środa, 5 września 2012

ja i ja

no i przełamałam się i pojechałam  uskuteczniać spinning na rowerkach. przy moim szalonym szczęściu trafiłam na najbardziej zatwardziałego trenera, który ryczał do ludzi jak trąba jerychońska. to co uważałam za ćwiczenia na siłowni to jest nic w porównaniu do spinningu.
ogólnie walka z samym sobą, która przedstawia się następująco:
- "spierdalam stąd"
"nie bądź mięczak i płaczek, zasuwaj!"
- "może jak szybko wyjdę z sali to nikt nie zauważy"
"ty nie dasz rady? stara baba jesteś? zasuwaj!"
- "puszcze pawia"
"wypedałujesz go" i szybka refleksja "czy można wypedałować pawia?"
- "co on tak ryczy"
"skoki w boki chop siup, siadasz na dupie, zasuwasz, rządzisz!"
- "zdycham, wypluję flaki, jeszcze 15 minut"
 "kurwa ile można myśleć przy takim wysiłku, to chyba tylko mózg kobiety jest tak skomplikowany"

koniec. umrę. zdechnę. padnę. rozchlaszczę zmęczone, spocone ciało na podłodze.

i wtedy proszę Państwa następuje zjawisko pod nazwą: radocha - "nie uciekłam z pierwszych zajęć! idę na drugie! :D
e.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie