czwartek, 24 maja 2012

spokój po chińsku i apetyt na sztukę

jako, że ostatnio totalne szaleństwo porwało mnie w wir wydarzeń, co pochłonęły i zeżarły łapczywie nawet ogryzki normalności to postanowiłam przystopować. niektórzy twierdzą, że nie można tak cały czas w chaosie żyć. więc przywołałam siebie do porządku.

no to wczoraj zrobiłam pranie, wyprasowałam ciuchy, zrobiłam porządki w szafach, poszłam na spacer wokół osiedla, pomedytowałam, żeby odnaleźć spokój i ukojenie. siedziałam na dupie cały wieczór oglądając latających Chińczyków subtelnie i elegancko obijających sobie mordy. dzielna byłam. witaminki, herbatka i kulu lulu. jak na porządną babę przystało.

rano przekonałam się jednak, że to nie bardzo mi posłużyło. najpierw wydostałam się z wyra totalnie rozciapciana, a potem zawlokłam swoje ciało do pracy. spokój rozbił mnie na pył. pozbierać się nie mogę. gorzej niż kac.

no to reanimuję się kawą  i myślę, że to chyba najlepszy moment na wchłanianie kulturalnych wydarzeń i im bardziej będą one odjechane, tym lepiej. że potrzebuję abstrakcji, surrealizmu, sztuki co zniszczy we mnie spokój, zostawi ślady artystycznego rozczochrania i nieładu.

e.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie