czwartek, 31 maja 2012

mała wielka Krysia i epizody

na planie filmu "mój Nikifor" zapytano Krysię Feldman, czy mogłaby wyjąć szczękę, bo Nikifor nie miał szczęki i przydałoby się to do lepszej charakteryzacji postaci. pani Krysia, siedząc i paląc papierosa, spokojnie odpowiedziała:

- kochana, jeśli chcesz, to mogę wszystko z siebie wyjąć, ale zęby mam własne.

Pani Krystyna znana jest z małych ról, epizodów, ale jak mówiła - co dostawała to grała i starała się to robić na dwieście procent. w jednym z filmów dokumentalnych, który został nakręcony kilkanaście dni przed jej śmiercią, aktorka opowiada o tym, że lubi pisać epitafia na groby przyjaciół, napisała też taki dla siebie:

„Nie dziw się wcale przechodniu kochany, że ten mały grobek taki rozkopany. Tu leży Feldman, co nawet po śmierci, zamiast w grobie leżeć, to się w grobie wierci”. Pani Krystyna odeszła pięć lat temu, w styczniu.

uparta była i zadziorna, charakterna, ale też pogodzona z życiem. dobra filozofia życiowa, tak sobie myślę. czasami chcąc osiągnąć więcej, zapominam , że muszę żyć "teraz", że cieszyć się trzeba tym, co się ma, a potem myśleć o przyszłości, bo teraźniejszość w przeszłość ucieka, przelewa się i wtapia w otchłań bezsensu.

e.


środa, 30 maja 2012

dusze niemyte

- Jak ci minął dzień w ogóle?
- A wiesz, nie wiem, czy ci mówiłem, ale wyznaje pewną zasadę w życiu. Że po każdej czynności staram się odpoczywać. I najlepiej, żeby ten odpoczynek trwał dokładnie tyle czasu co czynność. No, więc spałem 8 godzin, po czym się obudziłem, a jako że spanie należy uznać za czynność, to potem odpoczywałem. Nie był to porządny odpoczynek, jakieś marne 3 godziny zaledwie, ale musiałem wstać żeby zjeść śniadanie. Oczywiście zjedzenie śniadania to też czynność, więc potem musiałem odpocząć. Potem się umyłem, odpocząłem, ubrałem, odpocząłem, wypiłem kawę, odpocząłem i na 20 wyrobiłem się do pracy na 2 godzinki, no i teraz zziajany przyszedłem tutaj, żeby odpocząć, ale zdaje się, że będę pił i palił fajki- więc nici z odpoczynku. Podasz ognia.
- Masz. Nie, no trzeba się szanować z tą pracą, nie przesadzaj. Myślę sobie, co jak się już odpocznie, jak się człowiek wyśpi. Co innego tak poza wszystkim co się wyczerpuje i nudzi, ta praca, życie to. Co można robić oprócz picia?
- Wiem, o co chodzi, o to  całe nienasycenie. I rada nie będzie twórcza, ale to nie ja wymyśliłem. "Jest w człowieku pewne nienasycenie istnieniem samym, nienasycenie pierwotne, związane z samym faktem koniecznym istnienia osobowości, które nazywamy metafizycznym i które, o ile nie jest zabite nasyceniem nadmiernym uczuć życiowych, pracą, wykonywaniem władzy, twórczością itp., może być złagodzone jedynie za pomocą narkotyków."
- Nie chcę, to jest pozorne, zbyt łatwe. Tu na pewno trzeba popracować nad czymś, nad sobą. Idę spać.

***
- Hej, a ty gdzie lecisz.
- Ja do domu wracam.
- O tej godzinie? (10.40 rano)
- Tak, poszłam po kinie do g. na piwo i tak zleciało, nie było już po co wracać do domu.
- A, ja idę na kawę z m., może też masz ochotę?
- Nie, co ty, idę się umyć, ogarnąć, zjeść coś może.

***
- Idziesz do kina na wesoły chorwacki film?
- Jo, idę.
- Serio? O. No nie spodziewałam się. To super.

I nie ma nic wspanialszego na kaca niż radosny chorwacki film o piłce nożnej, serio!
Wieczór był piękny, tylko po co.




a.

wtorek, 29 maja 2012

wszystko płynie

mawiał Heraklit  z Efezu. ja teraz zaczynam to czuć. to taki stan, że masz wrażenie, że wszystko jest tak niemiłosiernie zajebiste, że aż Cię rozwala. przestałam się martwić. nie wiem, na jak długo, ale to takie fajne. po prostu żyję sobie. im mniej się przejmuję pierdołami, tym ciekawiej układają się moje życiowe perypetie. nie rozdrabniam się na drobne, cieszę się z tego co mam, marzę sobie, tańczę i kreuję. 

spotykam nieprzeciętnych ludzi, którzy utwierdzają mnie w przekonaniu, że bycie sobą jest najważniejsze i wtedy samo się układa, płynie, rozkurcza sztywny system funkcjonowania, urzeczywistnia mnie.

płynę więc z życiem i czasem biorę głęboki oddech i zanurzam się w nie, żeby dotrzeć do siebie.

e.

bjutiful streńdżer

Najpierw inspiracja- klasyczną lyriką:

"Haven't we met,
You're some kind of beautiful stranger
You could be good for me
I've had the taste for danger
I've paid for you with tears
And swallowed all my pride
Da-da-da-dum-da-dum-dadum da da da dum
Beautiful stranger" Madonna

Lubię nieznajomych, przez krótki moment. 
Póki się nie odezwą- mają piękny głos i mówią mądre rzeczy.
Póki nie wstaną- są wysocy i dobrze zbudowani.
Póki się nie odwrócą- mają interesujące oczy i ciekawe rysy twarzy.

Póki nie wytrzeźwiejesz, są idealni.

Każdy nieznajomy nosi w sobie obiecującą tajemnicę. Pierwszy raz go widzisz, nie wiesz, czym się zajmuje- co daje pole do infantylnych marzeń. Na pewno ma rozwijającą pracę, poczucie humoru, udziela się charytatywnie, jest potomkiem króla lub milionera. Jest taki interesujący, inny, niezobowiązujący, a jak tańczy! 
Chwilo trwaj, w głowie już rozgrywasz najprzyjemniejsze scenariusze. I tylko uważasz, byle go nie poznawać, a jeśli już wypada i musisz, to nie odzywasz się do niego, byle nie nawiązać realnego kontaktu. Krew szybciej Ci przepływa, razem z rumieńcami na policzkach i ukradkowymi spojrzeniami spędzacie cudowny wieczór. 

Na drugi dzień dowiadujesz się z fejsa, że Romeo skupuje złom i nie umie czytać. Twarz nie jest oryginalna, ale po prostu krzywa. Koleś nie ma dwóch palców u nogi i nie wiem, kim jest Bono, a jego głównym zainteresowaniem jest oglądanie "klanu". Przychodzi do twojego ulubionego miejsca od zawsze, jest krewnym x. i dobrym znajomym y, a jego siostra chodzi z twoim bratem do klasy.

I czar pryska jak źle otwarte nagazowane piwo. Które wypijasz, bo może uda się się dziś spotkać cudownego nieznajomego, na krótki czas "póki"... poderwie cię w stronę pełni księżyca, byś mogła potem boleśnie spaść na ziemię. 
Póki, póki, póki. 



A jeśli już się dobrze poznacie, znudzeni wypijając herbatę patrzycie na tą twarz bez tajemnic i pragniecie być znowu na Pan/Pani. Przydałoby się trochę magii, a wehikuł czasu nie działa. Pozostaje wywołać amnezję, najprościej odcinając na jakiś czas dopływ tlenu lub uderzając mocno w głowę. Oczywiście siebie. 

a.



niedziela, 27 maja 2012

o trzech babciach z SKM-ki

wracając do domu SKM-ką wyłączona byłam i pochłonięta przez myśli zdeformowane wcześniejszą alkoholową  rozróbą w moim anemicznym organiźmie. dobrze mi było i spokojnie.

do przedziału wsiadły trzy starsze panie, zagadane, roześmiane, jedna klepała drugą w plecy, a ta trzecia wołała: Krysiu nie klep tak mocno, bo Jance krzyż złamiesz! i śmiechu chichu z dowcipu zaczęły uskuteczniać babcie.

Panie około siedemdziesiątki przysiadły się do mnie -  to już norma i tłumaczę sobie to tak, że dzień bez przygody jest jak Fanta bez bąbelków.

no to się do nich uśmiecham a one do mnie. i tak jarzymy japy. Panie ubrane były w dosyć niekonwencjonalny sposób.

jedna - sukienka w krzyczące kolorami kwiatki i do tego szal kolorem niepasujący do niczego oraz kapcie, co wyglądało jakby zapomniała je zamienić na buty przed wyjściem z domu. 

druga - dżinsy, adidasy i dresowa bluza.

trzecia - spodnie gniotki, niebieskie (wieki nie widziałam gniotek sportowych), żółta bluzka i trampki.

wyglądały zdecydowanie na wyluzowane, jak to na współczesne babcie przystało. gdyby ktoś mi powiedział, że napadły na bank z rajstopami na głowach. uwierzyłabym. 

tak więc dowiedziałam się, że jestem zdecydowanie za chuda i powinnam przytyć, bo jak mówił śp. mąż Janki "kobietę trzeba mieć za co chwycić".

Pani Janka była pielęgniarką i nie jedną zgrabną męską dupę widziała. ona wie, że kobiety mają teraz ciężko, bo mężczyźni to nawet rajstopy zaczęli nosić i już w ogóle baby się z nich zrobiły. i jak taki ma kobietę w tango poprowadzić!? Jak to samo się o własne nogi przewraca! - pyta Pani Krysia.

Trzecia, której imienia nie miałam szansy usłyszeć, mówiła, że jadą na działkę do Krysi, bo tam słonko i przyroda, a nie że będzie siedzieć w domu i słuchać nawiedzeńców w radio.

okazało się, że starsze panie mają kółko taneczne, w którym obecnie ćwiczą choreografię do KOKO EURO SPOKO, żeby rozruszać stare kości i zaprezentować się w domu seniora.

Panie uważają, że polityków powinno się zamykać w oborze, gdzie świniom żarcie będą dawać, co sobie przypomną co to znaczy praca, a nie, że wciskają się w garniturki i świecą czółkami.

Żal było mi te panie opuszczać, chciałabym z nimi jechać jeszcze dalej i dalej, żeby poczuć ich moc obczajania świata. nie dane mi było. niestety.


przypomniał mi się wiersz Szymborskiej, co o starości pięknie pisała:

               Kiedy ktoś zapyta , jak ja się czuję
               grzecznie mu odpowiem, że dobrze się czuję.

                To, że mam artretyzm, to jeszcze nie wszystko,
                astma, serce mi dokucza i mówię z zadyszką,
                puls słaby, krew w cholesterol bogata.......
                lecz dobrze się czuję, jak na moje lata.

                Bez laseczki teraz chodzić już nie mogę,
                choć zawsze wybieram najłatwiejszą drogę.
                W nocy przez bezsenność bardzo się morduję,
                ale przyjdzie ranek... znów dobrze się czuję.
                Mam zawroty głowy, pamięć figle płata,
                lecz dobrze się czuję, jak na swoje lata.

                Powiadają: "Starość okresem jest złotym",
                kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym....
                "Uszy mam w pudełku", zęby w wodzie studzę.
                " Oczy na stoliku", zanim się obudzę....
                 Jeszcze przed zaśnięciem ta myśl mnie nurtuje:
                 "Czy to wszystkie części, które się wyjmuje?

                 Za czasów młodości (mówię bez przesady)
                 łatwe były biegi, skłony i przysiady.
                W średnim wieku jeszcze tyle pozostało,
                 żeby bez zmęczenia przetańczyć noc całą.....
                 A teraz na starość czasy się zmieniły,
                 spacerkiem do sklepu, z powrotem bez siły.

                 Dobra rada dla tych którzy się starzeją:
                 niech zacisną zęby i z życia się śmieją.
                 Kiedy wstaną rano "części "pozbierają
                 niech rubrykę zgonów w prasie przeczytają
                 Jeśli ich nazwiska tam nie figurują.
                 to znaczy, że ZDROWI I DOBRZE SIĘ CZUJĄ.

ave! e.

dlaczego ja

- dzisiaj w programie gościmy anię (25) studentkę, która jest znudzona życiem i zawiedziona światem. aniu, jak do tego doszło, że znalazłaś się w takim stanie?
- nie wiem, myślałam że to PMS, ale okres przyszedł i mi nie minęło. to na pewno też nie pogoda, ani nie niedobór snu czy cukru.
- jakie są objawy twojego stanu?
- mam wszystko w dupie, już od jakiegoś czasu.
- czy mogłabyś to rozwinąć?
- nie.
- czy myślisz, że to może być zaraźliwe.
- mam to w dupie.
- co na to rodzina, koleżanki w pracy?
- nic, nie mam rodziny, ani pracy.
- czy pomyślałaś może, że stąd ten twój stan.
- tak, ale ludzie którzy pracują albo są w związkach też tak czasem czują, to zdaje się nie mieć znaczenia. po prostu mają mniej czasu, żeby o tym myśleć.
- skąd ta pewność?
- kolejny pryszcz na dupie- ostatnio sami zajęci kolesie się do mnie przyczepiają i skarżą na swoje nieszczęśliwe życie.
- czy nie myślisz, że powinnaś zmienić zainteresowania i miejsca, gdzie spędzasz czas.
- tak, ale nie wiem, na jakie.
- aha, wspaniale. widzę, że jesteś kreatywna  w poszukiwaniu rozwiązań swoich problemów.
to może na koniec jakaś anegdota dla naszych widzów.
- jasne, wczoraj opuszczam rampę żeby odczepił się ode mnie koleś z trójką dzieci i obrączką na palcu "moja żona jest super kobietą", już byłam po drugiej stronie ulicy, kiedy wybiega za mną i krzyczy: ania, ania! zapomniałaś! i wyciąga rękę,  to biegnę, cofam się i biegnę. dobiegam i pytam się, czego zapomniałam, a on wyciąga pustą rękę i mówi: mojego serca.
- dziękujęmy, jak zwykle zabawne.
- haha. (poza wizją) to kiedy dostanę te 2 zł jak się umawialiśmy?


 a.

piątek, 25 maja 2012

Edie Sedgwick

kobieta totalnie zamotana we własne słabości i nałogi. emanowała niesamowitą energią, psychodeliczną i inspirującą. czytając o Andym Warholu nie można pominąć Edie. pochodziła z Kalifornii, a do Nowego Yorku pojechała, żeby zrobić karierę modelki. tam też spotkała Warhola i stała się jego muzą. były to lata sześćdziesiąte.

piszę o Edie, bo zazwyczaj mówi się o ludziach, którzy czegoś dokonali, przedstawia się ich jako bohaterów, ludzi bez skazy, jaką odciska na każdym z nas bezlitosna rzeczywistość. dopiero współczesność śmielej wytyka wady i różne dzikie zamiłowania artystów.



Edie występowała w filmach Warhola, kochała go, ale on zdecydowanie był pochłonięty swoją twórczością, której ona była tylko częścią. niczym więcej. rozstali się. niektórzy twierdzą, że była aktorką, inni, że dziwką, którą zniszczyło życie wśród elit.

jej bezpruderyjność wzbudzała społeczną konsternację i przysporzyła sporo wrogów, którzy byli na tyle doskonali, by móc oceniać życie innych.

potem na drodze Edie pojawił się Bob Dylan. zaraziła go swoją osobowością i natchnęła do skomponowania kilku kawałków, które do dziś przebijają się przez radiowe głośniki. babka miała w sobie krzyczącą charyzmę.

Sedgwick  poznała kolejnego gościa, ale nic z tego też się nie posklejało na stałe. dopiero po powrocie do Kalifornii wyszła za mąż.

Edie była alkoholiczką, ćpała i wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, gdzie "leczono ją" elektrowstrząsami.

pewnego ranka jej mąż obudził się i było już po wszystkim. Edie przedawkowała dragi. odeszła. prasa pisała, że to samobójstwo.

mimo wielu problemów i bezdusznych realiów, z którymi musiała się uporać szukając szczęścia potrafiła inspirować artystów. i to nie byle jakich. jaka ogromna siła musiała w niej być, jakie emocje nieposkładane i cudowne jednocześnie.

podziwiam ją za wypruwanie uczuć i darcie przyzwoitości. za nierozsądek, walkę w okopach trudnego, elitarnego świata dziwaków, bez zasad. bezpiecznie jest żyć nie ryzykując niczego. nie zmieniając swojego życia, a tym bardziej życia innych. ona była i jest nadal dla mnie pięknie niezrównoważona. za to też można ludzi cenić. R.I.P. Edie.

 
Sienna Miller nakręciła o Edie film - "Factory Girl".




czwartek, 24 maja 2012

spokój po chińsku i apetyt na sztukę

jako, że ostatnio totalne szaleństwo porwało mnie w wir wydarzeń, co pochłonęły i zeżarły łapczywie nawet ogryzki normalności to postanowiłam przystopować. niektórzy twierdzą, że nie można tak cały czas w chaosie żyć. więc przywołałam siebie do porządku.

no to wczoraj zrobiłam pranie, wyprasowałam ciuchy, zrobiłam porządki w szafach, poszłam na spacer wokół osiedla, pomedytowałam, żeby odnaleźć spokój i ukojenie. siedziałam na dupie cały wieczór oglądając latających Chińczyków subtelnie i elegancko obijających sobie mordy. dzielna byłam. witaminki, herbatka i kulu lulu. jak na porządną babę przystało.

rano przekonałam się jednak, że to nie bardzo mi posłużyło. najpierw wydostałam się z wyra totalnie rozciapciana, a potem zawlokłam swoje ciało do pracy. spokój rozbił mnie na pył. pozbierać się nie mogę. gorzej niż kac.

no to reanimuję się kawą  i myślę, że to chyba najlepszy moment na wchłanianie kulturalnych wydarzeń i im bardziej będą one odjechane, tym lepiej. że potrzebuję abstrakcji, surrealizmu, sztuki co zniszczy we mnie spokój, zostawi ślady artystycznego rozczochrania i nieładu.

e.

wtorek, 22 maja 2012

fetyszyści stóp w środkach komunikacji publicznej

Lato już z lekka harcuje za oknami, w jakiś taki sposób, że aż trudno znaleźć metaforę.
Mało kto pamięta, że lato to nie tylko przepocone pachy w autobusach i tramwajach, to także sandały. I obowiązkowo skarpety w sandałach.
Z jakiegoś idiotycznego powody noszenie skarpet do sandałów staje się ostatnio niemodne. Tymczasem to być może jedyna sensowna obrona przed fetyszystami stóp w środkach komunikacji publicznej w upalne dni.

Skąd moje zainteresowanie tym ignorowanym problem społecznym? Jak to zwykle u mnie- z doświadczeń, traumatycznych doświadczeń życiowych.

Kiedyś, naiwna i niewinna, dokładnie w zeszłym roku na wiosnę, podróżowałam pekaesem w okolicach Torunia. Dosiadł się do mnie równie niewinnie wyglądający starszy pan. I położył nóżkę na moją nóżkę.
Pomyślałam, że pan na tyle niedołężny jest i nieczuły, że pomylił moją nóżkę z podłogą. Więc subtelnie usunęłam nóżkę. Tymczasem nóżka pana też przesunęła się, na dodatek w tą samą stronę co moja nóżka.
Pomyślałam, że musi być bardzo niedołężny ten pan i stanowczo odsunęłam nóżki w kosmos, za siedzenie.

Zrobił się mały tupot poszukiwawczy pod siedzeniem ze strony pana fetyszysty, nóżka szukała nóżki, zakończony porażką. Pan wstał nerwowo i się przesiadł hen, zanim zdążyłam się odnaleźć w tej dziwnej sytuacji i zapytać na głos: O CO CHODZI?
Przypomniało mi się to ostatnio, bo w gdańskim tramwaju także natknęłam się, na tym razem na szczęście mniej ofensywnego, fetyszystę. Wiedziałam już, że nogi od razu zabieramy stanowczo w tył, zdajemy sobie sprawę co się dzieje i jesteśmy gotowi do obrony, zanim nasze stopy poczują zły dotyk, co boli przez całe życie.

O mądrzy protoplaści wszechpolscy skarpet w sandałach, cześć wam!
Co zostaje nam innego, skoro fetyszyści stóp nie noszą reklamówek i płaszczy jak ekshibicjoniści, ani dzieci w torbie jak pedofile. Dlatego polecam nosić jednak skarpety do sandałów. Zapobiegawczo. I chuj z Jacykowem, chuj też go ucieszy.

a.


boska interwencja

jak przeczytałam Twój post to mi ręce opadły. niestety zdarza się, że ktoś mi opowiada namiętnie o sprawach, które go nurtują, o takich pierdołach, że aż pod deklem się gotuje. na szczęście zazwyczaj zadaję się z gronem zajebistych szaleńców, których uwielbiam słuchać i podziwiam ich za ciekawe kminienie świata.

są oczywiście wyjątki. dziś na przykład spacerując sobie po mieście natknęłam się na znajomego, co go  wieki nie widziałam. i tradycyjna gadka jedzie:
- jak tam co tam?
a ja na to, dobrze i że nie narzekam.
- ale jak? dobrze?
no i ja na to, że spoko
- a mąż a dzieci? - pyta się gościu i zaczyna sobie grabić.
nie ma, odpowiadam spokojnie
- bo wiesz e., moje życie ostatnio się zmieniło, to było niesamowite.
a to ciekawe, opowiedz - poprosiłam. (to był błąd).
- widzisz, teraz moim życiem kieruje jezus, miłość do boga i ludzi. i widzisz, nas jest więcej. spotykamy się, rozmawiamy, pomagamy sobie.
a ja na to, że cieszę się, że jest szczęśliwy
- ale ja mogę Tobie pomóc. bo to nie jest tak, że wiesz uczestniczymy w eucharystii, my potrafimy się także bawić, korzystać z życia. zapraszam Cię do nas na potańcówkę. mówię Ci, tam poznasz porządnych facetów, takich co będą Cię szanować, nie jak te pijaki w tych dyskotekach i klubach.

zatkało mnie i rozbawiło, ale bardziej chyba zatkało. spojrzałam na niego i w sumie wyglądał na szczęśliwego w tym swoim świecie bogów i ludzi.
- to może być problem, oznajmiłam. - nie jestem zwolenniczką klimatów kościołowo-jezusowo-radosnych. nie są złe, ale po prostu nie dla mnie. tak samo jak porządni faceci, którzy nie piją, nie palą i mają równo na bani.
podziękowałam pięknie za propozycję i chciałam sobie już iść, kiedy on chwycił mnie za rękę i powiedział:

- zobaczysz, jeszcze zmienisz zdanie.

teraz tak myślę, że to groźba chyba była. czy cuś.

e.


znajomi co nie chce ci się z nimi gadać

Uczniowie, matki z dziećmi, urzędnicy w garniturach- ich wszystkich można spotkać w autobusach złodziejskiej monopolistycznej linii autobusów na G. Dość często zdarza mi się podróżować tego typu środkami komunikacji, szczególnie gdy mój szofer i pilot mają wolny weekend.

Podróż ta, przepełniona sentymentalnym widokiem kaszubskich pól, wzbogacona o zawroty głowy z powodu serpentynowatych dróg i duszności z przepychu lokalnych aromatów, musi sprawiać przyjemność.
Niestety, jak to jest na świecie- przyjemność psują czasem ludzie.

A konkretniej starzy znajomi z którymi nie masz ochoty gadać.

Tacy z podstawówki, liceum czy przedszkola, których nie widziałeś lata, a Twoim jedynym kontaktem z nimi są plotki- kto, gdzie, z kim i ile dzieci. W sumie plotki te Ciebie nie interesują, ale są jedynym tematem do rozmowy z innymi znajomymi tego znajomego, których też znasz i też nie masz z nimi o czym gadać.

Żeby nie musieć stawać twarzą w twarz z własnych chcianym bezrobociem, brakiem związku i perspektyw na związek, brakiem dzieci i chęci na dzieci, lenistwem i życiowym nihilizmem- które pojawiły by się, gdyby ktoś zadał pytanie: A CO TAM U CIEBIE? odwracasz się i szybko wciągasz na siebie pelerynkę niewidkę.
Jeśli akurat jest w praniu, to ciężka sprawa. Zostaje Ci udawać dwuletnie dziecko, które zamyka oczy i zasłania twarz rękoma, myśląc, że nikt go wtedy nie widzi. Niestety, to nie zawsze działa i może się zdarzyć, że jednak będziesz musiał pogadać z tym kimś.
Jako że zwykle ta osoba wiedzie porządne życie, opowieść o nim zajmie jej ok. 30 sekund. Pozostałą godzinę Ty opowiadasz jak pijesz i trwonisz czas na różne sposoby, wychodząc z autobusu z suchością w ustach i takim uczuciem triumfu- no, to kolejna osoba dowiedziała się prawdy, że jestem nienormalna i nie będzie mnie już zaczepiać.

Pozorne to zwycięstwo, bo ciągle jednak pozostają jakieś szczątki człowieczeństwa, takie co karzą mówić dzień dobry i przepraszam, zaczynać rozmowę słowami: cześć, co słychać.

A w większości przypadków: CHUJ MNIE TO OBCHODZI.

Dziękuję,
a.

niedziela, 20 maja 2012

rzecz o głowie co boli i dysfunkcjach niechcianych

współczuję morderczej niedzieli a.
bez kitu, ja dzisiaj też jakoś tak ledwo obczajam przestrzeń. od dwóch dni napierdala mnie głowa i nie wiem dlaczego i nic nie pomaga - ani leki, ani sen, ani inne czarodziejskie specyfiki. Zatęskniłam za kacem, co mniej jest męczący niż te bóle jak gwoździe w bani. rano myjąc zęby czułam się jak moja elektroniczna szczoteczka, co jej energii zabrakło i obroty się zmniejszyły. 

w dodatku rozmowa z bliską osobą uświadomiła mi, że od wielu lat nie potrafię opanować być może ważnej zdolności, mianowicie - przyjmowania komplementów.

jak sobie o tym myślę, to rzeczywiście jakoś nieudolna w tym jestem. nieważne, czy przyjaciele, znajomi, czy faceci - mając dobre intencje rzucają komplement i każdy na moim miejscu byłby z tego powodu uradowany.  we mnie jednak jakaś totalna blokada zapada. nie wiem, co odpowiedzieć, zamykam się w sobie natychmiast i ledwo jestem w stanie wydukać "dziękuję". to tak żałosne, że aż śmieszne i zdarza się nawet, że się w duchu sama z siebie śmieję.

może tak już zostałam zaprogramowana albo sama jakoś się tak nastawiłam, że wyłączam się słysząc miłe teksty, żeby przypadkiem nie stracić pokory do życia, nie sfiksować i nie walczyć z wodą sodową, co ponoć uderza do głowy, a ta boli mnie już wystarczająco mocno.

e.


marudnie o białej sukience

Wypoleruj lakierki, wybiel zęba i idź do spowiedzi, dziś bowiem wybieramy się na I komunię.
Dziecko komunijne, tzw. inkomunikanta wbijamy w niewygodną albę, koniecznie plącząca się pod nogami. Dziewczynce tapirujemy i skręcamy włosy, fryzurę zwyczajowo doprawiamy ciasnym, drapiącym wiankiem.
Żeby jeszcze bardziej ograniczyć jej ruchy, do ręki wkładamy świecę, różaniec, książeczkę, pamiątkowy obrazek w ramce i zegarek. No i już nie ma opcji, żeby się dziecko rozluźniło.

A więc baczność, amen, niech będzie pochwalony, w stronę ołtarza na przód- marsz!
W skrócie- masz się teraz dziecko zajebiście przejąć i cieszyć, to jeden z najpiękniejszych dni w twoim życiu, kiedy w końcu zjesz jezuska. I dostaniesz parę zajebistych prezentów oraz dużo pieniędzy, które dasz rodzicom na przechowanie, aby już nigdy ich nie odzyskać.
Nie ważne, bo przecież w kościele katolickim powszechnie wiadomo, że kasa jest nieważna, no chyba że taka, za którą można rozbudować kościół lub kupić sobie nowy samochód czy kieckę do mszy, na chwałę pana.

Po skończonym przedstawieniu w kościele, kiedy każdy już sobie porządnie przywazelini- rodzice księdzu, ksiądz katechetce, dzieci księdzu, ksiądz rodzicom, ministranci.. uppsss.... z bolącym tyłkiem udajemy się na obiad do wynajętej remizy, restauracji czy domu. Niezależnie od miejsca, zwykle lądujemy przy stole z jakimiś zupełnie nieznanymi, wciśniętymi w przestarzałe garnitury nudziarzami, którzy okazują się naszą dawno nie widzianą rodziną.
Wszyscy są głodni, nie ma o czym gadać, jest sztywno, niby takie wesele, ale czegoś brakuje. Szybko orientujesz się o co chodzi, gdy chcesz polać, ale nie ma czego. Nie kumam, dlaczego nie. No sorry, jezus jak chadzał na imprezę, to jak nie było alko, to skombinował chociażby z wody, żeby maryja nie siedziała o suchym pysku. A nam nie wypada.

Więc siedzimy tak, przynieśli już rosół i jakieś kości kury z ryżem, a że czekasz na porządne mięcho, to sobie jeszcze poczekasz. Nagle rodzina po drugiej stronie stołu schyla się pod obrus i krzyczy:
- Tu jest, chodź tu, no chodź. O, idzie na ciocię Anię.

Szybko spoglądasz, co tam idzie na ciebie za bestia, a tu dziecko małe. I jest zabawa, lepsza niż z psem, bo dziecko ma więcej opcji w pakiecie. Nie tylko chodzi, merda, łapie kijek, ale też już trochę mówi i potrafi robić żółwika. Do tego w ogóle nie wyczerpuje mu się energia i jest bezprzewodowe. Normalnie takim dzieckiem to można się bawić aż podadzą kawę.

Do kawy przynoszą ciasta, obowiązkowo torta "księga". Biedna inkomunikanta, jakby nie była jeszcze dość zestresowana, musi kroić je tępym (żeby się nie zacięła) nożem, ze wzrokiem do kamery i uśmiechem do zdjęć robionych 3 aparatami. Jak zjesz te wszystkie torty, robi ci się tak mdląco i przepełnie, że zastanawiasz się tylko, czy lepiej się zabić przed puszczeniem pawia czy po.

Na szczęście, wzdęta, możesz powoli zwijać się do domu, ale oczywiście żałujesz, że musisz już iść. Bo przecież, jak mówi ciocia:

- Jak dobrze, jak cudownie, spotkać się, pogadać, posiedzieć sobie. Najbardziej lubię takie imprezy rodzinne, jak dobrze.

a.

środa, 16 maja 2012

szczęka mamy

mama ucieła sobie popołudniową drzemkę. leży pod kocem i zasuwa traktorem przez nos. patrzę, a przy kanapie, na parkiecie leży jej sztuczna szczęka. mama na kanapie, zęby tuż obok.

siedzę w korytarzu i gapię się na nią. dziwny to widok, niby taki oczywisty, ale coś mnie w nim niepokoi. mama zawsze powtarzała:

"zobaczysz, jak będziesz w moim wieku, też będziesz miała taką szczękę. jak moja mama taką miała, to też było mi dziwnie patrzeć na te zęby w szklance i popatrz, teraz i mnie to spotkało!"

uziemiło mnie to. nie żebym się bała sztucznej szczęki, bo ludzie mają większe problemy. natychmiast poszłam sprawdzić jak wygląda moje uzębienie i czy jeszcze trochę da radę mi służyć przez najbliższe lata. wygląda spoko.

może za parę lat będą takie chipy specjalne, co jak przyczepi się je do zęba to w razie jakichś ubytków od razu je naprawią światłem mini laserka stomatologicznego... kosmiczna perspektywa, równie kosmiczna jak sztuczna szczęka w szklance.

e.


skurwysyństwo a instynkt zwierzęcy

są rzeczy na tym świecie, których nigdy nie ogarnę. jedną z nich jest ludzkie skurwysyństwo. trudno to inaczej nazwać, chociaż przychodzą mi do głowy nawet bardziej dosadne określenia.

co rusz codzienność przerywają informacje, że jacyś nastolatkowie wyżyli swoje kretyństwo na bocianie i zakopali go na śmierć, to w łódzkim zoo wandale zrobili taką rozjebkę, że padły dwie żyrafy, na dodatek dziś się dowiaduję, że dwóch gówniarzy ukradło puszkę z pieniędzmi dla chorego chłopca i powołując się na niego wyłudzali dalej pieniądze.

wielki rozwój cywilizacji kurwa. wykształceni ludzie, ogarnięci, och i ach. niby nie można dać klapsa dziecku a potem takie pójdzie i zabije, bo może myśli że taki bocian to ma jeszcze 7 żyć, jak w grze. ludzie tracą wrażliwość i nie wiem dlaczego. skąd się to skurwysyństwo się bierze? nie będę szufladkować przyczyn, bo nie chodzi o to, że coś jest czarne albo białe...

zwierzęta zabijają w obronie, walczą o przywództwo w stadzie, bądź polują, żeby przeżyć. człowiek krzywdzi i zabija, bo...

e.

wtorek, 15 maja 2012

Grrr

AAAAAAAAAA HIPOKRYZJA!

Zdjęcia oglądam ze ślubów i dzieci małych znajomych. Nawet jeśli ślub był nudny, suknia panny młodej tandetna a dziecko brzydkie- wszędzie widzę te same komentarze:

- ŚLICZNIE WYGLĄDACIE> jest piękne, gratulacje> wygląda zupełnie jak Ty> CUDOWNIE, nie mogę się napatrzeć

no zaraz rzygnę tęczą.

Czy ja im zazdroszczę? Czy wkurza mnie, że nie potrafię uzewnętrznić swojej prawdziwej opinii, która brzmiałaby mniej więcej tak:

- Śluby są jedną z najgłupszych rzeczy, jaką wymyśliła cywilizacja, gratulacje.

- Bardzo prawdopodobne, że właśnie przysporzyliście sobie długofalowych problemów, gratulacje.

- Boże, ależ noworodki są brzydkie! Podobne co najwyżej do kosmicznej kupy. No, ale ten jest typowy, czerwieńszy i bardziej pomarszczony od innych, gratulacje.

- Jesteś ładniejsza od tego twojego dziecka, nie jest podobne do Ciebie, nie martw się, gratulacje btw.

Oczywiście, jeśli ja miałabym dziecko i męża, to też byłoby to piękne i cudowne i najlepsze, ale dlatego że byłoby MOJE. Moje, moje mooooojeeee!! A nie obiektywnie ładne, przecież widzę jak wyglądają mężczyźni i małe dzieci- i estetyczne to nie jest.

Jako że mam psychotyzm 9/10 oraz test osobowości określił mnie jako obrazobórcę- pozwólcie mi dodać, że wkurza mnie automatyczne przełączanie mózgu w tryb- dziecko- ooojoojoooj piękne aja aja aja no no no no no No. Ktoś chciałby żeby z nim tak rozmawiać w ten sposób, no kto? I potem się dziwicie, że dzieci się zachowują jak upośledzone.
Dodam też, że rzygam wieczorami panieńskimi w tradycyjnym stylu, w ogóle "babskimi wieczorami", nienawidzę klasycznych, sztywnych kobiet, chichoczących w szpilkach, dwulicowych szmat. Nie lubię tego, że są sytuacje w życiu, w których zatracamy prawdę, tylko po to BO TAK TRZEBA.

I jak mnie to dopadnie i zgra się kiedyś z okresem, to rozpierdolę tę planetę!
Tak, że się białe suknie usmarują w kosmicznych popiele i odpadną tipsy.
a.!

niedziela, 13 maja 2012

nie wiem

tak jak ostatnio utkwiłam we wkurwiaczach, tak teraz to pogubiłam się zupełnie. bo tak życie chciałabym zmienić i na rozdrożu wyborów stoję i nie wiem, w którą stronę pójść.

bo w jedną stronę to plecak pakuję i w świat wyruszam bez planu, przed siebie, że by siebie tak naprawdę odnaleźć i dogonić. odwagi nabrać, przełamać strachy.

a w drugą stronę to żyć dalej w materialnym świecie wygód i ustatkowania. znaleźć dobrą pracę, mieszkanie i żyć. cholernie nieciekawa ta perspektywa, ale mogłabym dzięki niej również realizować siebie tylko... nie w jakiejś dzikiej dżungli, a w puszczy miejskiej.

no i tak czuję, że nadszedł czas, żeby się zdecydować, zrobić konkretnego coś. zmienić, zaryzykować i dojrzewa to we mnie i nie wiem... w tej niewiedzy całej presję czuję, że nie może być tak jak jest. już nie.

taka cisza przed burzą, wszystko w powietrzu aż huczy od emocji. może odpowiedź sama nadejdzie, może z niewiedzy mnie wydostanie, a może już gdzieś jest, ale ja jej nie widzę, bo nie chcę albo się boję. więc słowa w czyn czas przeobrazić i stanąć do walki z samą sobą. do boju!

e.

piątek, 11 maja 2012

męskie ego

Klimat pojuwenaliowy późnonocny, wszechogarniająca rozpierducha, szczególnie w głowie. Śmieci w około, w ustach posmak papierosa i ten racjonalny przebłysk w głowie- "idę do domu".

koleś: odprowadzę Cię
ja: dziękuję, ale spoko, nie trzeba, poradzę sobie.
k: nie, koniecznie muszę cię odprowadzić.
j: no jak tam chcesz.

i idziemy, po 50 metrach koleś zatrzymuje się, dycha i chwyta za serce.
- o boże, jaka Ty jesteś cudowna, zaraz mi serce wyskoczy! - tak NIE powiedział.

okazało się, że dostał zadyszki i musi zrobić przerwę, gdyż już nie może iść.

potem zatrzymywaliśmy się z czterdzieści dwa razy do drodze co pół metra, bo nie mógł iść "tak szybko" i miałam przestać "tak biec". generalnie chodzenie stanowiło dla niego problem. wieszał się na mnie (nie mylić z obejmowaniem), po czym chwycił mnie pod rękę i poprosił, żeby go ciągnąć do przodu.

- no chyba sobie żartujesz! muszę ci powiedzieć, że to najgorsze odprowadzanie do domu w moim życiu. co chwilę musimy się zatrzymywać, nie masz kondycji żeby przejść kilometr, masakra, już dawno byłabym w domu. do tego się na mnie wieszasz i prosisz, żeby cię ciągnąć do domu. to się w głowie nie mieści.

Na co koleś: ej, przestać, bo zaraz zacznę myśleć, że mówisz na poważnie.

Na co ja:






a.


środa, 9 maja 2012

who do think you are

myślała, że jest porządna.

w tym sensie, że zajętego nie tyka. nie ma opcji, nawet nie spojrzy.
gardziła tymi kobietami, które zasad nie mają i którym to nie przeszkadza.

aż tu znienacka, po długim czasie od jednoimprezowej znajomości zakończonej  kacem stulecia, dowiaduje się,  że sama się do grona wyżej wymienionych potworów zalicza.

i pojawił się na horyzoncie cień wyrzutów sumienia nad, jak się okazało, zakończonym zaraz po wieloletnim związku jego, i nad przelaną przez jej rączki krwią niewinnej dziewczyny.

ale zaraz się opamiętała- przecież nie chciałaby dziewczyna ta mieć chłopaka, co ją zdradza z pierwszą lepszą laską, co nie?

sytuacji takich można by uniknąć na przyszłość.
trzeba się spytać, czy chłopak ma dziewczynę, bo sam może przecież zapomnieć. facet też człowiek, umknie mu czasem, zdarza się.
a szczególnie podatny jest na zapominanie, kiedy akurat kupuje ci drinka przy barze. 

a.


uziemiona we wkurwiaczach

dzisiaj znajomi na portalu społecznościowym umieścili ciekawy link do wykładu jednego z profesorów UG, który zgrabnie i treściwie ubrał w słowa to co go "wkurwia".

no i wkurwiam się słuchając tego, co go wkurwia i popieram to i rozumiem. gdybym miała sporządzić listę wkurwiaczy to byłaby ona nieskończona...

myślę, że wkurwia mnie praca, starzy, życie i wszystko. do dupy z tym. no i refleksja nadeszła niespodzianie co wyciągnęła wskazujący palec w moją stronę i uświadomiła, że wkurwiam się na ... siebie. bo to ja nie potrafię zmienić wkurwiających mnie rzeczy albo się od nich odciąć.

ino wkurwiać się na to potrafię, a to jest jakby się uziemić w jednym miejscu, narzekać na nie i nie ruszyć z niego dupy. to ja pozwalam na to uziemienie we wkurwiaczach. teraz muszę się z nich wydostać. wszechświat czeka.


niedziela, 6 maja 2012

przeciwieństwa

każesz mi pisać, a jestem teraz zajęta myśleniem.
nie żebym o pracy myślała poszukiwaniu, czy o przyszłości planowaniu.

tak sobie myślę widzisz, że inne przeciwieństwa będę mieć teraz w życiu.
Zły czy dobry wyrzucam do kosza, to trzeba być filozofem hobbistą żeby sobie takimi dylematami głowę zawracać. Z tej karuzeli bowiem rezultatu innego niż śmiech nie będzie. Zagadka perpetum mobile. I sensu nie ma.

Ale nowe przeciwieństwo, prostsze widzę:
miłość i strach.

To zostaje.

A przeciwieństwem śmierci narodziny. Nie życie. Życie trwa i nie ma końca ani przeciwieństwa. Warto, żebym o tym pamiętała, więc zapisuje.

I jeszcze jak sobie patykiem rysowałam rybkę, to pomyślałam, że Jezus to fajny miał pomysł na symbol. Bo wziął nieskończoność (odwróconą ósemkę) i odciął trochę, pozwalając jej na rozwój, na niedopowiedzenia.
O takich rzeczach myślę- bezrobotna, już niedługo bez środków do życia, z zerowym poziomem stresu. Wcinam pierożki i piję kawkę, fajnie mi jest.
Chyba trzeba będzie poczekać, aż zacznę głodować- może to mnie pogoni do roboty. a.


wtorek, 1 maja 2012

a jeny jeny

telewizja - około 100 kanałów,  z których w trakcie przełączania z jednego na drugi, można dowiedzieć się:

- Ziobro i Kaczyński sobie wybaczyli, ale nie trwało to długo, bo Kaczyński zmienił zdanie - być może razem z rodzajem leków na nadpobudliwą depresję, która ponoć też spiskuje przeciwko niemu. 

- Palikot polubił SLD, ale nie wie do końca jak bardzo, ale może bardzo - bo wszystko jest lepsze od PIS-u

 - pogoda zmienia się równie intensywnie jak zdanie Kaczyńskiego i nikt tak naprawdę nie wie, o co kaman z tymi upałami co miały być, ale ich nie ma.

- najgorsza wiadomość roku - skręty mogą kupować tylko Holendrzy, wróżę im upadek gospodarki lub zacieśnienie przyjaźni i integracji międzynarodowej - chcesz zrobić dobrą bibę - zaproś Holendra!

- jest problem - budować schroniska dla zwierząt czy ludzi?

 - w oliwskim zoo jest kongo

- kościół postanowił zapobiec rozwodom i zamierza wprowadzić obowiązkowe pół roku narzeczeństwa - być może też w ramach zapobiegania małżeństwom ...

- z nowinek blogowych: a. pojechała do Wilna i ma przywieźć dla mnie prezent - tamtejszy kamyczek na pamiątkę :) znając rozmach a. kamyczek może być interpretowany na milion różnych sposóbów, dlatego już nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę :D 

e.