czwartek, 29 listopada 2012

supergnój

Siedzę w komisji rekrutacyjnej, po kolei wchodzą kolejni kandydaci do pracy. Jeden szczególnie zwraca uwagę. Wysoki, umięśniony, przystojny. Wszystkie testy na sto procent, a nawet na dwieście, przez dodatkowe punkty. Ideał.
Boże, co za pozer i pustak- pomyślałam.
Dla innych członków komisji było oczywiste, że go bierzemy. 
Nie widzieli, jak na korytarzu pyszałek zmuszał siostrę, szarą myszę w szarym swetrze, żeby potwierdzała, że jest najlepszy i wszyscy inni to zera.
Nie miał wad i nie rozumiał ich u innych. Na tej samej zasadzie nie pojmował uczuć.
Zaproszono go na rozmowę. Wszyscy tak byli nim oczarowani, że praktycznie już oznajmiali mu pozytywny werdykt.
- Zaraz- zaprotestowałam- Poczekajcie, czy naprawdę chcemy go zatrudnić?
- To jest najlepszy z kandydatów.
- Może i tak, ale nie do współpracy. Gdybyśmy mieli wakat na stanowisko supermena, to i owszem. Ale on nie nadaje do pracy z ludźmi.

Ależ się chłopak zmarszczył, jak mały chłopiec. Gdybym była zabawką, która się rozwaliła, właśnie by mnie rozgniótł. 
Pracę dostał, mimo mojego sprzeciwu. Jedna z koleżanek już się z nim przez telefon umawia i szczerzy. Dlaczego mnie nie dziwi jego odmowa..

Taki sen miałam. 

Stwierdziłam, że mój animus to supergnój. Na szczęście, jakaś część mnie obudziła się, żeby go świadomie odrzucić z wewnętrznej pracy. A teraz nieoficjalnie: Won z mojego psyche dupku!

a. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie