niedziela, 17 czerwca 2012

szaloność złożona, kocie oko i surrealizm istnienia

ostatnio spać nie mogę w nocy. łazikuję po domu wydeptując na dywanie ścieżki, słucham trójki, czytam książki, a w dzień wegetuję. co najgorsze, podoba mi się to.

w ciemności czasem patrzę przez okno, a za nim drzewa, co od maleńkości rosną razem ze mną, ale pożyją znacznie dłużej. nawet nie zauważyłam, jak wdepnęłam w tzw. dorosłość. ludzie mówią, że szalona jestem, wariatka. a ja tego nie czuję i zastanawiam się, gdzie jest ta granica normalności i szaleńczości. raczej spokojna jestem w sobie, pogodzona ze sobą i pytam: skąd więc ta szaleńczość wynika? może patrzę na swoje odbicie w krzywym zwierciadle, a może to wszystko to tylko złudzenia - dobrze wydziergany matrix.

na kołdrze mam puchaty kocyk. jak już się jest samemu i z nikim nie związanemu to trzeba się do czegoś przytulać. zdarzyło się, że koszmar mi się śnił i olbrzymi kot wskoczył mi na plecy i wbił się w nie pazurami. obudziłam się, usiadłam na łóżku, gdy nagle w ciemności dostrzegłam błysk wielkiego kociego oka. serce mi stanęło. zamarłam. ciemność przykryła mnie surrealną przerażającą puchatością. zapomniałam, że koc w kotki był. w nocy widać tylko jedno, kocie jasno-zielone oko.

i tak myślę sobie, że to co oczywiste wydaje się być, wcale takie nie jest, a wymiary wszechświata są pięknie nieokreślone, tak jak my. chociaż życie nasze w nieogarniętym kosmosie jest jak mrugnięcie oka. kociego oka.

e.

Mgławica "Kocie Oko" w gwiazdozbiorze Smoka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie