czwartek, 30 sierpnia 2012

instynkt stadny

na samotność ludzie narzekają. no w i sumie coś w tym jest, bo niby całe życie sami, a tyle ludzi wokoło i nikt nie kocha, nie tuli, nie rozumie, nie pogada. i nieszczęście, depresja. to kurwa, wyleź z domu! chodzące nieszczęścia nakręcają się w czterech ścianach. i zostają same ze swoimi myślami. nie daj kosmosie, to kobieta. wtedy, to nie ma ratunku.

pytam się, jak masz spotkać życzliwego człowieka, kiedy zalegasz jak galareta w półmisku i tylko się trzęsiesz z nieszczęść swoich i to już niesmaczne jest. bo nikt się nie interesuje kurna Twoim problemami. A co ludzie telepatię praktykują, żeby z przestrzeni odczytać kod, że jesteś nieszczęśliwy? Fakin szit. Toż to żałosne. Wyjdź z nory i zaczerpnij powietrza, wyłącz myślenie, idź potańczyć, śmiej się z głupot, a najlepiej z samego siebie.

człowiek istotą jest stadną. istnieją indywidualiści, co hobbystycznie pieszczą swoją samotność, ale i oni potrzebują w końcu wyleźć z jaskini. bo najlepszym sposobem, żeby zapomnieć o swoich kłopotach to posłuchać, jakie problemy mają inni i pomóc im! silniejszym się stać w wytrwałość i przydatność towarzyską w stadninie. ale zawsze się znajdzie jakaś zakompleksiona czarna owca, albo baran. każdy z nas był takim zwierzęciem w jakimś etapie życia. i takiemu baranowi też trzeba pomóc, żeby nie zbaraniał kompletnie.
e.

środa, 29 sierpnia 2012

wstawaj szkoda dnia

Wolny dzień. Wyśpię się, wyśpię się, wyśpię się!!!

Idę spać ciemną nocą, po 3 piwach. Och, jak ja się wyśpię. Zajebiście.
Budzi mnie słońce. Nie muszę wstawać, cudownie. Tylko czemu mam w sobie tyle energii. Wstałabym, coś zjadła. Ale nie, śpię. Tak tak, śpię, a ciekawe, czy już jest nowy odcinek tego serialu. Śpię.
Nananana lalala, jak to leciało? Włączę kompa i sprawdzę..nie! śpię!!!
ale niewygodnie, śpię! chyba bym poszła siku. śpię!.
spróbuję się przewrócić na drugi bok, śpię. nie chce mi się już spać. śpię. pić mi się chce. śpię!

mijają ze dwie godziny, potem tydzień, jeszcze jeden a następnie z 3 lata. w końcu wstaje, zmęczona próbami snu, wyspana w 10 dup.
wstaję, idę do łazienki, robię śniadanie, herbatę. siadam, patrzę na zegarek.


8.53!!!!

praca zmieniła mój cykl biologiczny! czy ta ingerencja w mój organizm okaże się nieodwracalna? ratujmy się.

a.



wtorek, 28 sierpnia 2012

w związku z

bo w sumie, to jak to jest być z kimś. bierzesz odpowiedzialność za uczucia drugiej osoby. oczywiście przyjąć należy, że to nie będzie książę z bajki, bo i Ty nie należysz do rzucających na ryj piękności. no rejczel.

związek to trudne zadanie, ale możliwe do wykonania. no i trzeba telefon ogarnąć, bo jak przeoczy się połączenie lub sms-a, to mogą wyniknąć z tego komplikacje na skalę życia lub śmierci lub chujowego dnia ogólnie.

no i czas trzeba mieć. i kasy też trochę - ród dżentelmenów wymarł i nigdy nie wiesz, kiedy przyjdzie Ci z powodu równouprawnienia zapłacić za kolację albo kino. nie daj kosmosie, nie będzie wspólnych zainteresowań. i tak w milczeniu trzeba będzie siedzieć. o pogodzie rozmawiać, ale się nie zagłębiać w temat klimatu, żeby zlodowacenia w relacjach nie było.albo profesor się trafi, co tyle Ci o świecie opowie, że nie będzie czasu słuchać Twojej opinii na ten temat.

albo taki niezdecydowany, co nie wie, czy chce, czy w ogóle to ma sens, ale chce, bo dlaczego nie. no i jest się z takim, to później nie wie, czy kupić pomidora czy ogórka na kolację, i czy ubrać polo czy koszulę i tak całe dnie do porzygu. wyrwiesz sobie włosy z głowy, a on nadal nie będzie wiedział, w jakiej fryzurze było Ci bardziej do twarzy, przed atakiem bezsilności, czy po.

i niby niezależność, brak problemów, że singiel i to fajne. robię co chcę, nikt nie zawraca mi głowy i niczym się nie martwię i mam czas.

nie tęsknię specjalnie za byciem w związku, ale doszłam do etapu, że gdyby sytuacja się zmieniła nie tęskniłabym za byciem samą. taka optymalna się zrobiłam. nareszcie.
e.

niedziela, 26 sierpnia 2012

obraza majestatu

Jak można zrobić coś takiego.
Powiedzieć mi, że przypominam XX.
Kolesia. Najbardziej aseksualnego kolesia, jakiego znam!!!

Szachistę, który nosi flanelowe koszule i halówki.
Nie, no jak! I potem tłumaczyć, że nie, że tu o inteligencje chodzi i gesty, czy coś tam.

Niewybaczalne, będę teraz musiała chodzić w sukience i szpilkach, co by podbudować moją kobiecość. Niewygodnie w chuj, dziękuję bardzo.

GRRRRR!

Ostatnio byłam tak obrażona, jak pewien gej stwierdził, że mam małe cycki. I nie wiem czemu, bo co gejowi do tego. I raczej obiektywnie nie wyglądam na faceta także, wiem, a jednak a jednak:

NIE MOGĘ tego odpuścić, uraza urazą pozostaje i przejmuje kontrolą nad moją samooceną.
Kiepska byłaby ze mnie szachistka. Ech.

a.

czwartek, 23 sierpnia 2012

motyl

motyl wleciał do biura. i lata jak szalony, macha skrzydełkami i zatacza kręgi. i siup, nie ma. poleciał w miasto, na łąki, do lasu może. taki to żyje tylko kilkanaście tygodni (motylki cytrynki trochę dłużej). więc tym bardziej mi miło, że wpadł do mnie w gościnę.

dużo dobrych rzeczy spotyka mnie ostatnio, w sumie dzięki temu, że zaczęłam przełamywać strachy i wzięłam się do pracy nad sobą. od razu ruszyła cała machina pozytywnych zdarzeń. koniec leżakowania, wymówek, wakacji. bo my trochę jak motylki, w kosmosie jesteśmy tylko muśnięciem czasoprzestrzeni. życie to okazja, żeby polecieć, gdzie los poniesie. okien otwartych na świat jest dużo...
e.

modraszek lazurek

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

samantha

kolejna hipokryzja moja wyszła na jaw, i możliwe, że jakaś inna kobieta też tak ma. albo dwie.

uwielbiamy seks w wielkim mieście, samantha jest zajebista. oglądamy filmiki, komentujemy cytaty, przebijamy jej piątkę. tak jest samantha, dobrze!

a jak w życiu normalnym jakaś znajoma się podobnie zachowuje, a nawet na mniejszą skalę- to się kurwi, jest szmatą i generalnie jest z niej równocześnie beka i wstyd.

ale skoro robi co chce, bez użycia siły wykorzystuje chętnych ochotników- to dlaczego nie jest to spoko?
bardzo prawdopodobnie obie strony są zadowolone, a ja się będę śmiać i bekę kręcić i głową kręcić.

taka ze mnie feministka.

chyba zazdroszczę, wścibska jestem i ciekawa techniki.

ale może kunszt niepotrzebny, bo jak mówi babcia:

- facet jak ten koń, nawet nażarty, jak widzi owies, to zeżre.

tylko czy o to chodzi, aby się w życiu nażreć, czy żeby jeść smakowite kąski?
a.




wykurwista magia życia

bla bla bla... pierdu, pierdu.
znowu będzie o afirmacji życia. no bo, kurna,  jak tu się nie cieszyć z tego wszystkiego. ostatnio tak energia mnie nosi, że nie mogę zdążyć ogarnąć całego galimatiasu odczuwania i przeżywania tego, co się naokoło wydarza - żyje, rozwija, płynie, komponuje się, rozkwita, krzyczy swoim fenomenem.
przyroda, ludzie, muzyka, radostki, co czekają niecierpliwie kulając się po podłodze naszej świadomości. takie to kosmate, szalone, rozpieprzone, a jednocześnie poukładane i harmonijne. jak fraktale. im bardziej pokonuję własne słabości, tym więcej odwagi we mnie do życia. i nie wiem, co z tego powstanie, ale to mega frajda częstować się tym, co wszechświat rozdaje.
e.
 (fraktal)

środa, 15 sierpnia 2012

cheers darling

no i wyszedłeś pierwszy
gratulacje

świetna zabawa
ubaw po pachy
wygrałeś i poza tym
jesteś zajebisty

proszę,
ciesz się tym teraz
na zdrowie

a gdy popijesz z pucharu zwycięstwa
ja będę już gdzieś indziej
z kimś innym

i kogo to wina nie wiem
wodzi nas za nos przeznaczenie

a kogo strata?
a kogo większa strata?

niby nie ma się czego wstydzić,
jeśli się coś czuje
ale widocznie chwalić się też nie ma co

bo tylko bardziej boli,
gdy znika
motylek

a motylki tak krótko żyją
a.




epic shit na ten temat

my kosmici

no i podbój Marsa. zaczynamy latać sobie w kosmosie i zwiedzać planety.  Nie jest to żadna nowość, bo była przecież wizyta na księżycu i nawet Łajka wystrzelili, żeby sobie polatał i poszczekał w galaktyce. Niestety czworonogi astronauta zakończył swój żywot wśród gwiazd i już nigdy nie odlał się pod żadnym ziemskim słupem. W kosmos puszczano też rakiety i inne techniczne obczajki, co tam ogarniać miały widoki na przyszłość.

teraz NASA wysłała na Marsa łazika Curiosity. Są już pierwsze zdjęcia, pierwsze komentarze i żarty. Obama czeka na kontakt z Marsjanami. I wszystko pięknie i odkrywczo. tylko, czy tak naprawdę nasza cywilizacja jest gotowa  na odkrycia kosmiczne? co się będzie działo, jak się okaże, że jest inna cywilizacja i do tego na wyższym levelu inteligencji niż nasza? co powiedziałby Obama, gdyby stanął oko w oko z istotą z poza ziemi? 

nie szanujemy naszej planety. ważne decyzje podejmują często politycy, którzy martwią się tylko o przyziemne sprawy i bycie hospodynem wśród innych hipokrytów, co chcą "dobrze" dla kraju. a jeśli niedługo będą to sprawy międzyplanetarne? ile razy w swoim życiu człowiek myśli o sobie nie jako o mieszkańcu danego kraju, ale kosmosu?
e.




wtorek, 14 sierpnia 2012

czy ja się kiedyś nauczę?

czy zmienię kiedyś wzorce? bo przecież wiem, że kółkuję w błędnym kole swoich ulubionych błędów.
i chociaż mówię, że następnym razem zrobię inaczej, to jednak robię dokładnie tak samo.

czy lubię tak postępować sama ze sobą? za nos wodzić, wpakowywać się w ambarasy alkoholowych sytuacji.

najwidoczniej.

mówisz, żeby to zaakceptować w sobie, tą część, przyjąć i polubić.

naiwna jest ta osoba do polubienia. nie wiadomo, o co jej chodzi. czasem wychodzi bez słowa i znika nie wiadomo z kim. kiedy wraca, nie opowiada szczegółów. jest zamknięta, bo myśli, że nikt jej nie zrozumie.
podejść trzeba do niej, ale może nie chcieć porozmawiać.

ale uśmiechnę się do niej i pomacham. wiem, że to wystarczy. nie chowam urazy, przytulę dziecko marnotrawne, kiedy tylko będzie miało ochotę. kolejny raz.

a.


poniedziałek, 13 sierpnia 2012

człowiek półprodukt

ciągle jakiś niedorobiony. nie pasuje, nie potrafi, nie rozumie. "ja nie rozumiem, jak można tego nie rozumieć" - czasami słychać w rozmowach.
tak więc człowiek półprodukt zadaje głupie pytania, co nawet odpowiadać na takie nonsensy nie warto. taki to śmieje się z byle czego, bo śmiać się zawsze należy, kiedy jest sensowny powód. głupot lepiej nie popełniać, bo można stać się jedynie surowcem w społecznościowej matni.

wszystko musi być poukładane. trzeba wiedzieć kiedy, co i jak powiedzieć, żeby być fajnym produktem cywilizacyjnej gonitwy w rozgmatwanej emocjonalnie popularności. nie daj kosmosie, strzeli taki wtopę i już gruba krecha nad głową półprodukta. bo brakuje jemu tego i tamtego, bo mówi za dużo, albo w ogóle i przez to wydaje się dziwny. może go system nie wzbogacił w odpowiednie szlify edukacyjne, a może zagubił się albo jest szalony.

aż strach być półproduktem w rozwijającej się cywilizacji. ale, cholera, czy nie o to chodzi? czy wszyscy mamy być jednolitą papką ulepioną przez zasady budowania wizerunku nowoczesnego człowieka? tolerancja ponoć coraz większa, ale wiedza o ludzkiej naturze zawęża się przeraźliwie, wręcz zaciska szczęki. a tacy uświadomieni ponoć jesteśmy. człowiek przedmiotowo zaczyna być traktowany. na ile się przydaje, kiedy, a jak niepotrzebny to mogłoby go nie być. i siup na ryj spada ze skały tarpejskiej.

jak łatwo wydawać oceny, wytykać błędy. a sami od siebie nie wymagamy tyle, co od otoczenia. każdy z nas ma swój świat, prawdziwy, nieskażony sztywnymi manierami i przyprawioną towarzyską, gombrowiczowską  gębą. może te mordy nie byłyby takie straszne, gdyby miały chociaż szczery wyraz.

e.

czwartek, 9 sierpnia 2012

babcie

tak!

piszę.

cierpną mi ręce, niczym zreumatyzowanemu zegarmistrzowi. kiedy to było, żeby ostatnio?

co słychać

to samo, ale z kim innym. generalnie. pracę mam, nawet za dużo. żebym jak robol dzisiaj po 12 godzinach do domu wracała, psycholog kurwa specjalista nadgodzinista.

na grillu pracowniczym dziś byłam. chyba nie lubię takich imprez, chyba nie lubię mieć kolegów i koleżanek z pracy. bo chyba tak się patrzą na wszystkich wszyscy, żeby ich na pewno obgadywać, kiedy sobie pójdą. a ja wyszłam pierwsza.

poza tym spędzam czas z babciami, w domu seniora. robimy kampanię społeczną i udajemy, że oni są aktywni i że fajnie jest być starym. z wielkim trudem przychodzi nam wybieranie zdjęć i filmików do tej akcji, na których ktoś się uśmiecha albo przynajmniej nie śpi w środku tańca czy zajęć aerobiku.

byłam też na spotkaniu z babciami z nowej zelandii, które jeżdżą po świecie rozwożąc swoją magiczną energię. trochę się spóźniłam, akurat jedna babcia się przedstawiała śpiewając pieśń, zawodząc ją w sumie. patrzę, a koleś przed nią pada na ziemię, po czym wstaje po chwili i mówi, że energia starszyzny była zbyt powyżej jego, i że musiał się pochylić. na szczęście, jeśli ktoś nie czuł wyższości energii nad swoją, to nie musiał się pochylać.
babcie zachęcały natomiast, abyśmy się odwracali do siebie nawzajem, stykali się nosami i wąchali przez kilka sekund. wdech nosem, wydech ustami.

a akurat jadłam bakłażany z sosem czosnkowym na obiad. postanowiłam więc okazać miłosierdzie i wyjść szybciej. akt ten jak zwykle nie został zauważony ani w żaden sposób upamiętniony, jedynie tym skromnym wpisem.

memento mori!
a.


środa, 8 sierpnia 2012

szemrane szepty

wkurwia mnie jak ludzie szepczą w towarzystwie. jest sobie radosna rozmowa o dupie maryny, a tu ktoś nagle do kogoś coś szepcze i może tak by mnie to nie wkurzało, gdyby szeptanie nie miało skutków ubocznych. siedzi grupka ludzi, rozprawiają o polityce, alkoholu, ogólnie wylewają z siebie słowa wartkim potokiem rozmyślań. i ni gruszki ni z pietruszki ktoś coś szepcze do wybranej przez siebie osoby, czego efektem jest albo głupawy chichot albo mina pingwina, co właśnie ukulał pod brzuszkiem jajko. no i konsternacja. wtedy inne osoby do siebie szepczą, że ciekawe o czym tamte szeptały i wszyscy są tym szeptaniem zafrasowani.

to trochę jak ludzie, którzy noszą słoneczne okulary. no i rozmawiasz z takim matrixem i ni cholery nie widzisz, czy ten ktoś cię słucha, czy śpi na stojąco. zamrożona mimika twarzy. to trochę tak jak przez Internet, tylko jak cię osobnik wkurzy to możesz go od razu zdzielić z piąchy. przez Internet się tak nie da, ale wierzę w siłę technologii. okulary przeciwsłoneczne to zajebisty wynalazek, ale wiem, że warto je zdejmować, jak się z kimś gada. z szacunku po prostu. i szeptać też lubię, ale tylko do drugiej osoby, jak jestem z nią sam na sam, albo do siebie, jak mnie coś rozbawi i nie mam się z kim podzielić moją radosnością.

e.