poniedziałek, 4 czerwca 2012

Dlaczego nie umiem się dobrze bawić na dużych koncertach

Festiwale za pasem, openery, łódstocki i inne takie takie.
Mi oczywiście to zwisa, bo kręci mnie tylko nauka. Ale dużo ludu gada o tym i warto się zastanowić, czyby towarzysko nie współtowarzyszyć. 
Są plusy niechybne- alko, dużo alko, jeszcze więcej alko, muza, czasem dobra muza, możliwość spotkania seksownych rockmanów zawieruszonych gdzieś w tłumie. No i to będzie tyle. 

No a minusów mam z wiekiem jakoś więcej:
- nie mogę się skupić na muzyce
- ciągle się spóźniam na koncerty LUB trzeba gdzieś pójść LUB wkurza mnie, że muszę zaraz gdzieś pójść
- trzeba się przemieszczać, jak się chce spotkać ze znajomymi i nie można się znaleźć i to szukanie i umawianie jest chujowe, bo się traci dużo czasu
- nie mogę się skupić na piciu, bo trzeba iść na koncerty, na koncercie nie mogę się skupić na muzie, bo myślę nad organizacją alkoholu i sikania
- nie mogę się spotkać z tymi, z kim chcę, a przypadkowo spotykam wszystkich znajomych świata i gubię się od innych znajomych
- w trakcie koncertu chce mi się siku- przejebane, kilometr do toi-toia, kolejka na pół godziny (już pomijam ten smród), przeciskanie się z powrotem pod scenę
- jak jestem pod sceną, to boję się pić, żeby nie chciało mi się siku

No i generalnie, dojazdy, kasa, pakowanie. Nic nie widać, czasem chujowo słychać. 

Wolę zdecydowanie kameralne koncerty, w zamkniętych salach. Najlepiej w mało osób na nie iść, albo samemu. Mój najlepszy koncert w życiu tym jak dotąd odbył się w piwnicy w Poznaniu, pojechałam na niego sama (bo nikt nie chciał, naprawdę nie kumam tego!) no i stałam sobie pod barierkami. Było super, nikt i nic mnie nie rozpraszało. Jamie chwycił mnie za rękę i patrzał na mnie podczas piosenki "green light". Przynajmniej tak mi się wydawało, a nie było was tam, żeby zaprzeczyć- musicie więc uwierzyć mi na słowo :D
a.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie