poniedziałek, 20 maja 2013

trzmiel


Podobno trzmiel nie powinien latać, bo ma za małe skrzydła. Lata mimo wszystko, zasady aerodynamiki pokonuje, jak to określili fizycy „brutalną siłą”.
Jako natchnienie, naoczna motywacja, trzmiele są mi szczególnie bliskie.
W zeszłym tygodniu przekroczyliśmy jednak granicę zdrowego dystansu.
Dorodny przedstawiciel gatunku wleciał od mojego pokoju na drugim piętrze- jak- nie wiem.
Obudziłam się i zobaczyłam na chuście cień robala. To był on. W pierwszym momencie pomyślałam- pająk! Wybiegłam z krzykiem z pokoju.
Boże, jak ja się bałam! Niby robak. Nie mogłam do niego podejść. Centymetr długości, a byłam przerażona.
Po godzinie szlochów, płaczu, podchodów, telefonie do brata (który polecił mi najlepiej spalić całe mieszkanie i uciec, dla pewności), odważyłam się podejść.
Ale nie, że już dotknąć. Podejść. Otworzyłam okno. Myślałam, że to załatwi sprawę, ale za żadną cenę nie mógł się wygramolić. Co za wstrętny typ, wleciał na drugie piętro, a teraz nie może podlecieć pół metra?!
Trzeba mu było pomóc. Gdybym zostawiła go w pokoju, mógłby się schować, umrzeć- albo gorzej- nie umrzeć. Przyszłabym i gdyby go nie było widać, nie wiedziałabym, czy wyleciał, czy się gdzieś schował. Zabić też nie mogłam. Musiałam po pomóc wylecieć przez okno. Już byłam spóźniona na spotkanie. Boziu!!!
W końcu- ubrana w silikonowe rękawice, kurtkę, z sitkiem, miską i reklamówką- udało mi się go wypuścić. Cały czas miałam otwarte drzwi wejściowe, żeby uciec jakby co.
Najtrudniej było podejść, kiedy to już zrobiłam, poszło.
Dałam mu radę- fanfary.


Dziś rano znowu wleciał do pokoju trzmiel. A może to była osa.
„No nie!”-pomyślałam- to już szczyt. Zupełnie nie czułam strachu. Pobudzenie, oburzenie.
Popatrzyłam, jak lata, wyciągnęłam rękę w stronę owada i zdecydowanym gestem rozkazałam „Sio!”. Wyleciał od razu.

Wszystkie te wydarzenia, niby zwykłe, nabierają sensu w kontekście jednego z najważniejszych snów. Idę świtem, jak się okazuje, do domu mojej babci, gdzie mieszkałam, kiedy byłam mała. W śnie jestem dorosła. Przy furtce widzę siedzące na płocie kilka trzmieli, dorodnych, grubych, gotowych do pracy. Nagle dostrzegam, że wszystkie kwiaty zakryte są szkłem. Urosły nad wyraz piękne, dorodne, ale nie będą mogły wydać owoców. Na każdy nałożony jest dokładnie przykrywający słój.

Trzmiele chcą, żebym wyszła z pokoju i je zdjęła.
I to mnie przeraża. Ale czas najwyższy.
Odsłonię i dam zniszczyć kwiaty. Pozwolę na transformację i zobaczymy, co wyrośnie. Gruszki na wierzbie, czy śliwki na sośnie.

a.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

wszechopinie