rynek. Na plastikowych stołach przykrytych kolorową folią- wszystko. Stare naczynia, proszki do prania z Niemiec, wiatraczki z brokatem dla dzieci, góralskie kapcie, kradzione sprzęty elektroniczne. Obok stoiska warzywne, drewniane skrzynki, kilkudziesięcioletnia waga. Kupiłam 3 dojrzałe śliwki renklody i małą dynię. Młoda mama w jeansach i różowej pikowanej kamizelce ciągnie wózek.W lumpach i stoiskach i sklepach ludzie widmo z zatrzymanego czasu. Panie emerytki z za ostrym makijażem, rodem z polskich komedii lat 80-tych. Pod sklepem podejrzany typ szepcze, kiedy ktoś przechodzi: papierosy, papierosy. Słońce przygaszone jak dogorywające kipy wokół dyskutujących mężczyzn ze spuszczonymi okularami. Jeden ma na głowie czapkę golfową.
Nic do siebie nie pasuje, tworząc cudownie nostalgiczną całość.

Wróciłam do mieszkania, zrobiłam sobie kanapki z pasztetem, kakao i obejrzałam "Przystanek Alaska". Poczułam się, jakbym znowu miała 11 lat.
Kiedyś, gdy wracałam zimą do domu, wysiadło oświetlenie miejskie. Patrząc wówczas na pogrążone w smutku i szarości kloce, opustoszałe chodniki, rozkopaną jezdnię, stwierdziłam, że jedyne co różni Syberię od Zaspy to włączone latarnie.
a.

sobota, 15 września 2012

buziaki, paszczaki

Przepraszam, ale muszę. Dlaczego wyglądasz tak dobrze, masz fajne dziary, jesteś wysoki, interesujący i wszystko wszystko... i źle całujesz? Łaj o łaj!
Ile czasu człowiek zmarnuje, ile się nagada, namęczy, włosów naprostuje i naubiera. A ty mi tu psujesz wieczór.
Nie wiem, fatum jakieś nade mną. Zamiast facetów spotykam:

1. Typ pierwszy- żaby. Żaba atakuje znienacka nienaturalnie wypiętym i napiętym jęzorem, jakby szukając much w twoim gardle. Ruchy punktowe, nieskoordynowane, nacelowane na przeszukiwanie jamy ustnej w poszukiwaniu pożywienia. Żaby nie interesuje, co się dzieje z Twoim językiem, ani czy go w ogóle masz, byleby wetknąć swój do twojej paszczy.

2. Typ drugi- pies. Szczeniaczek, ślini wszystko łącznie z twoimi policzkami i szyją. Przez pierwsze 10 sekund jest zabawny jak łaskotki, ale potem myślisz tylko, jak się mu wyślizgnąć. Nie jest to łatwe, bo szczeniak ma duży zapał i wolno się męczy. Sprawia mu przyjemność monotonia wpompowywania swoich płynów ustrojowych do twoich ust. Ciebie to nudzi, ale wiesz, że nie możesz zasnąć, bo mogłabyś utonąć.

3. Typ trzeci- ryba. Zimna ryba- podając rękę na przywitanie masz wrażenie, że ściskasz śledzia. Później okazuje się, że język jest u tego osobnika równie mało ruchliwy. Ten gatunek ryby to nie waleń. Niech cię nie zastanawia dynamizm innych jego części ciała, odpłyń szybko na bardziej sprzyjające wody.

Ech..


a.


czwartek, 13 września 2012

z szafy pustka wypada

Karol Strasburger zabłysnął dowcipem o tym, że otwiera się szafę, a tam ubrania wyszły z mody. okazuje się, że to wcale nie jest śmieszne. pułki w szafkach poupychane do maximum aż piszczą, a tak naprawdę to totalna otchłań z krzyczącym znakiem zapytania: WTF?

bo jesień idzie i teraz to inny krój spodni, inne kolory swetrów, inne buty są w modzie. i zonk. bo niby ma się własny styl, ale wtedy to już określane jako hipsterstwo. i też źle. 

no i obczajam magazyny z nowymi trendami, stronę za stroną przewracam i własnym oczom nie wierzę. takie to wszystko przekombinowane i  jakieś takie na siłę zmiksowane, pomontowane ni to lata 80' ni 90' ni współczesność. jeden wielki rozpierdol ciuchowy. 

i nagle światłość wyłoniła się zza chmur zwątpienia i natchnęła, że rozpiedol to właściwie stan mojej szafy  i to wszystko ładnie się pokrywa i pasuje do trendowej układanki. i nagle szafa wypełniła się ciuchami, co już tam były, ale ja ich nie widziałam. 
e.

środa, 12 września 2012

chyba liść a może karabin

Odurzona jestem. Od czasu jakiegoś mam problemy z wyczuciem rzeczywistości. Za dużo śpię. Za dużo śnię. Zdarza się, że wchodzę z łokciami do czyiś snów (pozdro Dina;), sama natomiast udaję się w podróże astralne od dwóch dni z tą samą osobą. I jakaś taka wyczerpana jestem tym spaniem. I już nie wiem, o co chodzi, dlaczego jednego dnia mnie przytulasz a drugiego tłuczemy się razem pociągiem do Macedonii.

W życiu rzeczywistym brak motywacji do szukania pracy i generalnie taki plan, że wyjeżdżam od stycznia hen za siedem gór i dolin. Bo pojeździć chcę w życiu tym, a nie wiadomo, jak będzie potem z czasem.
Obijam się. Kocham się obijać. Słodka bezużyteczności, lenistwu i nihiliźmie, ave. Jesień is coming! a.


wtorek, 11 września 2012

kaktusek usechł

ja się nie nadaję. wczoraj dopadł mnie dół twórczy przekładany z życiowym i rozpacz, jak wisienka na torcie użalania się nad sobą i upartą niemożnością bycia szczęśliwym człowiekiem. i taka gupawa, że się z siebie śmieję i płaczę jednocześnie, bo do wszystkiego trzeba z dystansem.
i może jakoś ogarnęłabym się dzisiaj, gdyby nie kaktusek, co mi usechł. wszystko sobie wybaczam, bo człowiek potyka się idąc chwiejnym krokiem przez życie, a czasem tak się zakręci, że i w słup nieporadności przypierdoli. zdarza się. ale żeby wykończyć kaktusa?
piszę tu o odpowiedzialności za uczucia drugiej osoby, a tu nawet za kaktusa nie umiem być odpowiedzialna. a gdyby to było zwierzątko co dźwięków nie wydaje  i sie nie rusza. kitę by odwaliło, a ja bym nie zauważyła. może jakby zaczęło tyfić zdechłym kotem.
i dół pogłębił się. . .nie została nawet kropla nadziei. to koniec. kaktusek usechł
e.

środa, 5 września 2012

ja i ja

no i przełamałam się i pojechałam  uskuteczniać spinning na rowerkach. przy moim szalonym szczęściu trafiłam na najbardziej zatwardziałego trenera, który ryczał do ludzi jak trąba jerychońska. to co uważałam za ćwiczenia na siłowni to jest nic w porównaniu do spinningu.
ogólnie walka z samym sobą, która przedstawia się następująco:
- "spierdalam stąd"
"nie bądź mięczak i płaczek, zasuwaj!"
- "może jak szybko wyjdę z sali to nikt nie zauważy"
"ty nie dasz rady? stara baba jesteś? zasuwaj!"
- "puszcze pawia"
"wypedałujesz go" i szybka refleksja "czy można wypedałować pawia?"
- "co on tak ryczy"
"skoki w boki chop siup, siadasz na dupie, zasuwasz, rządzisz!"
- "zdycham, wypluję flaki, jeszcze 15 minut"
 "kurwa ile można myśleć przy takim wysiłku, to chyba tylko mózg kobiety jest tak skomplikowany"

koniec. umrę. zdechnę. padnę. rozchlaszczę zmęczone, spocone ciało na podłodze.

i wtedy proszę Państwa następuje zjawisko pod nazwą: radocha - "nie uciekłam z pierwszych zajęć! idę na drugie! :D
e.

poniedziałek, 3 września 2012

shift

16 września wchodzimy w nowy cykl numerologiczny. U mnie nastąpi teraz cykl refleksji, pewne już są.
Jak to refleksje- zwykle w kolorze innym, niż różowy.
Zupełnie nie wiem, skąd przyszły i dlaczego. Tak z nienacka.
Bo jakoś tak nigdy nie wiesz, który z weekendów okaże się inny. Spoglądasz na okno codziennie, aż tu pewnego dnia zauważasz małą ryskę. I jak się tak rysce przypatrujesz, to widzisz, tak naprawdę całe to szkło jest popękane, rozbite. I dotykasz tą ryskę małym paluszkiem i leci wszystko, w drobny mak.
Moje picie, moje palenie fajek, moje spędzanie czasu na imprezach. Jaranie się beznadziejnymi sytuacjami, zjebanymi kolesiami, moi znajomi od picia, ich historie, moje weekendy, siedzenie do rana przy barze z nieznanymi przyjaciółmi.
To wszystko mi się znudziło, w jednej chwili. Odeszła ochota.

Nie mogę przymykać oczu na pewne sytuacje już, ani nie wysuwać wniosków z tego co robię i z kim się zadaje. Chcę być normalna. Robić coś z życiem.
I będę.
a.



sobota, 1 września 2012

co tam jest

starzy ludzie wierzą. mówią, że kiedy nadejdzie ich godzina to odejdą. że hop do nieba i tam spotkają bliskich i w końcu będzie święty spokój. a każdy to niebo widzi  po swojemu. siedząc i pijąc nalewkę z orzechówki w mieszkaniu starej kamienicy rozmawialiśmy o życiu i śmierci. tak na poważnie.

80-letnia pani Zosia powiedziała, że jak nie będzie tam  Beatlesów to kicha, bo ona pół życia ich słucha i czy w tym niebie będzie można odpalić jej ukochaną piosenkę "Let it be"?

jej mąż śmieje się i kiwa głową. że to nie tak. że to bujda z tym niebem, bo wystarczy kitę odwalić i koniec. ciemność, piach, robale, chyba, że się zjarać, to wtedy może uniknie procesu gnilnego. ale w sumie wsio ryba, bo i tak już go nie będzie.

Pani Zosia załamuje ręce. że jak to tak, że człowiek żyje i co nagle śmierć go wyłącza jak maszynę i nic? a dusza to gdzie się podzieje?

odfrunie i rozpłynie się w powietrzu, zintegruje z wszechświatem, tłumaczy pan Zenon. widzi, że żona martwi się, że jak tak się stanie, to trochę lipnie.

i myślę sobie, co chciałabym żeby w moim niebie było. że muzyka koniecznie, i dobre jedzenie, i półsłodkie czerwone wino, i fajnych ludzi pełno, żeby się nie nudzić. i żeby spać można było, bo lubię śnić. i piłkarzyki i żeby filmy można było kręcić. i na festiwale jeździć i...
Pan Zenon się śmieje i pyta "I po co Ci to niebo?"
e.