niedziela, 27 stycznia 2013

wymiatam

nie ma, że się nie uda. ciągle tylko strachy jakieś w głowie się pojawiają, że jak podniosę rękawicę od życia i przyjmę wyzwanie do walki to dostanę obuchem w łeb. że jak to, po co ryzykować, wychylać się, skoro jest dobrze.

NIE JEST DOBRZE, JEST NUDNO W CHUJ, NIE DZIEJE SIĘ NIC.

moje życie stało się długim pasmem rutyny, takiej bezpiecznej, że tylko się w niej utopić i dryfować na niej cały czas.

wymiatam więc strachy i wątpliwości. czas rozkurwić tratwę i trochę popływać. czas zacząć żyć.

e.




wtorek, 22 stycznia 2013

mrozpacz

"mrozpacz" - oziębła stagnacja wynikająca z rozpaczania nad przyszłością (częściej występuje zimą), autorstwa K by N

Udało się, pierwsza tegoroczna depresja egzystencjalna, proszę Państwa, w pełnym rozkwicie. I to jedyne, co nam rozkwitnie na tym kurewsko zimnym padole przez długi czas.

Plus- nie trzeba podlewać
Minus- ma się ochotę podlewać, i to bardzo dużo podlewać wysokoprocentowo

Ale do tego już przywykliśmy. Ma się swoje zwyczaje, ulubione depresyjne potrawy i dołujące piosenki. Co tu pisać, zima jak zima. Ani wyjątkowa, ani jakaś lepsza. 


Więc śpię. Dziś mi się śniło, że musiałam powiedzieć komuś, że nie żyje. O czym wszyscy wiedzieli, a ona nie, udawała, że nie widzi, czy co. Nie mogłam się zebrać i dopiero w drzwiach się przemogłam:

- Asia, miałam ci wcześniej powiedzieć.. Ty nie żyjesz.

Strasznie ciężko to się komuś mówi, że nie żyje. 

Nawet nie, że umiera, ale nie żyje, koniec i kropka.
Asia zaczęła ryczeć i przytulać się, raczej ją to zdruzgotało.

Nie wiem, czy kiedyś się komuś zdarzyło oznajmiać taką wiadomość, mam nadzieję, że nie, bo to naprawdę 

niełatwe. 

Dla ocieplenia i poprawy humoru poprzez zwiększenie ilości dopaminy i serotoniny, lub czegoś tam innego, postanowiłam potańczyć salsę. Szkoda, że nie mogę chodzić do klubów salsy, bo uważam, że ci ludzie, którzy tam chodzą i ją tańczą są debilami. Byłoby fajniej, gdyby mi to nie przeszkadzało, że kolesie salseros noszą żel na włosach i kowbojki, i rozpinają koszulę. Wtedy mogłabym się tam dobrze bawić tańcząc z takim kimś, a tak nie mogę. To moja wina, moich przekonań, szkoda jednakże. Przestałam się uczyć hiszpańskiego, kiedy zaczęłam rozumieć słowa piosenek i myślałam, że pokonam taki szczegół jak metroseksualizm. Nie udało się. Pić już też tyle nie mogę. Może jak oślepnę, to jakoś pójdzie. Żyjmy nadzieją.


Tymczasem E. wyszedł Einstein, a mi jako idealny partner...Machiavelli i większość dupków z historii i teraźniejszości świata. Znajdę kolejnego bez problemu, niedługo wiosna! 


a.


there is a frost on my window



poniedziałek, 21 stycznia 2013

Albert, gdzie jesteś?

zostałam namówiona na przetestowanie osobowości. w efekcie dowiedziałam się, że ogólnie jestem tak zajebista jak M.L. King, N. Mandela, V. Havel, E. Fromm, Helena Bonham Carter, Bono, Morgan Freeman i Jan Paweł II.

wiedziałam. od początku to czułam. kosmiczna siła, która we mnie drzemie nie jest sobie takim wymiętym przez życie skrawkiem szarego zwykłego istnienia.
pytam się więc, jak tu żyć z taką zajebistością?

w dalszej części wyników testu dowiaduję się, że moją drugą połówką mógłby być m.in. Albert Einstein, Charles Darwin i inni słynni, co już takich chojraków jak oni to nie ma. no way.

teraz ja i moja zajebistość zostaniemy same. bo gdzie ja kurwa znajdę drugiego Einsteina? ;)

e.



niedziela, 20 stycznia 2013

u niedźwiedzia

Powinnam opisać moją ostatnią wizję szamańską. A jak już opisałam, to wsadziłam tu, żeby jej nie zgubić. Kto wie, może ktoś by chciał przeczytać, jak coś takiego wygląda. Ja bym chciała na ten przykład :)

Zamykam oczy i wyobrażam sobie drzewo, przez które zejdę na dół. Z zewnątrz jest takie samo jak zeszłym razem, ale w środku pewne- schody. Widać, że świeżo zrobione. Schodzę na dół. Na dole jest ciemno, pchnę mocno drzwi. Widzę ogród, kolorowy, rajski. Nadlatuje biały paw. Widziałam go ostatnio, ale szamanka powiedziała, żeby upewnić się, czy zwierze, które nam się pokaże jest naszym zwierzęciem mocy, czy nie. Pytam więc- czy ty jesteś moim zwierzęciem mocy? Paw nie odpowiada, wręcza mi sznur białych pereł. Zakładam je i czuje straszny ból w klatce piersiowej, jakby zaczynała się dusić. Próbuję go zerwać, ale nie mogę, coraz bardziej mi ciąży. Jedyne co przychodzi mi do głowy, to zawołać o pomoc.
I wtedy pojawił się niedźwiedź, silnie zerwał sznur korali. Czy ty jesteś moim zwierzęciem mocy?- pytam zapobiegawczo, chociaż odpowiedź wydaje się oczywista. Niedźwiedź kiwa głową twierdząco. Zabiera mnie na plecach z ogrodu na swoją polanę przy lesie.
Po drodze czuję, że sznur jakby wypalił dziurę w moim ciele, jestem ranna. Proszę niedźwiedzia o pomoc, ten kładzie mnie żebym odpoczęła przy ogniu, a sam czyści dla mnie skorupę żółwia. Kiedy jest gotowa, przykłada mi ją w miejsce dziury, i za pomocą fluorescencyjnej żaby wszczepia ją w moje ciało (żaba jest jak kroplówka podłączona do skorupy). Czuję, że skorupa jest mocna i twarda, ale mówię niedźwiedziowi, że nie chce żyć z taką skorupą przy sercu. On bierze kwiatek (dalię) i pokazuje, że kwiatek bez problemu przez nią przenika, więc jest przepuszczalna. Potem czuję coś w lewej ręce, ból, niedźwiedź wysysa mi z ręki wielkiego czarnego robaka i go zjada.  Potem usuwa żmiję z mojej nogi. Pytam, co utrudnia mi kontakt z mamą i wtedy on pokazuje mi wielką strzykawkę z czarnym płynem. Proszę o uzdrowienie. Po chwili pojawia się ogromna kobra z symbolem właśnie takiej strzykawki wyżłobionym na głowie. Mam do niej wejść, kiedy to robię, ona pochłania truciznę i nagle, w sekundzie, staje się czarnym popiołem. Kiedy jestem już wyleczona, tańczymy przy ognisku, niedźwiedź jest niezdarny, podnosi mnie i obraca bez żadnego rytmu. Uczy mnie walczyć i przygotowuje sandały,w których twardo stąpam po ziemi i odzienie ze skór, jakby mianując mnie wojownikiem. Obiecuje mu, że przygotuje dla niego piernika z miodem, ale jedzenie nie wydaje się być mu potrzebne.
Słyszę bęben, który każe mi wracać, wciąga mnie i już lecę ponad schodami w górę drzewa.

a.

środa, 16 stycznia 2013

"bo to takie śmieszne"

kawały o Żydach w obozie koncentracyjnym, czy głodnych dzieciach w Afryce. nie bawią mnie i słyszę, że poczucia humoru nie mam i dystansu.

"Ulubiony samochód Żydów? Gazik"

"Co zrobić, żeby dzieci w Afryce nie chodziły głodne? Upierdolić im nóżki"

potrzebne są teraz do zabawy ekstremalne powody. żeby było wesoło, kontrowersyjnie, żeby pokazać, że jest się częścią stada baranów. instynkt stadny przeważa nad empatią. trudno.

współczesne poczucie humoru... nic w nim śmiesznego. nigdy nie wiemy, co nam się przydarzy. może nie koniecznie wojna, ale bieda, katastrofy, na huśtawce rozwoju cywilizacji wszystko jest możliwe.

patrząc na to z perspektywy współczesnych wielbicieli ekstremalnego poczucia humoru z pewnością to będzie bardzo śmieszne..! ale dopiero jak zginie co najmniej milion ludzi!!!
e.

sobota, 12 stycznia 2013

sobota 13

pierwsza sobota w nowym roku, a może druga.

szybko się działo i dużo się działo jak dotąd. a więc piliśmy i jaraliśmy zioło w sylwestra, słuchaliśmy wyznań miłosnych i nieśliśmy orzygane zwłoki. gościliśmy algierczyka, widzieliśmy że polskie kobiety to jednak kurwy są na obcokrajowców. wtedy też poczuliśmy się jak alfons, kiedy zaczepiały one i prosiły gościa do tańca. i ubawiło nas to uczucie z tej strony. myśleliśmy nad życiem, planami i założyliśmy dyskusyjny klub książki. doszliśmy do pewnych jąder czarnej ciemności gdzieś wewnątrz tego większego gówna zwanego potocznie ego. i widzieliśmy się z koleżanką w ciąży z drugim dzieckiem i zrozumieliśmy, dlaczego dorośli lubią wspominać- a to dlatego, że nie mają teraźniejszego życia i to smutne. a ja nie pamiętam wczoraj, a co dopiero liceum. i znowu nie będę dorosła w tym roku, więc chyba będzie dobrze.
a.
 

czwartek, 3 stycznia 2013

kosmos w szafie

już od pierwszych dni stycznia wszystko płynie z kosmiczną mocą i otwiera portale wcześniej przez strach zasztopane. wrzuciłam na looz i rozpływa się on po całym ciele jak ciepły ołów, koi zmysły, głaszcze emocje.

i tak wtulona w kołdrę z radosnej kontemplacji życia zawijam się w nią, robię dżdżowniczkę i pełzam przez sny, co jak świat Tolkiena budują się z wymiarów koślawej świadomości i niczym giganty z głazów walczą ze sobą by potem stać się jedną półką skalną uniwersum.

tak galaktycznie pijana chwieję się między jawą a snem. śpię więc i śni mi się, że otwieram szafę, a tam kulają się planety, rozpierzchają mgławice z białymi karłami skrzeczącymi przestrzenią pozaziemską z wirującymi czarnymi dziurami i bezmiarem określeń. układam więc kosmos na półkach, ale on jest niefrasobliwy i wchłania mnie w swój nieład, uczy pokory, depcze ego, rozpieprza system, co jest tylko iluzją.
budzę się.
e.