piątek, 30 marca 2012

krowy w prezencie

Afryka. W darze od Europy mieszkańcy wiosek afrykańskich otrzymali kilkadziesiąt krów. Nikt jednak nie pomyślał, że na Czarnym Lądzie nie ma zbyt dużo trawy...

Połowa bydła padła, a druga połowa stała w jeziorze, w którym nurkowali mieszkańcy, żeby z dna wydobyć trawę - jedyne pożywienie, jakie można było wykombinować dla krów.  Na pocieszenie, przesłano wiadomość z Austrii, że w prezencie Afrykanie otrzymali stado owiec.

To opis jednego z wątków włoskiego filmu dokumentalnego z 1962 roku pod tytułem "Mondo Cane" (Pieskie Życie). Dokument na miarę produkcji filmowych w stylu Monty Pythona. Polecam.


wtorek, 27 marca 2012

jak zdałam sobie sprawę, że nic nie muszę

wodospad, soczyste liście, promienie słońca

przeskakuję po śliskich kamieniach

w rytm rzeki

jakieś ptaki

uśmiecham się

i jem owoce z drzewa,

biorę kawałek i rysuje nim obraz


i tańczę w tych owocach i w świetle i w wodzie
czerwony zachód słońca
nie ide spać, bo nie muszę

ognisko ogień i woda
nie muszą
i liście też
ze słońcem
i ptaki

one to wiedziały od zawsze
ja dopiero od dziś
taka byłam mądra

a.


niedziela, 25 marca 2012

O relacjach co ich nie ma albo są

Na początku chciałabym się pożalić, że nienawidzę zmiany czasu na wiosnę. Jak można zabierać ludziom godzinkę snu, tak brutalnie, że nawet na kaca czasu nie starczy.

W sumie to rzadko piszę o facetach, bo to takie... bez sensu. Bez urazy dla Panów, bo to nie jest wrzuta, ale relacje męsko-damskie były, są i będą mielone przez ekspertów. Z tej całej papki poglądów nic nie wynika i nic mądrzejsi przez to nie jesteśmy ani my kobiety, ani faceci. Niewiadoma między kobietą i facetem, to najbardziej fajna rzecz pod słońcem. Tak skrajnie różni, a często, kiedy się dwie bratnie dusze odnajdą rozumieją się bez słów.

Śmieszą mnie czasami relacje męsko-damskie i zależnie od sytuacji potrafię współczuć zarówno kobietom, jak i facetom nieudanych związków.

No na przykład, w galerii, sunę sobie ruchomymi schodami w dół, a za mną mało radosna para.
Ona - Ale jak ja w tym wyglądałam, powiedz prawdę.
On - No pięknie, przecież mówiłem.
Ona - A nie powiedziałeś tego dla świętego spokoju, bo już Ci się nie chciało siedzieć w sklepie?
On - Nie, naprawdę fajną kieckę kupiłaś, przecież o tym rozmawialiśmy.
Ona - No tak. Ale myślisz, że ta zielona  była ładniejsza?
On - Ja już nie myślę. Jestem zmęczony.
Ona - No mówiłam, że dla świętego spokoju to wszystko, wiedziałam. Po co ja Cię wzięłam na te zakupy.

W tym momencie bardzo współczuję facetowi. Nic tak nie wykańcza jak marudząca, niezdecydowana baba.

Ale była też sytuacja, kiedy podczas spaceru zauważyłam inną parę. On, maczo "niech kobiety mi wybaczą", ona ciągnąca za sobą rozwrzeszczanego dzieciaka.
- Przestań ryczeć! - krzyczy do małego zmęczona życiem kobieta, która dla przeciwwagi niesie zakupy z marketu.
- Ucisz tego dzieciaka, bo nam siarę na mieście robi! Zrób coś! Nie drzyj się na niego! - drze się maczo, przeczesując palcami nażelowane włosy.

I w tym momencie współczuję kobiecie. Zakochała się w maczo i już tego sobie nie wybaczy...

Takie jest życie, mówią niektórzy. To prawda, oczywiście. Dlatego tak ważne jest, żeby dobrze wybierać, podejmować takie decyzje, które pozwolą człowiekowi być bardziej szczęśliwym, pozwolą mu się rozwijać. Tak też jest z wyborem osoby, z którą chce się być. Albo trafia się do klatki czyjegoś świata, z którego potem ciężko się wydostać, albo dzięki drugiej osobie czujesz się zrozumiany, kochany i realizujesz z nią  marzenia.

No.






tak nie rób

Mam wyrzut sumienia.

Którego nie powinnam mieć.

A jednak go mam.

No bo- tańczę sobie z jakimś kolegą. Nie wiem, jak kolega ma na imię. Jestem też miła, że porozmawiam. No i za czas jakiś kolega leży na parkiecie, bo wyskoczyła mu kość. Wezwano karetkę. No i mi mówią, że mam wziąć jego głowę na kolana, żeby nie leżał na ziemi. To biorę, i tak siedzimy i on się mnie pyta, czy pojadę z nim do szpitala.

Ale ja nie chce jechać do szpitala z nim. Nie znamy się prawie wcale, i gdyby nie ta noga, to bawiłabym się ze znajomymi i naprawdę nie zbyt mnie interesowałoby co on robi i czy akurat nogi sobie łamie.

I czuję, że nie powinien tego ode mnie wymagać, nawet pytać. Nie podoba mi się to, że stawia mnie w sytuacji, w której czuję się źle. Bo jakieś tam współczucie mam i wiem, że boli go i ciężko mu musi być.
Ale nie mogę postępować wbrew sobie.
Nie pojadę tam i nie będę go trzymać za rękę z litości. Sorry.
I wkurza mnie, że nie mogłam mu powiedzieć, że nie ma tak robić, bo cierpiał.
I wkurza mnie, ten wyrzut sumienia, co go mam, a nie powinnam.

A poza tym z doświadczeń życiowych- nie lubię jak ktoś zarywa na złamane nogi.

Dlatego proszę sobie nie łamać nic, to nie jest dobry sposób na podryw. Mnie.

a.

piątek, 23 marca 2012

jeb

kiedy wydaje się człowiekowi, że wszystko się już jakoś układa i byle do przodu dostaje jeb w ryj od życia. wiadomo, że bycie Polakiem to nie sielanka, ale zaczyna mnie to już hardo wkurwiać. ten cały chory popieprzony system, w którym nic nie trzyma się kupy, a człowiek jak mała pchełka odpierdala syzyfową pracę, która jak się okazuje nie jest warta złamanego grosza.

piątek - dzień wylewania frustracji, nieszczęśliwości wielkiej i upadku ducha. mojego ducha, co zawsze silny był i nie do zdarcia. każdy musi kiedyś pęknąć. wtedy najlepiej pójść do lasu i biec przed siebie. wybiegać wkurwa. jak już się zmęczę, to nie chce się myśleć, a jak przestaję się zadręczać, to zaczyna działać  moja maksyma życiowa "ja kurwa nie dam rady?" i jest git.

nie radzę jednak biegać po ćmoku, bo można solidnie w coś pacnąć. wiem z doświadczenia. czasami można się wkurwić w nocy i wtedy zalecam ostrożność.

jako, że dziś gorzkie żale piątkowe, postanowiłam, że biorę to na moją piękną klatę. nie dam się. jeśli czegoś nie można zrozumieć, to trzeba wszystko zmienić. pierdolnąć system w ryja. jeb!

e. ps. przepraszam, za język okraszony wulgaryzmami, ale czasami inaczej nie można inaczej. no nie można!


czwartek, 22 marca 2012

kliczki

Nie mogę się zdecydować.

Kiedy pojawia się za dużo opcji do wyboru, moja bliźniacza natura cierpi.
Bo z jednej strony, to...ale z drugiego punktu widzenia to....
No i w sumie to...ale..

Koszmar. Paradoksalnie, im więcej opcji, tym łatwiej mi się zdecydować. Jestem tak skonstruowana, że odnajduje się w bałaganie. A nawet lepiej funkcjonuje- ze stosu ubrań łatwiej mi coś wybrać, niż kiedy są ułożone równo w szafie.
Ale najgorzej jak mi ktoś daje dwie opcje do wyboru.

To ALBO To.

To jakbym już przegrała. Automatycznie. Bo obojętnie co wybiorę, później to drugie będzie bardziej atrakcyjne. I zamiast cieszyć się tym, co dostanę, będę żałować, że nie mam tego, z czego zrezygnowałam.
Czy jeszcze jakiś człowiek tak ma, że jak kupuje pączka, to myśli, że jednak ekler byłby lepszy?

Dlatego zwlekam z decyzją, decyzjami. Aż się same rozwiązują albo znikają. I jestem wolna, wiecznie niezdecydowana i nieodpowiedzialna. Tak to wygląda.

Od dwóch dni próbuje podjąć dość ważną życiową decyzję- który z braci Kliczko jest fajniejszy.
I nie mogę. Patrze, jak trenują, jak się wypowiadają (nawet po niemiecku <3 !),
jak obijają przeciwników, jak działają charytatywnie, jak rąbią drewno i jak ciągną sanki.
I nie wiem.
Bo z jednej strony Vitali ..ale z drugiej Władymir ...

Dlatego zrobimy tak- biorę oby dwóch :D

a.

środa, 21 marca 2012

meszek

jak tak piszesz o nowoczesnym postrzeganiu sztuki to przypomina mi się kilka ciekawych wystaw studentów ASP. były one inspirujące, czasem frapujące, a zdarzało się, że przerażające.

pamiętam wernisaż, podczas którego z wielką uwagą przyglądałam się cudacznym eksponatom, które istniały, ale nie przypominały niczego z tej planety. niestety okazało się, że wystawione przedmioty były bardziej przyziemne niż wyglądały.

na jednym ze stolików znajdowały się dziwnokształtne fiflaki w kolorze skóry, które miały przyczepiony meszek. kuratorka wystawy widząc moje zainteresowanie meszkiem, zapytała, czy wiem co to jest. odpowiedziałam, że fajny meszek nadal go głaszcząc.
- to są włosy łonowe przyczepione do różnych form utworzonych z gliny.
zamarłam. wizja meszku została brutalnie zmiażdżona przez uprzejmą Panią. byłam wstrząśnięta. nowoczesna sztuka wywołała we mnie emocje. ogromne. najgorsze, że w okolicach galerii nie było miejsca, gdzie mogłabym zmyć z rąk wrażenia po głaskaniu meszku...

Niestety nie znalazłam zdjęć z wystawy. Może to dobrze.

e.

poniedziałek, 19 marca 2012

galeria

Miałam Ci ja okazję niedawno zwiedzić trójmiejskie galerie sztuki. Najgorzej że nowoczesnej.
Kiedy powiedzieli mi, że idziemy jutro z dziećmi na wycieczkę do galerii, myślałam o bałtyckiej.
A tu- wsiadamy w tramwaj i ciśniemy w kierunku kultury. Zasmuciłam się Ci ja nad losem nie tyle swoim (chociaż też), a tych biednych dzieci.
Te dzieci bowiem nie znają sztuki, nie czytają książek i w związku z tym, po naszym spacerze słowo "sztuka" zwiąże się na zawsze w ich głowach z tym, co zobaczymy.

A widzieliśmy: słup graniczny ze szklaną płytą, drąg drewniany zawieszony na ścianie, wydrążone drzewo położone poziomo oraz klocki z kolorowymi naklejkami. A także wizualizacje- muzyczkę i i mieniący się napis Gott mit uns.

To wszystko jest współczesną sztuką, aby zrobić te arcydzieła należy studiować na akademii 5 lat, dostawać rządowe stypendium i dofinansowanie. Jak się wydaje, eksponaty te należy otoczyć opieką równie wykształconych pracowników galerii, oraz dać im dużo ocieplanej, nieużywanej przestrzeni w centrum Gdańska. Najpotrzebniejsze jednak jest robienie wernisaży, gdzie dziwnie ubrani artyści mogą poudawać, że się wzajemnie interesują sobą i swoją twórczością, a w międzyczasie zeżreć torty i owoce oraz napić się kawy i wina za pieniądze z podatków.
Na zdrowie!

Przypomniało mi się, jak dobre kilka lat temu chodziłam na podobne wernisaże do Refektarza w Kartuzach. W celu zrobienia artykułu do gazetki.
Było to o tyle zabawne, że swojskie, lokalne ryje dodawały wydarzeniu dodatkowej patetyczności, także olbrzymia egzaltacja już nie mogła utrzymać się na chudych nóżkach absurdu. Musiała się przewrócić.
Śmialiśmy się, piliśmy wino i jedliśmy ciastka, słuchaliśmy przemów. Śmialiśmy się, chodziliśmy wokół dzieł i śmialiśmy z ludzi, którzy udawali, że obserwują ze skupieniem dzieła, a tak naprawdę myśleli o jutrzejszym obiedzie i patrzeli się ukradkiem na innych- czy jeszcze trzeba chodzić, czy już można stanąć i wziąć kolejne wino i ciastko. Potem robiliśmy zdjęcia, a jak nie było komu, to sobie nawzajem w zapatrzonych pozach. Co się potem wstawiało pod artykułem i dopisywało: wystawa cieszyła się olbrzymim zainteresowaniem.

Lata mijają, a mnie się ciągle zdaje, że tym większym jest się artystą im dziwniejszy image siebie się kreuje.
A dzieła?
Weź co znajdziesz w koszu na śmieci i dopisz symboliczną interpretację. Zjaraj się to będzie głębsza.
Im bardziej bez sensu i nielogiczna tym lepiej.
Bo jesteśmy nowocześni, nie ważne są dla nas wzorce czy warsztat.
Liczy się NIE forma a treść.
Co widać najlepiej we współczesnych mediach...

Tak jakby brak formy automatycznie powodował wzrost treści.
A ja- staromodnie- wolę ręcznie zrobione, ładne puste pudełko, niż wyjęte z niego, okrzesane przez dyplomowanego plastyka, powietrze z dorobioną ideologią.

a.




niedziela, 18 marca 2012

system

Ja tam się nie dałam wyrzucić z systemu.
Już jakiś czas temu sama wyszłam, trzaskając drzwiami.

I teraz proszę rozsądnych, normalnych, konsekwentnych, poważnych, dorosłych ludzi, telewizję, polityków, sklepy
 i mcdonaldsa tylko o jedno: get out of my system !




Now there's a lot of talk but I'm not listening
I'm hoping there's a point that we're all missing
And all I really know
Is one day we all got to go
But before it's all over and done
I'm about to have me some fun yeah!


a.

inaczej

już wiem, że życie można zmienić w jeden dzień. nie trzeba być bohaterem ani cudotwórcą. czasami wystarczy jedna decyzja. odblokowujesz się na nowe wszechświaty i dzięki temu życie nabiera nowego wymiaru, dostajesz jeszcze więcej  mocy, energii, chęci poznawania wszystkiego co nas otacza i podziwiania tego. To jednocześnie siła i spokój, które wypełniają Ciebie i przestajesz się bać.

brzmi jak dobra faza po trawce, wiem, ale to tylko kwestia odpowiedniego nastawienia i świadomego wybrnięcia z życiowych blokad i schematów. Witek Gombrowicz pisał o lawirowaniu między społecznymi formami, pomiędzy szufladkowaniem, zabijaniem niby wolnej woli. Na blogu też chyba już kiedyś o tym wspominałam.

teraz tak żyjemy poupychani przez innych do ich kategorii, z plakietkami przyklejonymi na ryje - dziwny, hałaśliwy, śmieszny, głupi... skanują nas jak dane na kompie. Jeśli ktoś nie pasuje do systemu to jest usuwany z niego, jak wirus, albo strzelają mu psychicznego reseta.

A wszystko co ważne i piękne w życiu ucieka, kiedy chcemy być w systemie, żeby czuć się bezpiecznie i nie zakłócać sobie pozornego spokoju. ja już wiem, że chcę, żeby było... inaczej :)
e.

ps. sorki, że napisałam szybciej od Ciebie a., no ale... cóż :) :P




czwartek, 15 marca 2012

wszechmoc muzyki


muzyka - moja największa miłość. dobry beat jest w stanie wyrwać mnie ze szponów zmęczenia, ambientowy flow koi skołatane nerwy, folk rozwesela, a mocne heavy metalowe jebnięcie daje powera do życia.

muzyka jest jest jak powietrze, wszędzie Cię otacza, wchłaniasz ją i stajesz się nią. to nieogarnięty kosmos dźwięków, podróż między różnymi światami emocji. kocham poznawać te planety. muzyka to jest moc. moc wszechstworów.

poniedziałek, 12 marca 2012

bicze

Poniedziałek.
Rany po weekendzie już się zabliźniły. Strupy maleją, siniaki blakną, patrzę na życie z optymizmem.
Mogłabym pisać o różnych rzeczach, bo ciekawy miałam weekend. Chciałabym jednak poświęcić uwagę zjawisku, na który świat nie zwraca uwagi w sensie negatywnym, a ja za to tak.

Bicze. Suki. Bezwzględne kobiety interesu, wiecznie nieszczęśliwe i niedowartościowane. Z fałszywym uśmiechem, takie co obgadują w pracy każdą koleżankę, a w domu wyzywają dzieci. I zdradzają męża w biurze albo na fitnessie. Co chodzą na zakupy i grupkami na sałatki, co się nieustannie odchudzają i malują, także nigdy nie zobaczymy ich naturalnego oblicza. Co znają plotki i odcienie szminek.
Nie znoszę ich bardziej niż reszty kobiet.

Niestety, okazało się, że panie te w weekendy lubią chodzić razem na warsztaty taneczne. A jeszcze gorzej, że na te same co ja.
Wystrojone to mało powiedziane.
Profesjonalne buty taneczne, z nakładkami wygłuszającymi obcasy. Na nogach grube skarpety, legginsy, tunika. We włosach kolorowy kwiat. Śmieją się i zaczepiają instruktora geja. Stare baby z kilogramem tapety na ryju, które odczuwają wewnętrzny przymus, żeby przeszkadzać innym.
Jedną zaczęło boleć kolano, na co druga
- może nie powinnaś tak szybko przychodzić po operacji?
- nie, to nic takiego (pierwsza) - już wczoraj mnie bolało.

I zapindala dalej w szpilach. Bardzo mądrze.

Po chwili upadła z natychmiastowym szlochem (ja nie wiem, ale jak mnie coś zaboli, to trwa kilka sekund zanim zacznę płakać, ale może jestem opóźniona). Głośno wrzeszczy, nie może wstać. Wszystkie koleżanki podbiegają do niej (ale będą miały do obgadywania i marudzenia, że im zepsuła weekend). Całe szczęście, prowadzący upewnił się, że jej pomogą w recepcji i jedziemy dalej z zajęciami. Widzę potem, jak sanitariusze z karetki po nią idą i nie mogę odeprzeć tej myśli:

- Weźcie ją od razu do psychiatryka.

Lecz szybko pojawia się refleksja:
- Ale w sumie czemu działać na niekorzyść ludzi z psychiatryka...

a.

nie takie chucherko słabe jak go widzą

jestem anemikiem. jak byłam małym bąbelkiem i szorowałam do zerówki z wielkim plecakiem, tata żartował, żebym trzymała się płotu, bo jeszcze mnie wiatr zwieje... i nie raz tak bywało. w szkole podejrzewali, że rodzice mnie nie karmią, a w domu, że w szkole nie jem kanapek. ciągle słyszałam, że jestem prawie przezroczysty chucherek. no i tak się snułam w tej szarej masie społecznej - jak duch.

w podstawówce ciężka choroba przybiła mnie do szpitalnego łóżka na kilka miesięcy. lekarze rodzicom oświadczyli, że ich dziecko może wyjechać ze szpitala nogami do przodu albo na wózku inwalidzkim. kiedy następnego dnia wstałam i poprosiłam o obiad, uznano to za cud.

skoro obwołano mnie cudem to nie mogłam już być chucherkiem. przez okno w szpitalu codziennie patrzyłam na drzewo. po tygodniach znałam każdą jego gałązkę. pomyślałam, że jeśli się wydostanę ze szpitala i wszystko będzie dobrze, podejdę do tego drzewa i je uściskam. tak też się stało. nigdy moje zmysły nie wchłaniały tak intensywnie przyrody. 

druga szansa na nowe życie obudziła we mnie szaloną chęć przeżywania i cieszenia się wszystkim co mnie otacza. już niczego się nie bałam. już nie przejmuję się, tym jaka jestem tylko jestem po prostu... szczęśliwa. czasami mam wrażenie, że zamiast krwi w moich żyłach tętni ciągle... adrenalina. nadal wyglądam jak chucherko, ale mam w sobie tyle siły i energii, że to ja teraz przewracam płoty.   

Dla tych, którzy nie czują powera ani adrenaliny...


środa, 7 marca 2012

radykalne lenistwo

Gdy człowiek uświadomi sobie, że ma problem, próbuje z nim walczyć wszystkimi znanymi sobie sposobami.

Tak jak Hannibal próbował poradzić sobie z Rzymianami za pomocą słoni, a Demi Moore ze zmarszczkami za pomocą liftingu i narkotyków.

Ja także uświadomiłam sobie dziś problem, z którym muszę się uporać. A że nie mam miecza, słoni, ani kilku gram kokainy na zbyciu, moim orężem będzie nowa metoda pracy psychologicznej.

Ostatnio zaznajomiłam się trochę z bardzo ciekawym podejściem- radykalnym wybaczaniem. Według Colina Tippinga, kluczem do wyjścia ze złego schematu, jest zaakceptowanie naszej roli w jego powstaniu. Do dzieła- cztery kroki pierwszej pomocy psychologicznej wg Tippinga:

1. Widzę co stworzyłam.

Widzę, że zrobiłam dużą pizze, to moja wina. Specjalnie ubrałam dres, żeby mnie nie uciskał, jak będę ją jeść i znalazłam odpowiedni film, żeby mi się dobrze przy nim jadło. Mogłabym zjeść taką pizze z kimś na mieście, ale nie chciało mi się wychodzić, albo kogoś na nią zaprosić, ale też mi się nie chciało.

2. Dostrzegam swoje emocje i kocham siebie za to.

Trochę mi żal, że mnie to nie rusza. Że lubię być leniwa i że lubię pizzę. Patrząc z boku wolałabym być bardziej aktywnym człowiekiem, mieć jakieś zainteresowania i pasje, albo chociaż pracę. Ale co ja mogę, że wszystko mi się szybko nudzi. I że jestem leniwa. I że lubię jeść. Kocham więc siebie za to, leżąc na łóżku w dresie, patrząc jak rośnie mi brzuch. Boże, jestem zbyt leniwa na to, żeby wymyślać i pisać, jak to siebie akceptuje i kocham, ale kocham siebie za to także.

3. Czuję boską miłość przepełniającą tę sytuację.

Pizza była bardzo smaczna, czuję ze Bozia musiała przepełnić ją swoją miłością. I że to jest dla mnie dobre, bo zbieram zapasy energii na wiosnę. Bóg musiał kochać ludzi, skoro dał im pizze. I tiramisu btw!

4. Wybieram moc spokoju.

Spokojnie, bez pośpiechu, niech trawi się swoim tempem. Nie poganiam się, nigdzie nie idę, oddaję się mocy wszechświata i jego planom. Leżę bez wyrzutów sumienia.
I po co tyle wysiłku Demi?
Teraz i tak Ci skóra wisi.
A Ty Hannibalu nic lepszy, nie mądrzej było sobie trochę poleżeć zamiast ganiać ze słoniami po górach?
Ja nie wiem, po co sprzeciwiać się woli wszechświata i grawitacji...

a.

Co z Jerzym?


Martwię się o Jerzego Stuhra. Uwielbiam go od dziecka, każda rola, wywiad, przedsięwzięcie z jego strony to mistrzostwo. Jest niezwykłym człowiekiem. Teraz walczy z nowotworem krtani i martwię się, chociaż to nic nie zmieni.
       

e.



wtorek, 6 marca 2012

kocia muzyka

chyba mam depresję.
przedwiośnie złapało mnie w zimne łapska, nie pozwala się uśmiechać i zamyka drzwi przed światem.
jedyna pociecha w ciepłym kocyku i gorącej czekoladzie..a myślałam w sobotę, że już wiosna..

może to po prostu przeziębienie, albo (do czego się nie przyznam) lenistwo, ale nic mi się nie chce.
i tak jak maleńczuk w piosence- ciągle bym tylko spała.

jestem jak ten kot, ostatkiem sił uderzam w klawisze, ale brakuje mi melodii.
czekam na słońce, jak je zobaczę, poproszę o nową piosenkę.



jak się czeka wspólnie z Brucem, to nawet nie jest tak źle...





a.

poniedziałek, 5 marca 2012

Żółwiki tuptusie

Są stworzonka na tym świecie, które mnie szczególnie rozczulają. Faceci. Nie, to w sumie kiepski żart. Nawet panowie z Monty Pythona prychnęliby z pogardą :P
Oprócz misiów koala, które trzeba ratować przed ludźmi, są małe tuptusie, co swoim uporem i chęcią przetrwania rozwalają mnie kompletnie. Mowa tu oczywiście o żółwikach.

Kocham Afrykę i jak pisałam wcześniej, wiem, że w końcu tam pojadę. Póki co obczajam  wszystko, co jest związane z Czarnym Lądem. Na CNN jest cykliczny program "Inside Africa", w którym to ostatnio były właśnie żółwiki tuptusie - nazywane żółwiami skórzastymi.

Kiedy nadchodzi przypływ, w świetle księżyca małe żółwiki, które wykluły się z jaj, zapindalają przez plażę do Oceanu Atlantyckiego. Niestety niewielka ich liczba jest w stanie przetrwać w wodnych głębinach. Te, którym szczęście dopisało, stają się największymi żółwiami morskimi (mają ponad dwa metry długości!).
Wróćmy jednak do mojego rozczulania.

Moment, kiedy te małe gady zasuwają przez plażę jest zajebisty. Wydają się nieporadne i machają łapkami, żeby przekopać się przez nierówności w piasku, ale napierdzielają do przodu, mimo wszystko. Podążają za instynktem, żeby stać się wielkimi morskimi żółwiami. Tworzą żółwiową historię.

Ludzie niestety mają dar myślenia, przez co czasami zapominają o instynkcie, nie słuchają tez swojej intuicji. Dlatego niektórzy nigdy nie będą prawdziwymi turtalmi. Nigdy.

e.



zasada nieoznaczoności Heisenberga

Akt pomiaru jednej wielkości wpływa na układ tak, że część informacji o drugiej wielkości jest tracona. Zasada nieoznaczoności nie wynika z niedoskonałości metod ani instrumentów pomiaru, lecz z samej natury rzeczywistości. (Wikipedia, bo co niby innego:P)


Fizyka mnie fascynuje. Głównie dlatego, że jej nie rozumiem, mimo systematycznego oglądania Big Bang Theory. Jednakże szczerze powiedziawszy, bardziej od sensu twierdzeń współczesnej fizyki, interesuje mnie geneza ich powstania.


Na przykład kot Schroedingera. Dlaczego pan Erwin go zamknął i poddał takiej oto manipulacji?:

Schrödinger wymyślił urządzenie oddziałujące na kota, zamkniętego w pojemniku z trucizną (np. z trującym gazem). Do szczelnego pojemnika wkładamy: żywego kota, źródło promieniotwórcze emitujące średnio jedną cząstkę na godzinę oraz detektor promieniowania (np. licznik Geigera-Müllera), który w chwili wykrycia cząstki uwalnia trujący gaz. Po zamknięciu pojemnika i odczekaniu jednej godziny mamy 50% prawdopodobieństwo, że kot jest martwy, i takie samo prawdopodobieństwo, że jest nadal żywy.


Czy nie mógł przekazać swojej teorii na przykładzie jabłka, jak pan Newton? Tylko znęcać się nad biednym kotem? Czy ktoś w ogóle zauważył, że to jest bestialskie wkładać kicię do pudła z trucizną? (mimo że ma 9 żyć)
Nagle się żadne Animal Planet ani wegetarianie (nawet chińscy) nie buntują, i jeszcze uczą tego w szkole!
A równie dobrze, a nawet lepiej można zrozumieć to założenie, na zasadzie pijanego studenta, tak jak mi to tłumaczyli kiedyś dwaj doktoranci fizyki. 
A więc wsadzamy studenta do pokoju z alkoholem i po godzinie mamy 50 % szansy, że jest pijany i 50% że trzeźwy, o!


Ale nie o tym, nie o tym. Bo z tą regułą nieoznaczoności to było tak. Siedzę sobie dziś w pokoju, a w kuchni włączony piekarnik, co chwile tak dziwnie buczy. Jak siedzę to słyszę buczenie, a jak wstanę i pójdę do kuchni i stanę przed nim, to już nie buczy. Tak też robi radio, jak się stanie koło niego, to ma zajebisty dźwięk, a jak się odejdzie, to szumi. Czy to to? Że ja wpływam na układ obserwując zmieniam fale wszechświata? Czy odkryłam i doświadczyłam fizyki dziś i to zrozumiałam? 


No i potem tak sobie myślałam, że eureka, ogarnęłam cały świat. Bo że wpływam na ludzi, wchodząc z nimi w interakcję i że nigdy można zmierzyć, jacy są obiektywnie dlatego. Przez jakąś nanosekundę myślałam, że wszystko już wiem.


Aż mi się przypomniało, że nie jestem niczego pewna. Przecież wszystko jest relatywne. 


Ale gdyby coś- to z chęcią przyjmę tego Nobla. 
 a.

sobota, 3 marca 2012

Rzecz o Tadziu

Dawno nie czułam się tak wypruta z emocji. Czuję się jak robot co pogubił śrubki do montowania swojego akumulatora życia. Trybiki ledwo pracują. Nawet mruganie oczami jest męczące. Taki kac.

Cierpiąc egzystencję pod kocem w paski co chwile włącza mi się myślenie o kreatywnych ludziach, którzy byli dziwakami i dzięki temu zmieniali świat. Od razu zapala się lampka - kurna oni tyle zdziałali, a ja bezczelnie leżę i toczy się we mnie po-pijacki leniwiec. No to zmusiłam się resztką sił, żeby wyskrobać chociaż ten wpis, a potem z mniejszymi wyrzutami sumienia z powodu dzisiejszego paskudnego nieróbstwa schować się znowu pod kocyk i zapomnieć o wszystkim oprócz oddychania.

No więc dzisiaj parę tylko słów o Tadziu, o którym powstały książki, bo Tadzio zajebisty był w tym co robił. Jeden z największych świrusów teatralnych XX wieku. Uwielbiam patrzeć na zdjęcie Kantora, na którym widać jak siedzi z fajką rozkminiając niepojęte rzeczy świata tego i ten jego szalik niby niedbale zarzucony na szyję.  Najbardziej Tadzio kojarzy mi się z happeningiem nad morzem, gdzie dyrygował falom, a plażowicze jako publiczność podziwiała morze w nowej odsłonie sztuki. "Panoramiczny happening morski-koncert morski". Tak to Kantor wymyślił. Rewelacja! Szum fal zawsze budzi jakieś emocje, a Tadzio je ujarzmił, albo one Tadzia :) Niech każdy sobie interpretuje jak chce. Idę spać.


   http://www.culture.pl/baza-sztuki-pelna-tresc/-/eo_event_asset_publisher/eAN5/content/tadeusz-kantor



czwartek, 1 marca 2012

poszukiwany/ poszukiwana



Są mroczne zakątki w internecie, do których wstyd się oficjalnie przyznawać, że się zagląda.

Aczkolwiek kiedy już raz się tam trafi, ciągnie człowieka żeby wracać.

A więc nękany wyrzutami sumienia, chowa się w pokoju i ze zgaszonym światłem i rumieńcem na twarzy otwiera znajome okno.


Ogłoszenia towarzyskie. Kopalnia aforyzmów, mądrości życiowych i sex telefonów- witamy.


Szukam Palącą dziewczynę na stałe (Tylko Palaczkę!)

"Witam, Jestem 28 latkiem z Gdańska, szukam drugiej połówki, w perspektywie, kogoś na stały związek, kogoś z kim mógłbym w spokoju palić i kogoś kto nie zamierza rzucać nałogu;)). Poszukuję sympatycznej bezdzietnej kobiety, z poczuciem humoru i intelektem, zdecydowanie tylko PALACZKI"

Pogadam z marynarzem

"Pogadam z normalnym pływającym, bynajmniej nie w alkoholu,sic!, WOLNYM, 40-50. Ktoś, kogo nie zdziwi zainteresowany Nim Człowiek. To nie jest seks oferta. Nie jestem dla nikogo zagrożeniem, nie rozwalam rodzin, nikogo nie łapię, nikogo nie łowię, nie liczę cudzych majątków, etc... Tak zwyczajnie poznać Człowieka- wolna, zwyczajna,35+wykształcona, bez nałogów, kariery i majątku,..."


Drogi Mężczyzno!

"Czy pomyślałeś już o podarunku na Dzień Kobiet?*
Rezerwując miejsce na Warsztatach Filcowania, sprawisz jej oryginalny prezent.
W Dzień Kobiet będziemy wykonywać broszki i kwiaty z filcu. Uczestniczki nauczą się podstaw techniki filcowania i same stworzą swoje małe dzieło sztuki. Zajęcia odbędą się w przytulnej przestrzeni Centrum Zabaw Twórczych Edward.
Zapisz swoje ją na warsztat Filcowego Namiotu, otwórz drogę do odnalezienia swojej pasji :)Koszt warsztatu: 95 zł, wliczone są wszystkie materiały niezbędne do wykonania własnej filcowej broszki/kwiata."

* Nie panowie, siedzenie w namiocie i robienie kwiatów dla siebie z filcu, to nie jest to, o czym marzymy na dzień kobiet! (a.)

Znalazłam też ogłoszenie, na które czuję, że mogłabym odpowiedzieć. Nie zdarza mi się to często, bo zwykle poszukiwane są dziewczyny "normalne, miłe, uprzejme".

A dla mnie pozostaje:

Szukam drugiej połowy

"Hej, witam. Nie umiem nic , nie wiele wiem i często nie jest tak jak chcę.

Pozdrawiam."


;] a.