ciągle jakiś niedorobiony. nie pasuje, nie potrafi, nie rozumie. "ja nie rozumiem, jak można tego nie rozumieć" - czasami słychać w rozmowach.
tak więc człowiek półprodukt zadaje głupie pytania, co nawet odpowiadać na takie nonsensy nie warto. taki to śmieje się z byle czego, bo śmiać się zawsze należy, kiedy jest sensowny powód. głupot lepiej nie popełniać, bo można stać się jedynie surowcem w społecznościowej matni.
wszystko musi być poukładane. trzeba wiedzieć kiedy, co i jak powiedzieć, żeby być fajnym produktem cywilizacyjnej gonitwy w rozgmatwanej emocjonalnie popularności. nie daj kosmosie, strzeli taki wtopę i już gruba krecha nad głową półprodukta. bo brakuje jemu tego i tamtego, bo mówi za dużo, albo w ogóle i przez to wydaje się dziwny. może go system nie wzbogacił w odpowiednie szlify edukacyjne, a może zagubił się albo jest szalony.
aż strach być półproduktem w rozwijającej się cywilizacji. ale, cholera, czy nie o to chodzi? czy wszyscy mamy być jednolitą papką ulepioną przez zasady budowania wizerunku nowoczesnego człowieka? tolerancja ponoć coraz większa, ale wiedza o ludzkiej naturze zawęża się przeraźliwie, wręcz zaciska szczęki. a tacy uświadomieni ponoć jesteśmy. człowiek przedmiotowo zaczyna być traktowany. na ile się przydaje, kiedy, a jak niepotrzebny to mogłoby go nie być. i siup na ryj spada ze skały tarpejskiej.
jak łatwo wydawać oceny, wytykać błędy. a sami od siebie nie wymagamy tyle, co od otoczenia. każdy z nas ma swój świat, prawdziwy, nieskażony sztywnymi manierami i przyprawioną towarzyską, gombrowiczowską gębą. może te mordy nie byłyby takie straszne, gdyby miały chociaż szczery wyraz.
e.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
wszechopinie