czwartek, 9 lutego 2012

Pani Maria


Niedawno siedziałam w starym mieszkaniu, w starej kamienicy, pijąc malinową herbatkę w szklance arcoroca i słuchałam Pani Marii. Mimo ponad dziewięćdziesięciu lat tryska energią i co ważne, poczuciem humoru. Tupta po mieszkaniu, bo chłodno. Opiera się o kaflowy piec i głaszcze swoją futrzaną ciepłą kamizelkę.
- Wiesz, to wszystko nie tak miało być - zaczyna opowiadać Pani Maria jeszcze nie wiem o czym.
Nagle Pani Maria poważnieje i już wiem, że to nie będą wspomnienia o tak rzucone jak kotlet na patelnię.

Zaczynamy gawędzić o rodzeniu dzieci, że kiedyś, w czasie wojny, kobiety w domu musiały i ciężko było. Potem mówimy o facetach.

- Mój narzeczony był oficerem. Ślub mieliśmy mieć w czerwcu, ale jakoś to się wszystko rozpadło. Taka jedna się do niego podwalała. - mówi oburzona Pani Maria.

Z narzeczonym widywała się sporadycznie. Była aktywną osobą, wyjeżdżała na szkolenia, obozy, działała w zespole. On oczywiście w wojsku. Mijali się. Okazało się, potem że jej koleżanka była z nim w ciąży. Sama o tym powiedziała Pani Marii i przepłakały razem całą noc. Mega dół.

Pani Maria już nie wróciła do oficera. Mimo że prosił i przepraszał. Potem nie zobaczyła go już nigdy. Zginął na wojnie. Rok później poznała przystojnego kawalera.

- Wtedy go nie kochałam, ale wyszłam za mąż, bo takie były czasy. Moje uczucia się zmieniły, kiedy przekonałam się, że podczas wojny, zawsze przy mnie był, dbał o mnie, był wierny. Pomagał jak mógł.

Po latach Pani Maria spotkała swoją koleżankę. Tą co była z oficerem w ciąży. Okazało się, że urodziła dziecko, ale ono zmarło. Znowu przepłakały całą noc.

Patrzę w oczy Pani Marii i myślę sobie, ja pierdole, a ja narzekam. Nie było wojny, biedy (może czasem zabrakło na piwo i fajki), nie rodziłam (co mnie jeszcze też cieszy) i tylko raz bałam się, że umrę. A Pani Maria ma poczucie humoru i pogodę ducha.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie