wtorek, 16 lipca 2013

wyemigrowanie

Zmieniam galaktykę, zakładam nowego, tajemnego bloga, którego lokalizację podam kiedyś. Albo i nie. Pięknie mi było polatać tu z Wami, pozdrawiam wszelkich Wszechstworów, dziękuję e.

a.

p.s.Podali w prognozie, że ma być tylko lepiej.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Pączusia

"When it all goes quiet behind my eyes, I see everything that made me lying around in invisible pieces. When I look too hard, it goes away. And when it all goes quiet, I see they are right here. I see that I'm a little piece in a big, big universe. And that makes things right. When I die, the scientists of the future, they're gonna find it all. They gonna know, once there was a Hushpuppy, and she live with her daddy in the Bathtub"




.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Ave Gogol!

pewnego deszczowego wieczoru, kiedy zmysły już gasną i układają się do snu, ostatkiem sił spojrzałam w szklany ekran i  zobaczyłam Go po raz pierwszy. miał na sobie podróbę dresu addidasa, złoty łańcuch na szyi i pięknie zniekształcony angielski akcent. niebieskie oczy, charakterne brwi, wiecznie rozczochrana czupryna, dziarski krok. Eugene Hutz grał Alexa.

szybko się okazało, że Genio to w ogóle założył zespół Gogol Bordello, w którym grają muzycy z całego świata i robią to z taką werwą, że nawet Madonna poprosiła o wspólny koncert. ona też wie, że Gogol skaczący w niebieskich kozaczkach jest spełnieniem marzeń współczesnej kobiety.



cygańska energia z turbodoładowaniem rocka i punka rozwalała publiczność na całym świecie, nawet na Openerze i w tym miesiącu w Warszawie. po kilku latach wzdychań do Gogola z telelwizora zobaczyłam swoje cherlawe aczkolwiek gibkie bóstwo na żywo. łezka się w oku zakręciła, serduszko szybciej zabiło. Genio żwawo wyskoczył na scenę w kiczowatych jak zwykle spodenkach, skacząc jak kangur w addidasach z lumpa i kalecząc angielskie słowa wyfałszowywał kolejne hity, co niosły tłum jak fale na morzu rozpierdolu egzystencjalnego. 



bezczelnie piękne to było. tak piękne jak On. bo jest prawdziwy, bo udawać nie musi nic. bo robi to co kocha i inni Go za to kochają. bo roznosi Go energia, którą boimy się wydobyć "bo nie wypada". ma wyjebane.



taki właśnie jest mój Genio. platoniczny nieco, bo ciągle gdzieś go gna. mimo to Genio jest blisko, gdy ludzie mówią mi,  że coś ze mną jest nie tak, "bo przecież to nie wypada".
Gogolmy się z klasą w nawet najgorszym życiowym burdelu.
Ave Gogol!

e.


sobota, 22 czerwca 2013

śniadanie po tiffanim

Znacie bohaterkę Śniadania u Tiffaniego?
Uwielbiała jadać śniadania pod luksowym sklepem z biżuterią, mówiąc, że nic nie daje jej takiego poczucia bezpieczeństwa i stabilności, niż widok na drogocenne kamienie.

To było 50 lat temu, elegancja zdążyła osiwieć i kulejąc oddać pierwsze miejsce na podium otyłemu komfortowi. Ma być dużo, łatwo, tanio, niekoniecznie pięknie i elegancko.
Czy jest dla współczesnego człowieka lepsza opcja niż śniadanie all inclusive?

Miałam okazję zjeść takie dziś, w hotelu w centrum Warszawy. Sałatki, bagietki, marmolady, świeże soki, jajka w przeróżnych postaciach, antipastii, warzywka, sałatka owocowa, serki i jugurty. No wszystko.
Z pełnym talerzem we wszystkich kolorach tęczy usiadłam przy stoliku. Akurat dość sporo ludzi przyszło po mnie. No nie, zjedzą mi całą sałatkę owocową!- pomyślałam i zaczęłam obserwować, co biorą. Moje obawy szybko okazały się bezpodstawne.

Ludzie jedli: chleb, bulki kajzerki, chleb, jejecznicę, bułkę, masło, jajecznicę, parówki, chleb.
Podsumowując- jajecznicę, parówki i pieczywo. Z masłem.

Jak można nie spróbować tego wszystkiego, albo chociaż czegokolwiek. W weekend, kiedy czas nie goni- pomyślałam.

Najśmieszniej było, gdy stołować przyszła się wycieczka szkolna. Trzech chłopców, podążając za samcem alfa, miało na talerzu dokładnie to samo: jajecznicę i dwie bułki, co więcej nawet w takim samym układzie graficznym!
Dziewczyny, jak to zwykle na wycieczkach, udawały że nie są głodne i zadowoliły się jogurtem (dobrze, że nie sałatką owocowa).

Nikt nawet nie spróbował mojej sałatki, mogłam jeść ile chciałam. Nie powiem, żeby mnie z egoistycznych względów nie cieszyło, ale też- zastanowiło.
Dlaczego nie patrzymy, co jemy, nawet, gdy wszystko jest już opłacone i przygotowane na stole?
To nie jest kwestia czasu ani pieniędzy, może strachu przed wejściem poza to, co znane. Oceny społeczne, naśladownictwo,lęk przed byciem outsiderem- czy naprawdę chcemy, żeby to kierowało naszym życiem?
Skoro nie chce nam się poszerzać horyzontów w tak prostej sprawie, gdy alternatywy mamy przygotowane i podane pod nos, to co dopiero w innych przestrzeniach? Czy wystarczy nam mentalna parówka, zmiskowana sztuczność, byleby jako tako wyglądająca i smakująca?

A ty, co jesz na śniadanie?

a.


środa, 19 czerwca 2013

samotność w sieci

Jest taki typ ludzi, którzy inaczej mają z samotnością.
Wychowani jako samotnicy, większość dzieciństwa spędzili w towarzystwie wyimaginowanych przyjaciół.
Długie godziny spędzali na rytuałach i przemyśleniach, niezmąconych rzeczywistością.

Potem było różnie.
Często pozostali na uboczu, zajęci elitarnym hobby. Niektórzy na tym zarobili, niektórzy stali się sławni.
Inni sukcesywnie wkładają swoje owoce do szuflad, może za kilka lat.
Bywało też, że takie osoby, by rozprawić się z lękiem społecznym, w pewnym momencie życia stały się ekstrawertykami. I, jasne, potrafią gadać. Przecież milczeli przez tyle lat!

Ale nie słuchają.
Nie nauczyli się tego od misia ani lalki- zabawki nie miały w zwyczaju przerywać, ani mieć własnego zdania.

Taka osoba uczy się nadawać, ale nie obierać.

I nagle, ktoś inny się odzywa.
Po początkowym zdumieniu, szybko przychodzi zniecierpliwienie: Teraz ja, ja, ja!! Ja wiem lepiej, ja bym to ciekawiej sformułowała. Boże, jak ty nudzisz, ja pierdolę. No przecież to jest oczywiste. Poudaję, że słucham, ale zaraz coś wtrącę.
Z każdą sekundą narcyz męczy się, usycha. W towarzystwie ludzi, którzy go nie wielbią, jak wpatrzone w niego zabawki, czuje się samotny. Kiedy musi udawać, że tych ludzi lubi, gorszych, głupszych. Musi oddawać swój cenny czas i uwagę komuś, kto nigdy mu nie dorówna. Nie może imaginować. Jest sam w realności, której nie chce akceptować. Samotny wśród ludzi.

Znałam kiedyś taką osobę, mieszka niedaleko. Znalazłam jej tam wygodne miejsce. Coraz rzadziej wychodzi na wierzch, bo i po co.

a.




poniedziałek, 17 czerwca 2013

Afonia, co wymaszerowała smutki

była sobie Afonia, co w filmie Janka Kolskiego szukała miłości. znalazła ją na chwilę, a potem straciła i z tego powodu osiwiała w jeden dzień. żeby nie oszaleć z tęsknoty oglądała kadry z filmów nakręconych starą kamerą, gdzie on uczył ją maszerować.

kiedy odszedł, Afonia wzięła swoją kamerę i ruszyła w podróż.
maszerowała. z impetem, goryczą, żalem i złością wdeptując w ziemię uczucia. stanowczo i do utraty tchu.

chyba każdy ma taki moment w życiu, że trzeba coś z siebie wymaszerować.
e.

wszystko można wymaszerować

wtorek, 11 czerwca 2013

Kłapouch

jestem rozbita. zdeptana. rozwalona na kawałki. zmielona. nie wiem czego chcę i jaka do końca jestem. nie potrafię się odnaleźć. zgubiłam gdzieś wszystko po drodze. zgubiłam siebie, a może nawet nie wiedziałam czy ta osoba w środku to byłam ja, czy tylko ja, którą chciałam być.

nie wiem, gdzie jest moje miejsce, mój dom, moja przestrzeń. nie wiem co chcę robić, kim być. bezdomna jestem sama w sobie. myśli odbijają się echem w moje głowie, tłoczą się i szarpią.

wiem, co czuł Kłapouch szukając swojego domu i ogonka, co go gubił co chwilę. nie mam nawet gwoździa, żeby przybić tego ogonka. widocznie muszę zacząć od początku. wszystko od początku.
e.