niedziela, 29 kwietnia 2012

jak się skupię na swoich dziurach

żeby mi było lepiej, uczę się wybaczać i akceptować różne rzeczy takimi, jakie są.
zanim zaczniecie klaskać- jest to w pełni egoistyczne, nie związane z żadną religią i dobre przede wszystkim dla mnie.
niektóre rzeczy akceptuje łatwo, a inne z trudem ogromnym wcale- może przejechanie po mnie ciągnikiem skłoniłoby mnie do zaprzestania upartości, ale pewna nie jestem.

myśląc o tym, ze świata najtrudniej zaakceptować mi samą siebie.

zła bywam na mnie, a jest za co, bo mam cudowny talent do robienia niektórych rzeczy dokładnie odwrotnie niż chcę. 
myśleć więcej, a nie działać, ale o pewnych sprawach myśleć mniej.
nie zachowywać się tak defensywnie, nie uciekać, a z drugiej strony zamknąć się w niektórych sytuacjach i po prostu odejść grzecznie.
albo być niższa troszkę, piegowata i koścista.
nie mylić się, ale też nie być ważniakiem, który ma zawsze rację.
nie przypisywać innym ludziom swoich problemów, a czerpać z zachowania ich i się nie denerwować tym, tylko uczyć.
o tak, żeby zawsze wiedzieć co powiedzieć i jak milczeć i kiedy.

ale wiesz co, przez to wybaczanie odpuszczam sobie, przytulam, gładzę po główce i mówię:
- jesteś pojebaną idiotką, ale i tak cię kocham.

i to jest the greatest love of all.






And it's funny how I imagined
That I could win this win-less fight
Maybe it isn't all that funny
That I've been fighting all my life
But maybe I have to think it's funny
If I want to live before I die
And maybe it's funniest of all
To think I'll die before I actually
See
That I am exactly the person that I want to be.
Fuck yes. 
I am exactly the person that I want to be.






więc możesz zostawić dziury ;) a.

rwie się wszystko

teraz Twoja kolej powinna być a., ale przemyślenia po-weekendowe w kilku zdaniach tylko zamieszczę. miło jest kontemplować przyrodę z browarem siedząc na pomoście wśród takich "normalnych" ludzi jak ja. coś jednak nie daje mi spokoju.

 pierwszy raz w ciągu dwóch dni moje jeansy stały się nagle dziurawe (zaznaczam - bez ingerencji osób trzecich, ani mojej osobistej), trampki pękły i nawet w nowych spodniach poszedł szew, co raczej nie powinien nigdzie iść.

kurwa. wszystko się rwie. myślę, że może roztyłam się po zimie i tego zmisiowania posezonowego nie zauważyłam. to mogło tłumaczyć dlaczego. ważę się więc i stwierdzam, że pozimowe efekty nie są takie straszne jak sądziłam i mogę je wybiegać. no to co z tymi ciuchami?! i moje trampki ukochane szlag trafił. trudno, mówi się.

teraz myślę, sobie, że jestem trochę jak te spodnie - rozdarta. słucham historii różnych ludzi, komentuję je, żyję nimi, a zapomniałam o mojej bajce. a tyle jeszcze do zrobienia, przemyślenia, wymarzenia. może cerując dziury w ulubionych jeansach miałam przystopować i przypomnieć sobie... o sobie. 


sobota, 28 kwietnia 2012

naturalne kompozycje

wzruszam się wiosną. wszystko przez mikro i makro kosmosy, które uaktywniają się teraz, żyją, rozwijają się, otwierają na świat, oddychają nim intensywniej niż zazwyczaj.

pięknie skomponowana jest natura, dopracowana do najmniejszego szczegółu.

wkurza mnie gonitwa głupich ludzi do pozornej doskonałości. rzygać się od tego chce. praca, pieniądze, ciuchy, samochody, wklejanie się do zdjęcia rodzinnego stojącego w ramce na stoliku - żeby pasować, nie wyróżniać się, bo osądzą, zniekochają, wyśmieją i co wtedy...

nie wiele trzeba, żeby stać się częścią doskonałej kompozycji, bo już nią jesteśmy, ale o tym zapomnieliśmy.

siedząc w lesie, na łące, polanie, nad morzem nie patrzę na zegarek. czas nie istnieje. liczy się tylko to co czuję.

małe kosmosy otaczają mnie - te w trawie, na drzewach i w wodzie - tyle kręgów życia dudniących w małych światach składających się na jeden - życie na tej planecie, w galaktyce innych kosmosów.

my też jesteśmy małą cząstką tego wszystkiego - jednak czasem na własne życzenie zapominamy o tym i przestajemy być świadomym elementem naturalnej kompozycji, która tak koi skołatane dusze, jak muzyka...



czwartek, 26 kwietnia 2012

latawica

Nie do wiary!

Właśnie doszło do mnie, że chodzę po świecie z naręczem latawcy.
Dostałam je od różnych ludzi, rodziców, nauczycieli, pań z wiadomości, śmieciarza. Całkiem dużo.
Kiedy zawieje odpowiedni wiatr, wypuszczam odpowiedniego i szczycę się tym, jak pięknie szybuje.

A są to myśli. Nie moje, te społecznie akceptowane, pożądane:
- warto raz na jakiś czas zmienić kolor włosów (ktoś ma nową nieudaną fryzurę)
- nie, no pewnie, lepiej mieć to już z głowy (dziwię się dlaczego ktoś na łeb na szyję biegnie jak pojebany żeby się obronić w maju nie wiadomo po co)
- lepiej być zabezpieczonym dobrze, bo to nigdy nie wiadomo (dziwie się, po co ktoś kupił dziesiąty zamek do drzwi)
Jedna myśl na jeden latawiec.
Jako dziecko byłam pewna, że będę inna niż dorośli, niż rodzice. A teraz tak gładko wchodzę w to masło wzajemnej bezsensownej adoracji i racjonalnego uzasadniania, że aż mi wstyd.
Nic nie muszę robić, tylko stać na wietrze i już byle podmuch podrywa moje latawce w górę.

Patrzę się na twarze rówieśników i widzę dorosłych, widzę otępienie, że się zaplątali w latawce tak bardzo, że ledwo ich widać, że wyjść nie mogą. Latawce ich porywają. A potem, dzień po dniu zmieniają się coraz bardziej. Powoli sami stają się latawcami, zapominając o sobie. Egzystują tylko jako stos przekonań i stają się substancją społeczeństwa, tracąc swój własny smak. Wcześniej byli ciągnięci przez kogoś, a teraz sami ciągną innych. Lecą zdeterminowani w jednym kierunku, ochoczo, nie wiedząc gdzie.
Tam, gdzie wszyscy- odpowiadają.
Co słychać- normalnie, nie mam czasu. Muszę lecieć!


a jak na to popatrzeć z boku, to nawet ładnie to wygląda.
tylko kto ma czas na to i po co w ogóle opuszczać szereg. Poglądać, nie masz nic do roboty pożytecznego?

a kto stoi na dole, widzi, że latawce nie lecą do przodu, one po prostu robią kółka. 
zataczają koła historii z pośpiechem, szybko, więcej, tracąc powoli siły, biedne.

więc gdy coś spowoduje, że spadniesz w dół, ciesz się, możesz nareszcie spojrzeć z dystansem tę pogoń.
zastanowić się, zacząć widzieć.
możesz polecieć w inną stronę.

Popatrzymy razem na latawce? 

a.

środa, 25 kwietnia 2012

uwalnianie i kulanie

jakoś tak nijak się zrobiło - wkroczyła rutyna i mimo wielu planów podboju świata chodzę poobijana przez moje lenistwo. nie myślę o niczym ważnym - nie egzystuję - latam w tym wymiarze niezachwianym wyrzutami sumienia z powodu mojego nieróbstwa. perfidnie dobrze mi z tym. jak cisza przed burzą, a burze mają nadejść. nie mogę się doczekać, uwielbiam wyładowania elektryczne, emocjonalne i takie co rozpieprzają życie, bo potrzebne są, żeby z monotonnej fazy się wyrwać. uwolnić.

kulać też się lubię. kulanie jest nierozerwalnie połączone z fazą przed uwolnieniem z rutyny. lunatykując w rzeczywistości często chce się spać. ziewasz i walczysz ze sobą, żeby nie pacnąć pod kocyk i wyłączyć się. out of order i święty spokój. jak byłam małym szkrabem to mama mówiła: "nie ziewaj tylko się kulnij pod kocyk."

zanim się uwolnię i burza będzie i znowu jakaś życiowa draka  i adrenalina będzie tętniła w żyłach...zanim ziewnę znowu, kulnę się, żeby nauka nie poszła w las...




poniedziałek, 23 kwietnia 2012

kobieta, która mi zaimponowała

Oprócz Sashy Grey, istnieją też inne kobiety, które za pomocą seksu walczą o prawa ludzi do równego traktowania.
Znienacka włączyłam dziś program pierwszy telewizji polskiej, a tu: golizna!
I proszę państwa- prostytutki.
Wyjątkowe kobiety, bez dwóch zdań mające w sobie więcej humanizmu i miłosierdzia niż niejedna zakonnica. I na pewno więcej niż ja.
Z dyplomami studiów medycznych, jeżdżą do chorych, którym ślina wylewa się z ust a wiotkie ciała rozlewają się na wózkach inwalidzkich. Patrzą na nich z olbrzymim ciepłem. I dotykają ich, sprawiając im przyjemność, przywracając w sparaliżowane ciała chęć do życia.
Niepełnosprawni czują się dobrze, w końcu normalni, szczęśliwi.

Pochwalam to, podnośmy standard życia żyjącym. Wszystkimi możliwymi sposobami. To trochę zabawne, że medycyna skupia się najbardziej na unikaniu śmierci, która jest przecież nieuchronna. I nikogo nie obchodzi, jak chory żyje. A czy to życie nie jest najważniejsze?

Mam nadzieję, że zmienimy ten nonsens niedługo. Póki co, panie i panowie z Touching base (nazwa organizacji) sami organizują sobie szkolenia, gdzie wymieniają się informacjami. Nie mają wsparcia ze strony nauki, chociaż przyczyniają się do psychicznej i fizycznej! poprawy stanu zdrowia chorych.
Od strony prawnej- nie mogą w niektórych krajach działać legalnie.
A jedyne co dostają to niezrozumienie i wyobcowanie społeczne.

Nie jest moralne uszczęśliwiać cierpiących, których od kilku lat nikt czule nie objął, za to popiera się działanie na niekorzyść ludzi, którzy mają odwagę i serce to robić. A prawda jest taka, że większość z nagabujących Touching base nawet by tych ludzi za rękę nie chwyciła, tacy z nich moralni katolicy. a.


Samarytanka



wszystko i nic

Wiesz, tak jakoś mam na wiosnę, że jestem rozdarta.
Między tu i tam.
Między podróżnikiem a leniem.

Chcę się wynieść, wyjechać, nowości! a z drugiej strony przecież jest mi tu dobrze. Obojętnie, gdzie jest to tu. Tu i teraz jest fajne. Wiedziałaś?

Jestem w dziwnym dobrym stanie.
Mało co mnie denerwuje, większość rzeczy delikatnie cieszy, generalnie bardzo mało myślę o czymkolwiek i nie za bardzo mam o czym pisać.

I tak bywało z twórcami moich ulubionych blogów- gdy zaczęło im się w życiu układać-oni zaczęli przynudzać. Szczęście nie daje weny do pisania, ale cóż. Ja przynudzam cały czas, więc nie bójmy się tej zmiany.

- Jaką ma pan filozofię życiową?
- Nie mam filozofii życiowej, mam życie.

Póki co, czekam na bieg wydarzeń i czuję, że będzie ciekawie.

Możesz zacząć robić popcorn, usiąść wygodnie i zacząć oglądać. Albo wyrzucić telewizor i uciec na drugą stronę ulicy. Albo stać i czekać aż ziemia przesunie Cię do przodu, co tam chcesz.

a.




heavy flashdance

kocham mocne brzmienia, muzykę z dobrym jebnięciem ;) Niedawno przekonałam się, że jeśli nie jest się wielbicielem disco, techno, smutów smętnych i wyjących do księżyca to ciężko znaleźć w małej miejscowości towarzyszy na dobry koncertowy rozpiedol.

Bywa tak, że a. jest skazana na moje zamiłowanie do heavy metalu i czasem zamiast typowych potańcówek w Ciechocinku próbuje napierdzielać na parkiecie przy mocnych gitarowych solówkach. Wiem, że to poświęcenie wielkie i doceniam to bardzo. Tak a. - doceniam to.

Na ostatniej z takich imprez, po wchłonięciu odpowiedniej ilości paliwa postanowiłyśmy rozkręcić knajpę, w której tego wieczoru było mega progresywnie. To wyjątkowy wieczór, ponieważ po raz pierwszy w życiu zobaczyłam jak pięknie  można pogować w stylu flashdance i do tego z takim powerem.

a. została prekursorką stylu muzycznego heavy-flashdance. to niesamowicie inspirujące. codziennie ćwiczę kroki i wymachy w jedną i drugą stronę, żeby mknąć jak flash przez parkiet, żeby dorównać fali ekspresji tanecznej a.  niełatwe to, ale ćwiczę dzielnie.

Jak już męczę naszych tajnych czytelników (może pięciu... a może nie aż tylu) tematem ciężkiej muzy to muszę koniecznie wspomnieć o moim nowym raju - Bunkier w Toruniu. Jedno z najbardziej klimatowych miejsc dla ludzi, którzy kochają dobre imprezy heavy-metalowe. Mroczne miejsce, mroczna muza... czego chcieć więcej. Niestety, ku mojej wielkiej rozpaczy,  a. nie odważyła się zaprezentować heavy-flashdance w Bunkrze.

Póki co dopracowujemy choreografię i robimy muzyczne mixy. Niedługo wyjeżdżamy w trasę koncertowo-promocyjną  podczas której, będziemy nie tylko tańczyć i śpiewać, ale również żonglować margaryną i rzucać oszczepem w plakaty wyborcze polityków oraz reprezentantów polskich men-in-black w sukienkach. Dla odważnych skoki z parteru bez asekuracji. Więcej informacji wkrótce.

e.

dla Ciebie a. jeden z legendarnych kawałków Pantery, polecam do tego czteropak i i flashdance czas zacząć uskuteczniać:



piątek, 20 kwietnia 2012

bielsze od białego

nienawidzę remontów, których efektem są jedynie ściany bielsze od białego, co zdaniem niektórych - zżółkł.
po wielkim rozpiździelu remontowym sterylnie w mieszkaniu się zrobiło na tyle, że pozostało wziąć pyle, założyć kaftan bezpieczeństwa i rytmicznie pacać głową w ścianę. klamki tylko powyjmować dla formalności. czysto, aż do porzygu (tu słownik sugeruje, żeby zastąpić słowo "porzygu" na "porzuguj"- bardzo zabawne).

ale tak już bywa z rodzicami, że oni mają swoje spojrzenie na urządzanie wnętrz. nic nie da przekonywanie, że może zapodać jakiś kolor na ścianę oprócz białego. wszystko musi być poukładane i mieć sens.

prl-owskie kryształy poupychane w półkach aż do bólu segmentu, który to dzielnie znosi, jak na mebel przystało. kolorowy wazonik,  nie pasuje, bo zakłóca fale częstotliwości między białymi ścianami a białymi oknami, do których bezczelnie wdziera się ta dziwka -  niesterylna, brutalna i  brudna rzeczywistość. cóż, nie da się pomalować wszystkiego - i za to chciałabym podziękować wszechświatowi.

w ramach podziękowań kupiłam browara i idę podziwiać brudną, niepoukładaną przyrodę.
e.

czwartek, 19 kwietnia 2012

ona movie

ej joł,

to szybko napisze posta tylko zanim wyjadę znowu do torunia, gdzie nie mam neta, bo to miasto.
oglądam sobie film i w tym filmie chory psychicznie koleś chce dostać kielich z półki bogacza, bo myśli że to świety graal. i mowi, ze sam nie da rady, ale że nowy znajomy normalny jest wybrańcem i on da radę, ale tamten ma wyjebane. i dostaje ataku katatonii (świrek) i ten drugi stwierdza, no że w tej sytuacji to dobra, już ukradnie ten puchar ( zwłaszcza że przez niego zginęła żona świrka). no i kradnie.
a ja sobie pomyślę, że dlaczego nie zadzwonił do milionera bogacza i mu nie powiedział, jak wygląda sprawa, że kolega chory myśli, że jego puchar to święty graal i czy by nie pożyczył, żeby mu pomóc się obudzić ze śpiączki.

ja bym pożyczyła.

jestem zupełnie niedekwatnie nieromantyczna i niedramatyczna w stosunku do amerykańskich filmów.

jakie życie taki rap. czy tam hip hop. a.



poniedziałek, 16 kwietnia 2012

kosmiczne śmiechu warte

ależ ja jestem zabawna, jak się okazuje.

plan był prosty, po świętach znajduję porządnego, nudnego kolesia na jakiś czas. chcę się uspokoić, ogarnąć, wyciszyć.
zakonnik może być albo farmaceuta jak środek nasenny.
jestem na tak- zapoznaję, witam się, uśmiecham. ubieram znośnie, maluję i nie wyśmiewam. od razu.

i co dostaje?

kwiat młodzieży.

maile od jakiegoś arabskiego inżyniera 1,50 wzrostu, co mi każe sprawdzić błędy w pisowni na moim profilu- nie sądziłam, że istnieje ciemnoskóry gracjan roztocki, a jednak.

zamiast lokatorów- sms z propozycją sex-masażu w zamian za mieszkanie-że byłabym utrzymanką.zajebiście.

spoko obiektywnie Niemca, który dopiero co rozstał się z dziewczyną i mnie nie jara choćby nie wiem co.

mega zainteresowanie olanego znajomego z przeszłości- chciał mi przedstawić swoją dziewczynę. jak miło.

starego dziada w garniturze, co się jara moim mieszkaniem i podziwia elokwencje mą, a potem łaskawie nie oddzwania chuj jebany

zaproszenie na grilla ze studentami politechniki- co patrzeli jak stoję i mi nawet miejsca nie ustąpili kulturalnie. dzięcioły.

Rezygnuje z tych uprzejmości! będę zołzą, na NIE!

opowiadam m., ale m. mówi, że jak teraz będę na nie, to wszechświat też będzie miał bekę. równą jak z mojego TAK.

że mam być taka jaka jestem i szukać prawdy, a nie, że sobie zdecyduję, że jestem na tak, albo na nie i będę. i już. uparta.

że to rozśmiesza przeznaczenie. że ja myślę, co sobie postanowię to będzie.

bardzo zabawne. boki zrywać. od chusteczki.

dobrze, nic się starać nie będę! nie, to nie. spodoba mi się koleś, a nie będzie zainteresowany, to od razu oleję. czekać nie będę, myśleć nie będę, szansy nie dam.  przecież jest tylu innych facetów na świecie.

tylko gdzie?

i pomyśleć, że ja sama tego podobno chce, że mnie wodzi za nos przeznaczenie.

ale widocznie nie mam się ustatkować no cóż ^^

a.

Toruń kurwa!

Wiem, dlaczego ludzie nie mogą wyjechać z Torunia. To nieogarnięte, ulotne, wymieszane fazami emocji miasto. Ludzie tam nie biegną, tylko płyną przez przestrzeń, kontemplują, są jak wolno sunące pociski w Matrixie. Prawdziwy slow-motion w magicznych uliczkach, z których spoglądają na Ciebie bajkowe i historyczne postacie.

I taki kadr w pamięci pozostał: świeci słońce i odbija się w wielkich lutrach niesionych przez mężczyzn przechodzących przez starówkę. Odbijał się w nich też ratusz i lecące gołębie, a wszystko to otoczone muzyką małej dziewczynki grającej na akordeonie i stukami-pukami słynnego łyżkarza.

"Wszystko jest na starówce" - mówiłaś a. I było. Jak w małym miasteczku, gdzie kultura wchłania człowieka ze wszystkich stron. Kina, puby, herbaciarnie, teatry, galerie. A w tym wszystkim Kopernik zakręcony i smok co na pewno nie ma 2 metrów długości, jak to opisał jakiś dzięcioł w toruńskiej legendzie.

Ale nie o smoka tu chodzi, ale o to, że Toruń to idealne miejsce na improwizacje, nieobliczalny jest, nieugłaskany. Każdy może mieć prywatny raj - Kadr, Bunkier, Desperado i wszystko jak w "Czeskim Śnie".

Zakochać się można w jeden dzień, zaręczyć następnego, a potem zdradzić można, rozstać się i wrócić. Całować się  i jednocześnie dostawać po ryju od tej samej kobiety, jak w filmie "Och Karol", a nawet lepiej, bo namiętność jest prawdziwa, toruńska.  Toruń podaje na tacy artystów, filmy, muzykę. Trzeba wiedzieć tylko na co się ma apetyt, a rośnie on w miarę jedzenia.

Toruń w zderzeniu z rzeczywistością innych miast jest jak weekend w porównaniu z dniami roboczymi. Nikt nie chce, żeby weekend się skończył (chyba, że za dużo się chleje) i nikt nie chce wyjeżdżać z Torunia (chyba, że za dużo się chleje).

Już wiem, że do Torunia wrócę, ale nie wiem, czy stamtąd wyjadę ;)

e.

sprzedam tanio jedno marzenie

Otrzepać się z gwiezdnego pyłu, odsunąć od ust kielich ambrozji, wyjechać z Torunia. Zamknąć oczy i na jakiś czas usta, wyspać się i napisać magisterkę.
Aż mi się poukładają w głowie aluzje i w lustrze zobaczę na powrót nierozmyte.
Witamin, powietrza, słońca.
I pół krztyny wiatru. Na zdrowie!

I już nawet pytania kim jestem, co robię i potem nie stawiam. Wypompowana ręką z zawrotami głowy wystukuje literki i nie wiem po co, komu.

Targa mną wszechświat w tą i z powrotem dwa razy, jak już jest postanowione to znika. Każe się poddać i szarpie sadysta. I jak go nie lubić?

Pewnie że się lubimy, zabawa jak na dancingu w Ciechocinku. Serpentyny w dłoń a do drugiej rewolwer i w niekonsekwencje cel-pal. Moje i męskie niekonsekwencje.

WYJEBANE

i kawka i cukierek i poduszka.
a do uszka:



gdybym miała siły, wstałabym z łóżka i kupiła coś czekoladowego z jakąś kolorową posypką. na pokrzepienie. dla mnie.

a.

środa, 4 kwietnia 2012

pogoda dla nudziarzy

Jako że Anka hasa po Toruniu chwiejnym krokiem okrążając pomnik Kopernika w tę i z powrotem postanowiłam, że pozszywam czas jej nieobecności moim jak zwykle, błyskotliwym postem. Dziś lub dzisiaj, jak kto woli, moja współautorka bloga postanowiła wybrać się na potańcówkę do... Ciechocinka! Cudnie! Uwielbiam takie starodawne pląsy w slow-motion, ten klimat, ten bounce, ależ jej zazdroszczę tego dreszczyku emocji!

A tu... jak na pustkowiu. Ludzie mijają się, z twarzami obdartymi z mimiki, jak posągi, każdy gdzieś biegnie w swoją stronę, bo zimno, bo wieje, bo ciśnienie spadło, bo śnieg wiosną. Jak by nic na tym świecie nie miało znaczenia tylko pogoda.

I w tej beznadziei całej siedzę wieczorem i gapię się na niebo. Chmurzaste takie, drapieżne, nieokiełznane. Piękne. Podziwiać pogodę powinniśmy, a nie wydziwiać i usprawiedliwiać nią swojego chujowego nastroju. TAK NAPISAŁAM JA. e.