poniedziałek, 17 września 2012

zaspana zaspa

Słoneczny dzień. Jakoś koło południa opuściłam mieszkanie z zamiarem udania się do parku oliwskiego. Skręciłam jednak w stronę bloków na zaspie, żeby wejść "tylko do jednego lumpa". Do parku nie doszłam.
Bloki, piękne, stare, brudne, zniszczone bloki. Gdzieś wewnątrz skryty niczym tajemnicza dolina wśród gór- opuszczony parking, używany jako rynek. Na plastikowych stołach przykrytych kolorową folią- wszystko. Stare naczynia, proszki do prania z Niemiec, wiatraczki z brokatem dla dzieci, góralskie kapcie, kradzione sprzęty elektroniczne. Obok stoiska warzywne, drewniane skrzynki, kilkudziesięcioletnia waga. Kupiłam 3 dojrzałe śliwki renklody i małą dynię. Młoda mama w jeansach i różowej pikowanej kamizelce ciągnie wózek.W lumpach i stoiskach i sklepach ludzie widmo z zatrzymanego czasu. Panie emerytki z za ostrym makijażem, rodem z polskich komedii lat 80-tych. Pod sklepem podejrzany typ szepcze, kiedy ktoś przechodzi: papierosy, papierosy. Słońce przygaszone jak dogorywające kipy wokół dyskutujących mężczyzn ze spuszczonymi okularami. Jeden ma na głowie czapkę golfową.
Nic do siebie nie pasuje, tworząc cudownie nostalgiczną całość.

Wróciłam do mieszkania, zrobiłam sobie kanapki z pasztetem, kakao i obejrzałam "Przystanek Alaska". Poczułam się, jakbym znowu miała 11 lat.
Kiedyś, gdy wracałam zimą do domu, wysiadło oświetlenie miejskie. Patrząc wówczas na pogrążone w smutku i szarości kloce, opustoszałe chodniki, rozkopaną jezdnię, stwierdziłam, że jedyne co różni Syberię od Zaspy to włączone latarnie.
a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie