czwartek, 18 października 2012

kapelusz na zimę

Wróciłam. Z wycieczki przywiozłam żołędzia dla Ciebie i spokój. Co prawda nie wszystko poszło jak miało- na przykład zamiast spotkać się ze mną, jeden kolega uciekł do Mediolanu pierwszym samolotem (i nie jest to przenośnia) - ale generalnie fajnie. Słoneczna pogoda, luz. Rowery po Wrocławiu, biodegradowalna popielniczka z liści w Krakowie, snobistyczne duńskie piwo w Warszawie. I buty z Poznania ciągle na nogach.
Dzisiaj się bardzo uspokoiłam. Dostałam okres i okazało się, że wszystkie moje lęki się sprawdziły. W sensie nie z tym okresem, ale życiowe. I już niczego nie muszę bać. Co za ulga.
Poza tym, jest ktoś nowy w moim życiu...
Mam kota na weekend!
Jest jak niektórzy faceci- podoba mi się, ale jego obecność w mieszkaniu trochę śmierdzi.
Jutro idę z babcią kupować kapelusz- przecież się na tym świetnie kurwa znam.
Co się dziwić- musi być wystrojona na cmentarz, bo tam będą świeżo zrobieni wdowce.
A ja nie mam kapelusza, ale jak dla mnie, może już sobie być listopad.

a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie