wtorek, 28 maja 2013

drop in the ocean of the universe

wielowymiarowość życia i człowieka jest nieskończona. zapętla się we fraktalne wzory, by potem stworzyć rozwiązania do zupełnie nowych kodów, które tworzą nowe rzeczywistości.
tyle jeszcze do odkrycia, tyle granic do przekroczenia, tyle mitów do obalenia.
i ja w tym wszystkim jak kropelka w oceanie, co chciałaby zapamiętać, że kiedyś była kropelką zanim wyschnie lub stanie się falą.
e.

środa, 22 maja 2013

oniryczna kulka z pszczelego kitu

pożarła mnie wiosna. i próbuję się wydostać z zapachu bzów, z deszczu, z drzew szumiących nasyconą zielenią. skazana na grawitację patrzę na wyczochrane chmury, co spokojnie suną przez błękit.
wygłodzona byłam, na litość wiosny czekałam, żeby choć na chwilę, jeden promień słońca pomiział mnie po twarzy. a tu dostatek ciepła, słońce otula, kwiaty rosną.
czuję się onirycznie.
wiosna przeżuwa mnie jak kulki z pszczelego kitu. wytarmoszona jestem radośnie.
e.


poniedziałek, 20 maja 2013

trzmiel


Podobno trzmiel nie powinien latać, bo ma za małe skrzydła. Lata mimo wszystko, zasady aerodynamiki pokonuje, jak to określili fizycy „brutalną siłą”.
Jako natchnienie, naoczna motywacja, trzmiele są mi szczególnie bliskie.
W zeszłym tygodniu przekroczyliśmy jednak granicę zdrowego dystansu.
Dorodny przedstawiciel gatunku wleciał od mojego pokoju na drugim piętrze- jak- nie wiem.
Obudziłam się i zobaczyłam na chuście cień robala. To był on. W pierwszym momencie pomyślałam- pająk! Wybiegłam z krzykiem z pokoju.
Boże, jak ja się bałam! Niby robak. Nie mogłam do niego podejść. Centymetr długości, a byłam przerażona.
Po godzinie szlochów, płaczu, podchodów, telefonie do brata (który polecił mi najlepiej spalić całe mieszkanie i uciec, dla pewności), odważyłam się podejść.
Ale nie, że już dotknąć. Podejść. Otworzyłam okno. Myślałam, że to załatwi sprawę, ale za żadną cenę nie mógł się wygramolić. Co za wstrętny typ, wleciał na drugie piętro, a teraz nie może podlecieć pół metra?!
Trzeba mu było pomóc. Gdybym zostawiła go w pokoju, mógłby się schować, umrzeć- albo gorzej- nie umrzeć. Przyszłabym i gdyby go nie było widać, nie wiedziałabym, czy wyleciał, czy się gdzieś schował. Zabić też nie mogłam. Musiałam po pomóc wylecieć przez okno. Już byłam spóźniona na spotkanie. Boziu!!!
W końcu- ubrana w silikonowe rękawice, kurtkę, z sitkiem, miską i reklamówką- udało mi się go wypuścić. Cały czas miałam otwarte drzwi wejściowe, żeby uciec jakby co.
Najtrudniej było podejść, kiedy to już zrobiłam, poszło.
Dałam mu radę- fanfary.


Dziś rano znowu wleciał do pokoju trzmiel. A może to była osa.
„No nie!”-pomyślałam- to już szczyt. Zupełnie nie czułam strachu. Pobudzenie, oburzenie.
Popatrzyłam, jak lata, wyciągnęłam rękę w stronę owada i zdecydowanym gestem rozkazałam „Sio!”. Wyleciał od razu.

Wszystkie te wydarzenia, niby zwykłe, nabierają sensu w kontekście jednego z najważniejszych snów. Idę świtem, jak się okazuje, do domu mojej babci, gdzie mieszkałam, kiedy byłam mała. W śnie jestem dorosła. Przy furtce widzę siedzące na płocie kilka trzmieli, dorodnych, grubych, gotowych do pracy. Nagle dostrzegam, że wszystkie kwiaty zakryte są szkłem. Urosły nad wyraz piękne, dorodne, ale nie będą mogły wydać owoców. Na każdy nałożony jest dokładnie przykrywający słój.

Trzmiele chcą, żebym wyszła z pokoju i je zdjęła.
I to mnie przeraża. Ale czas najwyższy.
Odsłonię i dam zniszczyć kwiaty. Pozwolę na transformację i zobaczymy, co wyrośnie. Gruszki na wierzbie, czy śliwki na sośnie.

a.


poniedziałek, 13 maja 2013

teoria kokosa

nie można powiedzieć, że się kogoś zna. przecież sami siebie nie znamy do końca.

patrzę jak ludzie walczą. i nie jest to walka o siebie. tylko o to, żeby stworzyć iluzję silnych.

boją się słabości, porażki, wtopy, samotności, niespełnienia, smutku.

i udowadniają Ci, że wszystko jest zajebiście, że biorą życie za bary, że przetrwają wszystko. jednak pod tą grubą skorupą kokosa kryje się esencja istnienia. kryje się prawda, która i tak prędzej czy później zostanie brutalnie wypruta i będzie trzeba się z nią zmierzyć. bez udawania, drwienia, sarkazmu i innych mechanizmów samoobrony.

tak bardzo boimy się samych siebie, że nie potrafimy siebie zaakceptować z całym inwentarzem wad, dziwności i słabości, więc tworzymy maskę, która podoba się innym ludziom. to strasznie wygodne musi być ...i męczące.

coraz więcej tych masek. zdarza się, że osoba, którą bardzo cenisz i szanujesz okazyjnie taką zakłada i znika w szarym tłumie iluzji. i nic nie możesz zrobić, bo każdy musi sam dotrzeć do siebie.
e.


niedziela, 12 maja 2013

spustoszczyciel przyjemności

tak to jest z tym całym prawem przyciągania, że trzeba być niezwykle dokładnym.
w przeciwnym razie, życzenie "przystojnego faceta w moim łóżku" kończy się tak, że pijecie tam razem herbatę w towarzystwie jego dziewczyny.

ale ciągle się liczy?

a.