czwartek, 29 listopada 2012

rozrusznik

moje ego zaczęło trochę szarżować i pogubiłam się przez to. straciłam kontakt ze sobą. zapomniałam o uczuciach. tak łatwo zostać skurwielem. zdusić w sobie wszytko, zamknąć się i wypierdzielić klucz w pustą przestrzeń. bo tak trochę jak w próżni się czuję. tyle myśli w głowie, a uczuć żadnych.

chodzę i gadam do siebie, żeby rozruszać poryte przeżyciami, zardzewiałe serce. że nie wolno już tak dłużej, że moc i energia to nie wszystko, że trzeba też kochać. szukam więc powodów do kochania, żeby od czegoś zacząć:
- kocham spać
-  muzykę uwielbiam 
- ...i zapach lasu po deszczu
- kocham słoneczniki, jak się kłaniają w wazoniku
- zapach pomarańczy
- głaskać kotki
- mój magiczny most, gdzie sobie siedzę czasem
- jak liście płyną po tafli jeziora
- kocham odkrywać kosmos i ludzi otwartych na świat
- ... i jeszcze smak barszczu na kacu
- wszystkie odcienie koloru niebieskiego
- kocham moją chabrową sukienkę
- i drzewa przytulać
- płakać przy Singur Ros
- i spacery w nocy
- słodkie wino lubię i kawę z mlekiem i cukrem, i herbatę z cytryną
- zabytkową architekturę
- i Afrykę jeszcze kocham, mimo że nie byłam, ale na pewno pojadę

no. zawsze to jakiś początek.
e.



supergnój

Siedzę w komisji rekrutacyjnej, po kolei wchodzą kolejni kandydaci do pracy. Jeden szczególnie zwraca uwagę. Wysoki, umięśniony, przystojny. Wszystkie testy na sto procent, a nawet na dwieście, przez dodatkowe punkty. Ideał.
Boże, co za pozer i pustak- pomyślałam.
Dla innych członków komisji było oczywiste, że go bierzemy. 
Nie widzieli, jak na korytarzu pyszałek zmuszał siostrę, szarą myszę w szarym swetrze, żeby potwierdzała, że jest najlepszy i wszyscy inni to zera.
Nie miał wad i nie rozumiał ich u innych. Na tej samej zasadzie nie pojmował uczuć.
Zaproszono go na rozmowę. Wszyscy tak byli nim oczarowani, że praktycznie już oznajmiali mu pozytywny werdykt.
- Zaraz- zaprotestowałam- Poczekajcie, czy naprawdę chcemy go zatrudnić?
- To jest najlepszy z kandydatów.
- Może i tak, ale nie do współpracy. Gdybyśmy mieli wakat na stanowisko supermena, to i owszem. Ale on nie nadaje do pracy z ludźmi.

Ależ się chłopak zmarszczył, jak mały chłopiec. Gdybym była zabawką, która się rozwaliła, właśnie by mnie rozgniótł. 
Pracę dostał, mimo mojego sprzeciwu. Jedna z koleżanek już się z nim przez telefon umawia i szczerzy. Dlaczego mnie nie dziwi jego odmowa..

Taki sen miałam. 

Stwierdziłam, że mój animus to supergnój. Na szczęście, jakaś część mnie obudziła się, żeby go świadomie odrzucić z wewnętrznej pracy. A teraz nieoficjalnie: Won z mojego psyche dupku!

a. 

środa, 28 listopada 2012

luźno

Nie chce mi się pisać, chociaż i chciałabym. Ale obecna jestem i ciepło pozdrawiam, bo może się przydać.

a.

Napisałam i coś wybuchło za oknem. I nagle świeczka stała się złowroga i się przeraziłam. Ostatnio tak  stało się w sobotę, gdy dowiedziałam się, że "kadr" to arabsku przeznaczenie. Pewne słowa wyjaśniają wiele, a inne nic. Pewne słowa są ważne, ale nie zawsze. 

niedziela, 25 listopada 2012

kamuflaż z mgły

spacerując uliczkami miasta cieszyłam się, że nie ma prądu i nic nie oświetla drogi. tylko mgła i schowane w ciemności domy, z których okien migotały światełka. nie widziałam ludzi, którzy przechodzili obok i oni też mnie nie widzieli. bycie przezroczystym w małym mieście, gdzie wszyscy się znają, to naprawdę nie lada wyczyn i sposobności takich mało się zdarza.

na chwilę chociaż schować się można w sobie i odpocząć od wszystkiego. ja i mrok. i mgła taka, że chciałoby się urwać kawałek i wsadzić do dziurawej kieszeni, z nadzieją, że nie zapodzieje się we wnętrzu płaszcza razem z wsuwkami do włosów, zmiętolonymi w kulki biletami i groszami, co jak są potrzebne to ich nie ma.

zza chmur wygląda ugryziony księżyc i gwiazd parę, co dziurawią niebo. i krok za krokiem odnajduje spokój. będzie potrzebny, kiedy zniknie mgła.

e.

czwartek, 22 listopada 2012

Fortuna pod wpływem

naiwna wierzyłam, że nie rzucam życzeń w czarną dziurę, tylko gdzieś się we wszechświecie zahaczają i czasem jakieś spada z gwiazdą z nieba i się spełnia. i wypowiedziałam życzeń kilka tylko, żeby przetestować, bezpiecznie się poczuć z wiarą w metafizykę i wyskoki naćpanej szczęściem Fortuny.

i zahaczyło się życzenie i zjebało się z nieba jak grom. i wszystko pięknie. przybiegła roześmiana Fortuna, przycupnęła na progu, wypiła setkę czystej i zapowiadało się, że zostanie na dłużej. fajnie było. wierzyłam, że wierzę we wszechświat, a on się mną przejmuje. że gdzieś tam dym został po spalonej gwieździe nie bez powodu. bo przecież życzenie... bo to ma sens spalać się w szczytnym celu.
doch.
po czym Fortuna upojona puściła pawia i filozofia mi się rozjechała. Walt Disney by się uśmiał. bo kto teraz wierzy w bajki. o życzeniach, gwiazdach, wszechświecie...o trzeźwej Fortunie. i wierzyć nie ma co, tylko sobie być trzeba, bo jak wszechświat ma mnie gdzieś, to ja jego też.
e.

poniedziałek, 19 listopada 2012

iluzje

oglądam właśnie przerażającą sztukę w teatrze telewizji. o dwóch małżeństwach, w których ludzie nie kochali swoich współmażonków, tylko współmałżonków przyjaciół. przypomina im się na łożu śmierci, żeby o tym wspomnieć. i tak obie pary wiodły pozornie szczęśliwe, a naprawde bardzo nieszczęśliwe życia.
przynajmniej wyszli za mąż.
najgorsza natomiast dla mnie jest ta artystyczna wizja prawdziwej miłości. nie lubię, jak w filmach pokazują, że takie prawdziwe, niespełnione uczucie trwa całe życie.
i to ma być piękne?
przecież to okrutne. czy to możliwe, że człowiek nigdy nie zazna spokoju od imaginacji?
mama też oglądała- weszła i mówi "takie inne nie"- czyli że ją zainteresowało i się jej podoba.
"mhhm" mruknęłam.
"straszne matko, to straszne" - odpowiedziałam w duchu.

a.


czwartek, 15 listopada 2012

drogi pamiętniczku

... dzisiaj był bardzo fajny dzień w pracy. najpierw wyszło na jaw, że prawdopodobnie jedna osoba okłamuje mnie od kilku miesięcy. potem okazało się, że inna osoba również nie mówi mi prawdy do końca i jej sprawa z wielkości małego orzeszka urosła do wielkości sporego kokosa. na koniec oglądaliśmy z kolegą z pracy, jak za inną koleżanką chodził pijany interesant z nożem ręku. w biały dzień- nagrania z kamer monitoringu.
w nawiązaniu do materiału filmowego porozmawialiśmy sobie potem z kolegą o różnych niebezpiecznym sytuacjach w pracy. jego prawie nie spalił były wiezień, który pojawił w gabinecie z baniakiem nafty. ja mieszkałam sama w domu pełnym narkomanów- recydywistów w pokoju bez klucza. bardzo lubimy swoją pracę i pomaganie ludziom.

a.

środa, 14 listopada 2012

klatka

coraz częściej zauważam, jak krzywdzę sama siebie. dziwne to zjawisko. bo niby uparta jestem i rozsądna  w miarę, a głupoty robię nakreślając granice postrzegania siebie i wszechświata.

nawyki wracają, a największym z nich jest poczucie, że jestem częścią systemu i powinnam działać tak jak on. myślę o tym co wypada, a co nie, martwię się na zapas, zaszczuwam we własnych obawach i wydostać się nie mogę.

mówisz a., że wystarczy wyłączyć myślenie. wiem, że trzeba czuć i postępować tak jak się czuje. ale tyle granic sobie wyznaczyłam, że pole manewru się skurczyło i nie wiem, jak się z tego wydostać.

sama sobie wymyślam problemy, wyszukuję rzeczy, których nie lubię, które nie mogą się udać i mimo że czuję w sobie mnóstwo energii to sama zaczynam zamieniać ją we frustracje.

zablokowałam się i jakże ciężko jest sobie strzelić... reset.

e.

wtorek, 13 listopada 2012

refluks

I nawet jak zrobię wszystko dobrze- pozostanę wierna sobie, asertywna. Kiedy mogę z czystym sercem powiedzieć "it's not me, it's you".
Nawet wtedy, zerwanie znajomości nie jest miłe i powoduje skutki uboczne.


 a.

poniedziałek, 12 listopada 2012

tuman faszyn

niektórzy zapominają, że oprócz czubka ich nosa jest jeszcze cały świat. że ludzie, to nie są kurwa roboty odbierające telefony, co uprzejmie muszą znosi czyjeś przytyki i kłaniają się wpas w podzięce za wredną wrzutę.

kurwa i nie zawsze ma się tyle cierpliwości, żeby znosić czyjeś humory, kaprysy i poczucie bycia pępkiem świata, bądź papieżem wioski albo dzielni, gdzie się buja na lansiku.

i dzwoni do Ciebie taki nadęty bufon, co wymaga, żąda, chce, co wie lepiej i rzyga Ci w ucho swoimi frustracjami i zesranymi poglądami. i nawet do widzenia nie odpowie, bo to byłoby zbyt kulturalne, a kultura osobista nie mieści się w nowym faszyn. nowy faszyn to bycie rasowym ćwokiem.
e.


niedziela, 11 listopada 2012

kurtka na zimę, czyli jak poznać Polaka za granicą

Kiedy na widnokręgu powoli pojawia się dziadek mróz w grudniowym płaszczu, nawet najgorętsze osoby myślą o okryciu na zimę. Sklepy pękają w szwach od puchowych kurtek w najróżniejszych odcieniach różu, a Ty z gotówką w ręku stajesz przed lustrem i zastanawiasz się, dlaczego masz płacić za zostanie parówką XXL.

Nie zawsze jednak jest aż tak źle. Bywa, że śledząc Kasie Tusk w Galerii Bałtyckiej dojedziesz do sklepu, w którym znajdziesz modniejsze w tym sezonie panterki i zebry. Ponieważ jednak nie masz sił tłumaczyć każdemu ze znajomych, że nie jesteś zebrą a co najwyżej efektem Dopplera- szukasz dalej.
I tutaj natrafiasz na znaczący problem- jakkolwiek bowiem byś się nie starała- każda kurtka, którą zobaczysz będzie miała jakieś sztuczne włosy/sierść/futro przy kołnierzu.

Nawet obcokrajowcy zwrócili mi na to uwagę, pytając dlaczego każda z polskich kurtek ma takiego misia. Podobno po tym można rozpoznać Polaka za granicą, gdy akurat nie ma sezonu na skarpetki do sandałów.
Pytam się po co? Nie pełni ono raczej znaczącej funkcji termoizolacyjnej, wykluczam także estetyczną.
Więc po co ono tam? I nikt się nad tym nie zastanawia. Petycji nie pisze, marszów o uwolnienie polskich kołnierzy i kapturów nie organizuje? I nie jest to podejrzane, że możliwie zbiegło komuś kilka ton sztucznych włosów i postanowiono przymocować je do każdej z kurtki, tak żeby nikt się nie zorientował?


Gdy jakiś cudem znajdziesz kurtkę niepuchową, nie różową, bez futerka, bądź czujna na jedną jeszcze rzecz. Czasem nie rzucają się w oczy, są sprytnie wszyte gdzieś z boku i w pierwszej chwili niewidoczne, a jednak bardzo często spotykane. Cekiny. Plastikowe szkiełka to obok dziwnych guzików i sztucznych kokardek jedni z najlepiej zamaskowanych agentów w tajnych służbach dewastacji zimowych nakryć wierzchnich.

Jedyny pocieszenie w nadchodzącym końcu świata- być może nie zdąży do tego czasu porządnie zmrozić i wystarczy mi jesienna kurtka.

a.


piątek, 9 listopada 2012

opowieść o zwyczajnym szaleństwie

ktoś kiedyś powiedział, że szaleństwo to zachowywanie się cały czas w ten sam sposób i oczekiwanie różnych rezultatów. mi powiedziano to wczoraj.

cholera, co też człowiek sobie myśli wchodząc codziennie do tej samej rzeki.

inna sprawa, że skąd wiedzieć, jak zachować się inaczej.
a przede wszystkim- skąd wziąć nowy, dobry cel.
można trenować, nabierać sił i wytrzymałości.. ale, czy to pomoże w wyścigu, gdy wiem gdzie jest meta?
a skoro bez celu- to co się dziwić, że nie spieszę, nie forsuje.
truchcikiem, przyjemnie przemieszczam się.
slalomem, od tego baru do tego, omijając problemy, omijając dorosłość.

sir, can you help me find my way back home

A sir Jung na to tylko:

"Dopóki nie uczynisz nieświadomego- świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz to nazywał przeznaczeniem".


a.



czwartek, 8 listopada 2012

hibernacja naturalna nie dla każdego

niektóre zwierzęta mają sobie fajowo, bo zapadają w sen zimowy i omija ich mroczność tej pory roku, tak samo jak w bajce o Dolinie Muminków. i tak robią borsuki, jeże i niedźwiadki. jak im zazdroszczę! i zwierzątkom i Muminkom.

mogliby mnie obudzić na święta, pochłonęłabym pyszności na zapas, wypiła za zdrowie bliskich i za niekończący się świat i siup do spanka z powrotem. ale nie, że to byłoby spanie takie bezczelne na leniucha, tylko uczyłabym się programować sny. a to ciężkie zadanie pracować z podświadomością. można się zmęczyć i zasnąć.

i tak sobie marzę, że śnię... że latam i o chmury zahaczam i baaam! spadam w dół. jak zawsze. kurwa. jak zawsze. niemiłosierny budzik dzwoni. a jeżyki śpią. i wiewiórki też.i Miś Yogi nawet.

e.


wtorek, 6 listopada 2012

o karmie i prezentach

no proszę, poskarżyłam się, pomarudziłam i od razu wszechświat okazał się łaskawszy.
jako że należy mu się pochwała- nieniejszym to czynię. za nową kurtkę zimową (prezent bez okazji) oraz nowe, równie rozgrzewające znajomości (3!), dziękuję!

co ciekawe, jeden z prezentów pochodzi z algerii. historia ta wymaga krótkiego wstępu.
jestem ci ja w takiej organizacji couchsurfing. polega to na tym, że jest baza ludzi z całego świata, ze zdjęciami i opisami, i jak sie gdzieś jedzie, można sobie wpisać nazwę miasta i spotkać ludzi stamtąd oraz u nich nocować. działa to w obie strony- do ciebie także będą chcieli przyjeżdżać ludzie. wszystko jest non profit i bardzo ułatwia podróże. fajnych ludzi można też spotkać.
oprócz akcji noclegowych są tam też grupy, fora- miejsc i tematyczne.

na jednej z takich grup (chyba forum Polski) napisał kilka dni pewien koleś z algerii, ze jego koleżanka oblała ważny egzamin i ramach pocieszenia jej prosi o kartki z życzeniami powodzenia dla niej z całego świata. spodobało mi się to i wysłałam kartkę (wyobrażałam sobie przy tym, że jak Amelia robię bezinteresownie dobrą rzecz i jaram się tym)

a tu, kilka dni potem, pisze do mnie inny algierczyk. coś tam zagaduje, czy by się kanapa dla niego nie znalazła jakoś po świętach, bo przyjeżdża do polski. spoglądam- i stwierdzam, że i owszem, być może znalazła by się dla niego, młodego, wysokiego, mega przystojnego architekta robiącego doktorat, kanapa. niestety, po dłuższej konwersacji okazało się, że ma poczucie humoru a najgorzej, że mnie polubił.
napisałam mu, że zabawna sprawa, akurat wysłałam kilka dni temu kartkę do algerii, co mi się dość często nie zdarza, opisałam sytuację. on w zeszłym tygodniu wysłał w podobnej sytuacji kartkę na ukrainę.
takie zbiegi okoliczności. przypadek?
ja już nie wierze w przypadki.

to jest strasznie szczeniackie, wiem, do porzygu. ale wlasnie tego teraz potrzebuję, różowości i landrynek. potrzebuje takich korespondencji, potrzebuje, żeby pytał się mnie, czy mógłby przyjechać na święta, bo nigdy nie przeżył takich, jakie oglądał w filmach. takich obietnic bez pokrycia i bez przyszłości.
flirtu i tańca. trwaj chwilo, jesteś piękna!

na swoje usprawiedliwienie dodam, że dwa inne prezenty jak najbardziej w realu ;)

i zdaję się, że tym, którzy mają, będzie dane jeszcze więcej, bo przecież nie ma sprawiedliwości.
a.



poniedziałek, 5 listopada 2012

air stands still

gapię się w drzewa. wiatr wywiewa resztki liści z gałęzi. księżyc je rozświetla, światłem odsłania detale lasu. i wszystko takie proste jest i oczywiste. poukładane. i gapię się...

a we mnie bałagan taki, że przejść przez korytarz myśli nie można. ciągle się potykam, coraz bardziej boje, jakbym wzrok straciła i ciemność totalna nastała. logika off. tylko strachy na ścianach wyobraźni poprzyczepiane, ryja drą wspomnienia i wszystko co złe odżywa, nabiera kolorów, osacza, kleszczy w zaciskających się szponach bezsilności. i niby silna jestem, za bary się z życiem trzymam, walczę bez tchu. tym razem jednak przegrywam.

czasami chciałabym tylko istnieć. jak powietrze.

 e.



piątek, 2 listopada 2012

p.s.

Jedynym  plusem moich zjebanych nastrojów jest to, że szybko, bez powodu się zmieniają.
I nagle, nie wiedzieć czemu, jest lepiej.
a.

czwartek, 1 listopada 2012

permanentna melancholia

Kilka minut po północy. Zwykli ludzi po rodzinnych świętach śpią zmęczeni gwarem i pysznym jedzeniem. Zdaję się, że to im wystarcza do szczęścia w zupełności.
Ja siedzę jak sparaliżowana, słucham smętnej muzyki i płaczę.
Jestem jakby ogłuszona.

Nic się nie stało.

W taki dzień widzę po prostu wyraźniej kontrast. Tylu normalnych ludzi i ja. Rzesze przy grobach rzeszy pod ziemią.

Nigdy nie będę taka jak oni. Czasem udaje mi się łudzić, że może kiedyś jednak. Nie dziś.
Chociaż udało mi się zapuścić i pomalować paznokcie, kompulsyjnie zdzieram teraz lakier zębami.

Dziś ch gębowość razi, powala. Nie jestem Jezusem, nie potrafię wstać. Jutro też nie.
Uwierzyć w ich sens- coraz mi dalej.

Myślę sobie czasem, że jakaś miłość by tu pomogła. Ale to mi się nie układa także ostatnimi czasy. I akurat w tej chwili, mam taką potrzebę znaku, prezentu od losu. Hej, boziu, proszę mnie zauważyć, docenić! Jestem taka fajna i bardzo się staram!
Nikt nie woła. Nie wołam też ja, bo nie mogę znieść mojego sztucznie miłego głosu, udającego że obchodzą mnie cudze sprawy. Albo że mi zależy.

Mogłabym uderzyć twarz, za to że się bezwolnie odruchowo uśmiecha. Czemu to robi, zła twarz!
I po co ona jeszcze się na ten świat patrzy, co ta tępota chce zobaczyć...

Niebo pełne gwiazd, a bywa, że wielki trud doszukać się jednej.
a.




Charles Bukowski

bez marzeń (dreamlessly)


stare, siwe kelnerki
nocą w kafejkach
poddały to już
i kiedy zmierzam chodnikami
światła patrząc w okna
domów opieki
widzę, że to już dawno nie jest
z nimi.
widzę ludzi na parkowych ławkach
i widzę w sposobie w jakim
siedzą i patrzą,
że to odeszło.

widzę ludzi w samochodach
i widzę w sposobie, w jakim
prowadzą swoje auta,
że nie kochają, i że nie są
kochani -
i że nie myślą
o seksie. wszystko zapomniane
to jak stary film.

widzę ludzi w towarowych domach i
supermarketach
pomiędzy półkami
kupujących rzeczy
i widzę w tym, jak ich ciuchy
leżą na nich i jak idą,
i w ich twarzach oraz oczach,
że nie troszczą się o nic
i nic nie troszczy się
o nich.

widzę setki ludzi na co dzień,
którzy poddali się
całkowicie.

jeśli pójdę na wyścigi
albo na sportową arenę
widzę tysiące,
bez uczuć do czegoś bądź
kogoś
i nikt nimi nie obdarza też
ich.

wszędzie widzę tych, co niczego
nie pragną, prócz
żarcia, dachu i
ubrań; skupiają się
na tym,
bez marzeń

nie rozumiem tego, czemu ci ludzie nie
znikną
nie rozumiem tego, czemu ci ludzie nie
zgasną
czemu chmury
nie zamordują ich
lub czemu psy
nie zamordują ich
bądź czemu kwiaty i dzieci
nie zamordują ich,
nie rozumiem.

sądzę, że oni już nie żyją
jednak nie mogę dostosować się do
ich istnienia
ponieważ tak ich wielu.

każdego dnia,
każdej nocy,
jest ich wciąż więcej
w metrze i
w budynkach i
w parkach

nie odczuwają trwogi
nie kochania
i nie
bycia kochanym

tak wiele, wiele, wiele
pokrewnych mi

stworzeń