środa, 6 czerwca 2012

groupies- czyli mój wkład w Euro

Są takie dni, w których po imprezie nie zastanawiasz się czy śmierdzisz, tylko czym śmierdzisz. Wstajesz z podłogi, otrzepujesz się z tego w czym spałaś i wychodzisz do domu. Mijasz czystych ludzi idących do pracy i popijając cudownie płynną i zimną colę wspominasz.

 Taką noc, kiedy wchodzisz do jakiegoś zapomnianego pubu, gdzie gra muzyka na żywo, ludzie śpiewają, mają lepsze jakieś piwo, kręci się wszystko, jacyś obcokrajowcy stawiają ci drinki a w rzece odbijają się stare kamienice i pełnia księżyca. Masz ochotę wtedy śpiewać, i śpiewasz, śpiewacie wszyscy. Nagle pojawia się pianino i zręczny pianista, zegar przystaje i słucha.



Przypominasz sobie, kto Ci towarzyszył wczoraj i ustalasz dlaczego byli to zagraniczni dziennikarze, którzy przyjechali relacjonować Euro. Coś tam kojarzysz, jak zachwalałaś swój kraj i byłaś generalnie bardzo miła. Cała noc ciężkiej pracy pijarowej. Wolontariatu.

W SKM otwierasz Metro i czytasz, o pochlebnych opiniach w europejskiej prasie. Że Polacy są mega gościnni, jest fajnie i podoba się. Zdajesz sobie sprawę, kto to napisał i dlaczego. Uśmiechasz się więc do swojej wątroby i wiesz, że było warto. Ku chwale ojczyzny.

a.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie