niedziela, 31 marca 2013

wielkanoc i jak zaprosiłam sąsiadów na wesele

małe miejscowości mają to do siebie, że pewne wydarzenia są tu bardziej zauważalne.
i tak na przykład, kiedy zniknął pijak Marian, najpierw tata zauważył, że jakoś teraz tego mariana nie ma widać. potem zauważyła to mama, a po jakimś czasie inni, włączając w to księdza, który z ambony ogłosił jego zniknięcie.
mama bardzo się przeraziła, że marian pewnie leży gdzieś zamarznięty pod śniegiem, ale najbardziej ją przeraziło, że to ona mogłaby go pod nim znaleźć. i tak czekaliśmy na wiosnę, żeby odsłoniła rąbka tajemnicy, jak podejrzewacie- na daremnie.
tymczasem, w wielkanocny poranek, mama odchylała rano rolety i kogo zobaczyła?
tak, zmartwychwstałego.
po wielodniowym okresie postu i medytacji, marian zmartwychwstał prawdziwie i naocznie na drodze do sklepu.
mama bardzo się cieszy, a najbardziej, że tym razem ona nie znajdzie go pod śniegiem i powiedziała, że teraz to może być wiosna.

a w przed dzień tego wielkiego cudu, zgodnie z tradycją udałam się do sąsiada na libację. wróciwszy zastałam w domu jego rodziców, libujących z moimi rodzicami. pani marysia ośmielona whisky przyznała się mi do jednego z największych zawodów w jej życiu, a mianowicie, że widzi, że u mnie nie zanosi się na ślub a ona właśnie chciałaby pójść do mnie na wesele. i tak liczyła, że ją zaproszę.
- ależ nie ma problemu, zapraszam Panią z mężem na wesele!- nie mogę tylko ustalić terminu ani mojej osoby towarzyszącej, szczegóły podam później, być może, ale proszę czuć się zaproszoną!

I tylko nie wiem, dlaczego tata pytał się rano, czy ja pamiętam, co też wczoraj wygadywałam.
a.

czwartek, 28 marca 2013

dziękuję

musiałam im w końcu uwierzyć.
chociaż od początku coś mi nie grało. byłam podejrzliwa, kiedy zaczęli mówić:
- bardzo dobrze pani robi, proszę tak robić.
a ja uparcie:
- nie, nieprawda, robię źle. mi się nigdy nie podoba, jak robię. zawsze mogłabym lepiej zrobić, co jest dobrze.
a oni się kłócą, ze mną, mówią że dobrze i koniec. nie mogłam im wyjaśnić, że źle. uparli się.
nie tak to sobie wymyśliłam. mieli mnie atakować, że źle źle- wszystko już sobie wcześniej poustalałam, co im odpowiem, jak się przyznam do zła wszelkiego. dużo wymyśliłam sama, liczyłam na więcej z ich strony.
nic z tego. cała moja wizja siebie została obalona.

rano przypomniałam sobie wczorajsze rozczarowanie, że jednak nie jestem jaka myślałam że jestem, że się ten cały misterny obraz rozmył. że się poddałam i zaczynałam im wierzyć w tą moją wartość.
wstałam i pracowałam, wieczorem wróciłam do mieszkania z ciężką torbą. dwie czekolady, kawa, 20 zł wepchnięte w czekoladę, banan, drewniany zając, wysypywały się tego jednego dnia.

wszystko od nich, innych nich, sami dali, żeby podziękować. tyle. stwierdziłam, że byłam głupia w tym swoim upartym myśleniu i może trochę przestanę z samodojebywaniem. to byłoby nierozsądne, przynajmniej póki jestem w mniejszości.

a.





środa, 27 marca 2013

grawitacja, Avatar i kosmiczna kupa

na discovery science pani profesor od kosmosu tłumaczy, że gdyby grawitacja ziemska była mniejsza, to ludzi trochę by rozciągło wzdłuż. mogliby być tacy wysocy i szczupli jak w Avatarze. to dopiero!

i wyobrażam sobie jak idę jak taka Godzilla przez miasto i widzę wszystko z perspektywy wielkoluda. drzewa byłyby jak brokułki a budynki jak betonowe klocki. nawet największy dąb o niewdzięcznym imieniu Bartek byłby tylko rozłożystym pękatym brokułem.

zapewne jednak nie tylko ludzi by rozciągło, ale też inne żyjątka, więc np. jamniki mógłby w końcu zrobić kupę bez obawy, że się nie odczepi od dupy, a żyrafkom urosłyby tak długie szyje, że głowę musiałyby ciągnąć za sobą. podobnie strusie, lamy i alpaki.

samochody pewnie nie byłyby potrzebne, bo jak się ma tak długie giczoły, to można przemierzać świat susami, rozbiegasz się i już! Afryka. Paryż. Peru. Antarktyda. Kosmos ;)

może kosmici tak wyglądają, że są rozciągnięci, a może grawitacja ich miażdży i są jak takie bombelki z oczkami i paszczą Predatora. i jak widzą takiego człowieka to myślą sobie, że my to tacy dziwni jesteśmy - elastyczni, a jednocześnie skostniali.

to niesamowite, że ta nasza grawitacja jest taka - w sam raz - że życie tak ładnie się przeplata i zapętla - człowiek - rośliny - zwierzęta - natura. wszystko się trzyma kupy. kosmicznej kupy.
e.


poniedziałek, 25 marca 2013

prawdziwe życie


Od wczoraj nie jestem pewna, czy żyję naprawdę.
Włączyłam telewizor i akurat zaczynał się program. Tytuł „ Prawdziwe życie”. Po eleganckiej czołówce, na ekranie ukazała się szlochająca kobieta. W średnim wieku, swetrze, zaniedbana. Tak płakała, że nie bardzo było można zrozumieć, co ją spotkało, ale zdawało się, że z pewnością coś prawdziwie okrutnego. W każdym bądź razie- cierpiała, co dało Telewizji Polskiej impuls do przedstawienia jej jako kobiety „żyjącej prawdziwie”. Mój egocentryzm od razu zapalił mi lampkę w głowie: a ty, czy żyjesz naprawdę?
No i chyba nie.
Porównując się z bohaterką popołudniowej ramówki, wypadam blado. Wysypiam się i mam małe since pod oczami. Nie zostałam skrzywdzona przez system, ani przez męża. Moje dzieci nie piją alkoholu, a sąsiad nie szczuje mnie swoim psem. Generalnie cieszę się życiem i jestem z niego zadowolona. Nie uważam, żeby ktoś mnie w jakikolwiek sposób wykorzystywał, nie chcę nawet pozwać nikogo do sądu. Straszne nudy!
Coś poszło nie tak- pomyślałam. Robiłam wszystko, jak kazali w szkole. Udało mi się dożyć dorosłości. Zaczęłam nawet pracować, a ciągle „ życie mi jeszcze nie pokazało”, „ życie mnie jeszcze nie nauczyło”. Jeździłam autostopem, wpuszczałam do domu nieznajomych i chodziłam sama nocą po mieście. Aby podwyższyć stopień szalonego niebezpieczeństwa w moim życiu, nie stosowałam Calgonu do prania ani nie piłam Actimela. Nic! Nadal nie jestem godna bycia „normalnym człowiekiem”. Może, gdyby mnie ktoś napadł, w końcu mogłabym zainteresować sobą media i poczuć się pełnowartościowa.
Póki co, ktoś taki jak ja, nigdy nie zostanie gwiazdą telewizji. Nie wezmą mnie ani do „Ukrytej Prawdy”, ani do „Trudnych spraw”. Jeśli umrę, nie usłyszycie o tym w wiadomościach.
Ale czy ja w ogóle umrę, skoro „nie żyję naprawdę”?

a.  

czwartek, 14 marca 2013

plazmofilia

przedwczoraj wpadł mi w ręce artykuł, o tym, że ludzie wraz z rozwojem cywilizacji są coraz głupsi. że więcej wiemy o awanturach politycznych niż o tym, gdzie znajduje się jaki kraj, nie znamy podstaw fizyki, chemii i ponoć mało nas to obchodzi. ważny jest za to "instynkt stadny".

no i tak myślę, że to niemożliwe, żeby było aż tak źle.

tymczasem do domu wpada zziajana matka z siatami pełnymi wszystkiego, co mogła unieść i obwieszcza, że na naszym osiedlu otworzyli wyremontowaną Biedronkę.
no i legenda ogólnie się wsnuła z całego tego szaszoru na kształt lokalnej sensacji. dzień przed wielkim otwarciem, w eter poszła informacja, że co dziesiąta osoba, która zrobi zakupy w markecie dostanie w prezencie plazmowy telewizor. 

już przed 7.00 rano przed marketem stał tłum ludzi nabitych w butelkę. ni mróz , ni reumatyzm, ni brak śniadanka nie skłonił absztyfikantów plazmy do rezygnacji z tego jakże emocjonującego wydarzenia.

Bacznie przyglądali się temu zjawisku biedronkowi celebryci, którzy z braku innych zajęć spotykają się na ploty, piją piweczko, palą szlugi i ćwiczą łacinę wyciskając z siebie nawzajem kasę na kolejne osiedlowe melanże. w chwili natchnienia podarowali ludziom trochę szczęścia i metodą marketingu szeptanego zapodali bajer o plazmowej promocji w Biedronce. pospolite ruszenie, osiedlowy zryw, plazmowy szał - tak można nazwać to, co się potem wydarzyło.

efekt - konsternacja, rozczarowanie, łzy w oczach, zatracony sens istnienia, depresja, wkurw. ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - plazmowcy dostali żółty balonik z ryjem biedronki w prezencie.
e.




 


wtorek, 5 marca 2013

wiosna idzie

słońce wyszło zza chmur. przeklinana szarość została pochłonięta przez radosny błękit. rzygam tęczą. przyroda budzi się do życia, a obok mnie przebiegają smutki, że czasem tylko siedzę i tempo patrzę w ścianę jak robot co mu bateryjki siadły.

że z dnia na dzień można stracić wszystko. że śmierć czasem odbiera nam tych, którzy mieli przecież żyć wiecznie. i trawi duszę lawa, co wypala, że słów już nie ma i uczuć. tylko echo wspomnień jak pijane czasem łzy wyciska. zastygam sama w sobie. 

i w głuchym tym świecie osłupienia przedzieram się do codzienności. i mówią mi, że wiosna idzie.
e.