Od wczoraj nie jestem pewna, czy żyję
naprawdę.
Włączyłam telewizor i akurat
zaczynał się program. Tytuł „ Prawdziwe życie”. Po
eleganckiej czołówce, na ekranie ukazała się szlochająca
kobieta. W średnim wieku, swetrze, zaniedbana. Tak płakała, że
nie bardzo było można zrozumieć, co ją spotkało, ale zdawało
się, że z pewnością coś prawdziwie okrutnego. W każdym bądź
razie- cierpiała, co dało Telewizji Polskiej impuls do
przedstawienia jej jako kobiety „żyjącej prawdziwie”. Mój
egocentryzm od razu zapalił mi lampkę w głowie: a ty, czy żyjesz
naprawdę?
No i chyba nie.
Porównując się z bohaterką
popołudniowej ramówki, wypadam blado. Wysypiam się i mam małe
since pod oczami. Nie zostałam skrzywdzona przez system, ani przez
męża. Moje dzieci nie piją alkoholu, a sąsiad nie szczuje mnie
swoim psem. Generalnie cieszę się życiem i jestem z niego
zadowolona. Nie uważam, żeby ktoś mnie w jakikolwiek sposób
wykorzystywał, nie chcę nawet pozwać nikogo do sądu. Straszne
nudy!
Coś poszło nie tak- pomyślałam.
Robiłam wszystko, jak kazali w szkole. Udało mi się dożyć
dorosłości. Zaczęłam nawet pracować, a ciągle „ życie mi
jeszcze nie pokazało”, „ życie mnie jeszcze nie nauczyło”.
Jeździłam autostopem, wpuszczałam do domu nieznajomych i chodziłam
sama nocą po mieście. Aby podwyższyć stopień szalonego
niebezpieczeństwa w moim życiu, nie stosowałam Calgonu do prania
ani nie piłam Actimela. Nic! Nadal nie jestem godna bycia „normalnym
człowiekiem”. Może, gdyby mnie ktoś napadł, w końcu mogłabym
zainteresować sobą media i poczuć się pełnowartościowa.
Póki co, ktoś taki jak ja, nigdy nie
zostanie gwiazdą telewizji. Nie wezmą mnie ani do „Ukrytej
Prawdy”, ani do „Trudnych spraw”. Jeśli umrę, nie usłyszycie
o tym w wiadomościach.
Ale czy ja w ogóle umrę, skoro „nie
żyję naprawdę”?
a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
wszechopinie