to szybko napisze posta tylko zanim wyjadę znowu do torunia, gdzie nie mam neta, bo to miasto.
oglądam sobie film i w tym filmie chory psychicznie koleś chce dostać kielich z półki bogacza, bo myśli że to świety graal. i mowi, ze sam nie da rady, ale że nowy znajomy normalny jest wybrańcem i on da radę, ale tamten ma wyjebane. i dostaje ataku katatonii (świrek) i ten drugi stwierdza, no że w tej sytuacji to dobra, już ukradnie ten puchar ( zwłaszcza że przez niego zginęła żona świrka). no i kradnie.
a ja sobie pomyślę, że dlaczego nie zadzwonił do milionera bogacza i mu nie powiedział, jak wygląda sprawa, że kolega chory myśli, że jego puchar to święty graal i czy by nie pożyczył, żeby mu pomóc się obudzić ze śpiączki.
ja bym pożyczyła.
jestem zupełnie niedekwatnie nieromantyczna i niedramatyczna w stosunku do amerykańskich filmów.
jakie życie taki rap. czy tam hip hop. a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
wszechopinie